Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2019

Mýsingr

Bo tutaj jest, jak jest, po prostu. Zdaje się, że tą głęboką myślą podzielił się kiedyś z nami artysta Paweł Kukiz... Tak jest. Prokuratura się nie dopatruje. Tak jest. Można wieszać... Tak jest. I ja dobrze o tym wiem... Wiem. Tak mi mówi artysta. I wiem, i martwię się, bo taki jestem z miasta, i na domiar złego kobiet do domu nie sprowadzam... Chociaż może rzecz w tym, by tym kobietom w końcu zamieszać w głowie, szczególnie tym w strojach ludowych, z klimatów typu: hoc, hoc, zawalił się sroc - tyle że to trzeba mieć talent do gadania z dziećmi... Bo jak nie, to tak będzie, jak jest, o czym dobrze wiem... Nic się nie zmieniło. Brniemy tą samą koleiną. Donikąd. Bo niech nikt sobie nie wyobraża, że Demiurg z Ciemnogrodzkiej ma jakiś cel, i że gdzieś się spieszy... To znaczy jest cel - wedrzeć się na pokoje i w każdym zrobić kupę. I to się już właściwie udało - teraz robi się dodatkowe, rzadkie i po ścianach, żeby już nas całkiem wstręt ogarnął, i żebyśmy sobie już całkiem wyemigrowal

Inferno, czyli Strindberg w Ikei

Obraz
Sá sem segir að lífið sé dásamlegt, er annaðhvort svín eða hálfviti. Kto mówi, że życie jest cudowne, ten jest albo świnią, albo idiotą. Tak to sobie zacytował Gyrðir Elíasson Augusta Strindberga. Piekło. Na ziemi. Bo gdzieżby indziej? Czy życie jest cudowne? Wszechświat jest cudowny, choć to jedynie cudowności matematyczne i fizyczne. Dość zimna sprawa, też jakby z piekła rodem. A samo życie? Gdy człowiek swym wzrokiem obejmie ciasny kadr, koniec własnego nosa, gdy se legnie w sytości, to tak sobie może pomyśleć, zapominając o niedoli innych. Taka zadowolona świnia na miękkiej podściółce. Czy nią jestem? Naturalnie, bywam nią! Ale gdy spojrzeć szerzej, to może też... Nie, aż takim idiotą nie jestem... Gdy przystępowałem do sporządzania tej notatki, myślałem, że nazwę się idiotą. Ale chyba jednak pozostanę przy świni. Jestem, póki co, sytą, spermkującą świnią, która od czasu do czasu nazywa życie czymś cudownym. A tak w ogóle to piekło. I to nie zależy od miejsca. Czy to chata z

Rybak z Götur

Po tym koreańskim wyskoku czas powrócić na bardziej znajomy grunt. Południowa Islandia. Okolice Vík í Mýrdal. Turystyczna atrakcja. Bo to i Dyrhólaey - jedna z najbardziej charakterystycznych skalnych formacji Islandii, cypel z przepięknym łukiem, pod którym można przepłynąć; bo to i sterczące z morza, naturalnie owiane legendą, skalne iglice Reynisdrangar; bo to i niesamowite czarne plaże; i Reynisfjall, co często umie oddzielić pogodę od niepogody. Nadto bliskie sąsiedztwo kurczącego się niestety lodowca Mýrdalsjökull i pustyni Mýrdalssandur; no i ocean, wodny bezkres, całkowite nic w linii prostej, może poza Wyspami Zielonego Przylądka, ale oprócz nich nic, jedynie falujące pustkowie sięgające aż do następnego pustkowia, do mroźnej Antarktydy. Idealne miejsce dla straszydeł, zjaw, elfów. I to sceneria jednej z moich ulubionych opowiastek o ukrytym świecie i jego tajemniczych mieszkańcach. Na poprzednim blogu ją wklepałem, i zrobię to tu, z nieodmienną przyjemnością. Wiara w elfy

휘파람

Obraz
Mam nadzieję, że nie popełniłem byka. Chłopak, co widać, gwiżdże pod okienkiem do dzielnej robotnicy, wystrojony, z kwiatuszkiem w celofanie... Taka północnokoreańska love... Usłyszałem to i pokochałem... Nie jestem pewien, czy powinienem to robić, bo przecież ta Korea Północna jest tak odjechana, makabrycznie odjechana, że tu nie ma nic do śmiechu... Ale powiedzmy, że to ten listopad, mroczny... Więc i humor jakiś taki listopadowy mnie dopadł. Jestem straszny, ale ta piosenka mnie urzekła. I te fascynujące znaki... Jeszcze raz - 휘파람 - piękna grafika... Choć nie jestem pewien, co znaczy... Ale miłość to miłość;))

Nie zapomnijcie. Tomasz Gluziński

Chwali Ci się, Erneście, że karmisz zimą ptasią drobnicę. Ale grubszemu ptakowi też warto coś dać, coś na miarę jego dzioba. Gawrony uwielbiają orzechy włoskie. Spryciarze - nie trzeba im ich łuskać. Koło mojego domu ciskają nimi z wysokości o nawierzchnię parkingu, tak że czasem można oberwać znienacka. Za którymś razem się roztrzaskują te orzechy albo - jak się uda - zmiażdży je jakiś samochód, i wtedy jest uczta... A i kruk wart jest troski. Każdy wiking wie, że to boski ptak, choć to trochę taki sęp Północy (ale i Odyn nim jest, bo przecież to na pobojowiskach zbiera załogę do swej Walhalli!! Tam gdzie i kruk ma swój żer!:-)). Ale figlarz... Krukowate są fajne, spokrewnione zresztą i z drobnicą, bo choćby szary wróbelek to właśnie krewniak kruka, gawrona, kawki, sójki, sroki - wróblowe ptaszki to wszystko. Ja mam dwie zaprzyjaźnione kawki, bystrookie. - Kradną w okolicy spinacze do bielizny, i przynoszą mi to wszystko na kuchenny parapet. I to takie pełne eko - żadne tam plastiki

Krummavísur - Voces Thules

Obraz
Coś na ciężkie czasy. Zima przed nami i przed krukami. Krummi - to taka miła islandzka nazwa kruka. Hrafn nie brzmi tak sympatycznie. Kruki to mądre ptaki, o czym doskonale wiedział Odyn. Inteligentne... Podobno inteligentne stworzenia lubią się bawić. Kruki lubią się bawić. Ja natomiast mam z tym pewien kłopot, ergo nie jestem inteligentny - w żadnej dziedzinie nie jestem profesjonalistą, więc i z zabawą nie bardzo mi idzie - a cóż jest poważniejszego i bardziej domagającego się profesjonalizmu od zabawy? Myślę, że, mimo wszystko, kruk ma łatwiej, bo wykluwa się z jajka, i natychmiast robi się z niego właśnie profesjonalny kruk. Choć jego życie nie jest wcale proste, zwłaszcza gdy przyjdzie zima, co wszystko mrozi... Jak przeżyć, co zjeść?... Zawsze jednak coś słabszego padnie, więc zabawowy kruk może załapać się na mrożonkę... Mistrzowie przetrwania. I wspaniałe ptaki. No i cóż - wszystkim życzę przetrwania... Przed nami zima, dosłownie i w przenośni. To drugie przynajmniej d

Þrymskviða, czyli kto mi zajumał młotek. Islandzka "prababka" bawi i objaśnia.

Początek listopada, więc czas dla mnie urodzinowy! Lat już mi się nie chce liczyć, dość, że jestem w tym dobrym wieku, w którym już prawie nic nie muszę! I że fizycznie czuję się dobrze! Może już mniej ekscytująca wydaje mi się moja orientacja seksualna; bardziej raduje mnie ciągle jeszcze niezła u mnie orientacja w terenie; za to z radością narastającą udaję się w stronę bajek najrozmaitszych. Krąg się zamyka! Życie musi odzyskać swój smak. Pobajczę dzisiaj. Zwracając się do zabytkowej Eddy. Bók þessi heitir Edda . Taki napis widnieje na najstarszym rękopisie trzyczęściowego dzieła Snorrego Sturlusona, w którym uczony ten średniowieczny pomieścił nordycką mitologię, objaśnienia poetyckich obrazów oraz starodawnych poetyckich reguł. Snorri, wielki Snorii, to człowiek nie do przecenienia, to postać, która właściwie do dziś przerasta wszystkich ludzi pióra z Północy, przerasta ich dlatego, że ocalił przeszłość, że pozwala nam do dziś rozumieć poezję skaldów, że mitologiczny świat w

NINA SIMONE on DAVID BOWIE, JANIS JOPLIN and singing STARS

Obraz
Zostańmy jeszcze trochę w objęciach melancholii, choćby w tej pozaduszkowej... Wspaniały głos z przeszłości, kiedy jeszcze nie wszyscy byli martwi... Jak nie było Janis wtedy, tak i teraz jej nie ma, tak jak i teraz nie ma już Niny, i Bowie wyjechał gdzieś na dłużej... Stars, they come and go, they come fast, they come slow, they go like the last light of the sun, all in a blaze. And all you see is glory. But it gets lonely there when there's no one there to share, we can shake it away, if you'll hear a story: People lust for fame like athletes in a game, we break the collarbones and come up swinging, some of  them are crowned, some of them are downed, and some are lost and never found. But most have seen it all, they live their lives in sad cafes and music halls... ... Cudowna Nina Simone. Urywek z jej występu na festiwalu w Montreux, w 1976 roku. Zafascynowała kiedyś Davida Bowie. Bardzo się zaprzyjaźnili... Dawna już historia... Nina Simone:

Na cmentarzu

Obraz
Ileż trwa ta pamięć? Góra dwieście lat? Chyba że ma się jakieś szczególne zasługi, chociażby niszowe, wtedy jest szansa na jakieś dłużej. Historia jednak obchodzi się z ludźmi dość brutalnie, pozostawiając po nich góra jakieś gary i bezimienne szkieleciki, jeśli natura pozwoli, naturalnie... Ilu swoich przodków znam? Garść sięgającą początków dziewiętnastego stulecia. A reszta? Szukaj wiatru w polu. A przecież gdzieś tam jest jakiś prawdziwy tłum ludzi. Przecież i moje zasrane, gejowskie korzenie, jak każdego innego typa na tej lichej kosmicznej gałce, sięgają tej pierwszej glizdy, co wypełzła cholera wie z czego. Tyle że cały ten przeszły tłum to już dziś jakieś wielkookie a anonimowe lemury. Oczywiście jakoś mogę w te wszystkie ślepia popatrzeć, zerkając w lustra, ja, nosiciel licho wie jakich parchów. Ja już jednak nie eksperymentuję. Jestem litościwie ostatni. Z całym bagażem. I widzę w sobie tatę, mamę, dużo ojca mamy, którego chyba najbardziej w całej rodzinie kochałem... Można