Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2019

David Bowie. Tonight

Obraz
Today. 35 lat temu. Jak już w poprzednim poście napisałem, mam do tej rzeczy ogromny sentyment. Mimo upływu lat ciągle to lubię. Ale ja już tak mam, gdy coś polubię, to na zawsze. Sprawia to wrażenie obsesji. W takim oczywiście potocznym rozumieniu. To podtrzymuje we mnie zafascynowanego szczeniaka. Przywołuje te dawne emocje... Spotykam się z duchem przeszłości. Jeden klik albo płytka w odtwarzaczu, i płynę sobie pod prąd, ze swobodą. Magia sztuki. Wyższej, niższej - wszystko jedno... Mówiąc najogólniej estradą od lat się już nie interesuję. Nie obchodzą mnie nowości, poza paroma wyjątkami, starzejącymi się... Takim wyjątkiem był Bowie. I to "był" mnie cholernie przygnębia. No bo chętnie bym chciał dalszej przygrywki dla swojego czasu - taki jestem samolubny - a zadowolić się muszę już jedynie dźwiękami przeszłości, nie tak jeszcze odległej wprawdzie, tyle że staremu dziadowi czas płynie szybko, więc ta otchłań przeszłości coraz bardziej straszliwym zionie chłodem... Po

CHUCK JACKSON - I Keep Forgettin'

Obraz
Mam ogromny sentyment do "Tonight" Bowiego. I stąd ta poniższa piosenka. Chuck Jackson. Bowie nagrał cover tego numeru; krytyka uznała, że to najgorszy numer w jego wykonaniu, przeciwko czemu zawsze będę protestował. Nie mam dziś za wiele czasu na pisanie, ale teraz, z końcem września, w trzydziestą piątą - ło matko krzestno!!! - rocznicę premiery płyty "Tonight", z chęcią przypomnę oryginał jednej z piosenek tam nagranych...  I keep forgetting you don't love me no more (...) But these stupid old feet Just head for your street Like they've done so many times before And this stubborn old fist On the end of my wrist Keeps a knocking on your front door...

A little more cheepnis, please

Obraz
Tak, prochy to nie wszystko, deprechę trzeba jakoś zarobić... Czymś się zająć, nawet rzeczami nieskomplikowanymi... Zatem porządki... Rok temu pewna pani, zastanawiając się, czy już sobie strzeliłem  w łeb, zarzuciła mi, że tonę w zakurzonych papierach. W sumie miała rację... Robię więc porządki. Stare notatniki, kalendarze, świstki, wycinki... I tak się trafiło. Hm, żeby odbyć podróż, nie trzeba się wcale ruszać z domu! Fotka Franka Zappy na kiblu. Gacie wokół kostek, posiadówka na sedesie, wzrok wlepiony w obiektyw. Piękne, biało- czarne, ziarno... Zappa - artysta totalny. Takie też wspomnienie po idiotycznie przepłakanej miłości sprzed lat... Dawne muzyczne fascynacje, które może trzeba by było trochę odświeżyć, zanim, i tak dalej... Uwielbiałem to, i cieszę się z tego nadal. Frank Zappa. "Cheepnis". Hołd złożony filmidłom kategorii B... No kto tych kinematograficznych wariactw nie lubi... Zębaty rożek do lodów, na przykład... Zappa!

Knut Hamsun. Głód

Obraz
Det var i den tid jeg gikk omkring og sulted i Kristiania, denne forunderlige by som ingen forlater før han har fått merker av den... Tak to się zaczyna. "Głód" Knuta Hamsuna. Oslo, Oslo, zanim zeń wyjedziesz, pozostawi w tobie ślad, naznaczy cię... Na swój sposób rzeczywiście dziwne miasto, choć bardzo trudno to określić, opisać tę dziwność... We mnie samym też zostawiło ślad, pewien nastrój, po który wracam, chociaż, będąc coraz starszym, wszystko smakuję już inaczej. Wszystko się jednak zmienia, w tym i ja, i Oslo. Chociaż ja twarzy sobie nie odmładzam... Naturalnie nigdy nie chodziłem po norweskiej stolicy głodując, chociaż oczywiście pewne głody, nie tak dosłowne, kiedyś, za młodu, we mnie się trzęsły, także tam, naturalnie, bo młodość w ogóle z głodów się składa. Mój ulubiony stan - pogodna melancholia, ulubiona czynność - kierowanie się zawsze w przeciwną stronę. Tam mi się to zawsze udaje, dzięki czemu jest to jedno z najulubieńszych miejsc, bo nie kojarzy s

Lars Gustafsson. Dziwne drobne przedmioty

Niby nie dziwne, często najzwyklejsze, a jednak dziwne. W ich opisywanie wpleść można ważne pytania, zawrzeć w nich wielką tajemnicę życia... Gustafssona pamiętam jak przez mgłę, bo dawno już temu czytałem jego książki. Kilka z nich ukazało się zresztą po polsku, na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Małe książeczki w serii Nike. "Wełna", "Święto rodzinne", "Śmierć pszczelarza". To ledwie ułamek twórczości tego ponoć najpłodniejszego po Strindbergu szwedzkiego pisarza. Powieściopisarza, eseisty, poety, blogera również. Wybór jego poezji w przekładzie Zbigniewa Kruszyńskiego ukazał się w 2012 roku. Ta mała książeczka wypełnia pewną lukę, choć poezja Gustafssona to zjawisko cechujące się wielką obfitością, tłumacz jednak dokonał, myślę, niezwykle celnego wyboru, dającego czytelnikowi możność zrozumienia, jakim człowiekiem jest, a raczej był, Lars Gustafsson. Był, bo już od trzech lat nie ma go na tym tajemniczym, niezwykłym świecie. W

Morten Gjul

Obraz
Morten jest jednym z moich najukochańszych artystów z Norwegii... Jego miejsce to Inderøy... Kawał czasu spędziłem w pobliżu. Mewy, łosie, iglaki, bezlik grzybów, moroszki, jagody, te takie zwykłe oraz bagienne, czasem nad wyraz spokojne wody zatoki... Miły, łagodny, dość melancholijny pejzaż... Ponoć większa część życia to woda, największa nawet... Gjul korzysta obficie z jej dobrodziejstw... Jest jak bóg; wystarczy kilka ruchów, i wyczarowuje świat... Ktoś przed nim stworzył wodę, on zajął się resztą: Północny Trøndelag, Gjul, moje tęsknoty... www.mortengjul.no  k