Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2021

David Bowie — Everyone Says 'Hi' [Metro Mix]

Obraz
I tak to można odfajkować kolejny rok. Kolejny dziwny, paskudny rok... Pozostaje po nim jakiś niesmak, rumieniec wstydu... Czas pomoru, statystyk, o których upiorność stara się tak wielu głuptasów, uparciuchów, niedowiarków... To wszystko jeszcze w politycznym sosiku spreparowanym przez tych, co dziwnie zapatrzeni we wzorce z czasów z mojego punktu widzenia jak najsłuszniej minionych... Mroczne déjà vu... Ale teraz, tak wpół do sylwestra, niech będzie piosenkowo i rytmicznie... Taki mix kawałka sprzed - Boże drogi - dwudziestu lat... Zawsze ratunkowy David Bowie.  Wszystkiego dobrego... Don't stay in a sad place where they don't care how you are...

Nie wróci już

 Chyba nic nie wraca, dudnią tylko narastające echa... I brzmią piosenki coraz bardziej sprzed lat... Kiedyś do człowieka łatwiej to i owo przylegało... Pierwsza miłość z pierwszą porcją melodii się do człeka przedostawała, podrygując do ulubionej nuty... Potem duch ją dźwiga, już się zawsze będzie oglądać wstecz, i zawsze pomny będzie tego, co było najdroższe i niepowtarzalne... Reszta się musi jakoś w sytuację wpasować, i my się musimy wpasowywać w te cudze oglądania... Przyplątał mi się taki kawałek z islandzkiej liryki. Þórbergur Þórðarson (1888 - 1974). pisarz, figlarz, esperantysta... "Nie wróci już". Na koniec roku tak nieco o pewnej dokuczliwości życia...:) ÞÓRBERGUR ÞÓRÐARSON Nie wróci już Nie wleci, nie wróci, nie zamigocze  za oknem miłość, co kiedyś w moim domu  żyła   Razu pewnego wleciała ćmą roztrzepotaną, by potem w kraj tajemnych pieśni łabędziem  ulecieć, i zniknąć   Groźny taki lot podstępny dla biednego serca; wprawdzie ptak przepadł, lecz pieśń wciąż w do

En stjerne skinner i natt

Obraz
I tak to się zbliżają chwile uroczyste, już słychać jak biją dzwony i dzwonki... Klangor świąteczny, Bóg się rodzi i aniołowie ślą z nieba pokojowe pienia... Trzeba by tego Ziemi, która jakoś tak wpadła znów w przedsionek piekła. Bo Natura płata figle, i płata je też człowiek, ten udziwniony wykwit owej Natury... Jak to pisał kiedyś Michał Choromański w swych "Kotłach beethovenowskich": "Postanowienie ludzkie, świadomie powzięte, jest czymś najgroźniejszym, co istnieje na świecie, w każdym razie okropniejsze od bezmyślnego okrucieństwa przyrody". Żywioł ludzki. Wicher taki, straszniejszy od zwykłego wichru, bo plugawy, niegodziwy... Nastroje mam raczej ponure. Bo to i ten żywioł polityczny, a do tego ta pandemia nieustępliwa, która wpędza nas już od dawna w zakwefienia, i jeszcze irytujące problemy na - że tak powiem - rodzinnym łonie... Pośród tego wszystkiego "bawię się" w dobrego człowieka, a wiadomo, że dobroć szczególnie uruchamiana jest przez nieszcz

Auður Ava Ólafsdóttir. Blizna

Zaszczepiłem się właśnie trzecią dawką... Zupełnie, jakby mi życie było miłe. A żeby tak znowu było... Troszkę samobójczo znów dziś będzie. "Blizna"... Wszyscy mamy jakieś blizny. Z czasem coraz ich więcej, jakichś zrośnięć, zarośnięć. Na duszy i ciele. Te duchowe łatwiejsze do rozdrapania. Blizna to taka niedbała łatanina, aby tylko zakryć jakoś ziejącą dziurę, tak - jak to niektórzy mówią - na kurzą dupę. Po kilkudziesięciu latach szczególnie duch ludzki to już taka lalka szmaciana ledwo trzymająca się kupy, pozszywana na aby - aby... Auður kreśli portret przeciętniaka, zwyklaka... Taka złota rączka, co tam kiedyś pozaliczała trochę panienek, co się dała wrobić gładko w cudzego dzieciaka, rozwiedziona, po pięćdziesiątce... Ta zręczność złotej rączki najbardziej mnie zachwyca i smuci zarazem, bo często tacy wiertarkowcy i glazurnicy ładnie poukładać potrafią podłogi i sprzęty, ale nie bardzo wychodzi im z życiem... Tak mnie zachwyca, bo ja należę do tej gromady, która nic ni

Jón úr Vör. Grudzień

Grudzień... ucieka mi za grudniem... Już miesiąc po kolejnych urodzinach... Ciągle starszy i starszy. I jak zwykle martwiący się o innych... Ale niezmiennie cieszę się grudniem, jego mrokiem, chłodem... Tak, lubię ten mróz. Już trochę sypnęło, co też mi się podoba... Od dawna jest już też przedświątecznie, bo przecież tuż po tych skrzywdzonych cmentarzem kwiatach, po chryzantemach, zapalają się lampki, choinki, mimo wszystko, nawet w ten czas zły... Mało jest słońca, więc nadrabiamy te braki żarówkami, płomykami... Lubię to oczekiwanie, tak jak dawniej... Bo same święta to już w zasadzie zwykłe niedziele... To, co wyczekiwane, zazwyczaj rozczarowuje... To tak jak czekanie w podnieceniu na miłosne spełnienie - gdy jest już po wszystkim, człowiek zaczyna się zastanawiać: - I o co tyle krzyku? Oczywiście lubiłem bardziej jako dziecko - chociaż może to złe słowo, bo w zasadzie nigdy nie potrafiłem być dzieckiem, więc też i żaden ze mnie dorosły, bo w gruncie rzeczy między dzieckiem a doros