Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2020

Fantastic Voyage. David Bowie

Obraz
Chwilę temu płycie Bowiego "Lodger" stuknęło 41 lat. Aż trudno uwierzyć. Długo mi już ta płyta towarzyszy, i nigdy mi się nie znudziła. Niewielkie arcydziełko Davida, jedno z moich najukochańszych, nie do końca docenione... W moich zbiorach: i na taśmie, i na winylu (first edition), i na kompakcie... :)) Otwiera je numer "Fantastic Voyage". Zadziwiające, jak fantastycznie ten utwór wpisuje się w nasze dziwne czasy... Pasuje, tu i teraz. David Bowie...

Eivør - Mín Móðir

Obraz
Matka... Niektórzy wiedzą, że za nią nie tęsknię. Dla mnie to słowo pozostawia po prostu niesmak. Choć i współczucie, bo moja matka była nieszczęśliwą osobą, która, co poradzić, postanowiła mnie z tego powodu obarczyć ciężarem poczucia winy. No i trochę jej się udało. Przyjąłem to dobrodziejstwo inwentarza, choć dawnymi czasy niewiele rozumiałem. Ale, jakoś tak siłami natury, zdobyłem się względem niej na ludzką przyzwoitość i szczodrość, względem niej, a także względem jej głównej ofiary, czyli mego ojca... Matka. Może być Matka Ziemia, pełna wspaniałości, piękna, choć też i złowrogich bakterii, pasożytów i wirusów... My tak po marzycielsku lubimy kojarzyć piękno z dobrem... Ale ja zawsze mam gdzieś z tyłu głowy "Portret wenecki" Grudzińskiego, owo zniewalające piękno zła. Chociaż matki bywają ślepe, nie od parady więc miłość matczyna zwie się bezwarunkową... Wszak nawet to co złe, było kiedyś jej pociechą, pieścidełkiem, wyduszoną z siebie perełeczką... Matka. To kwiaty.

Scurvy

No i się dzieje. Nawrót głupoty jest już tak wielki, że się nawet do listy przebojów niska lękliwość jakaś dobrała. Dobrze to opisał Wojciech Mann, że mamy do czynienia z taką drabiną strachu, na której szczycie tkwi otoczony ochroniarzami Kaczyński, zalękniony oczywiście, któremu nawet nie trzeba żadnego Hiper - robociarza od Witkacego, by go w strach wprawić... (Wystarczyło popatrzeć kiedyś na rozczochrane to dziecię nowogrodzkie przed rozprawą z Wałęsą, gdy go zaczepił jakiś obywatel; nawet nie umiało się to zdemoralizowane pokurcze odszczeknąć, tylko w tęsknocie za mamą kuliło się i zamykało oczka, mając ochotę wejść stojącemu obok policjantowi pod pachę... I takie dziecko, już pod siedemdziesiątkę, bawi się dzisiaj średniej wielkości krajem w centrum Europy...) Ma nas on jak grzechotkę, którą sobie potrząsa... Budzi to jakiś osobliwy zachwyt w kołach wiejskich gospodyń i w co drugiej remizie strażackiej. Oj dada dana, nie ma szatana... Ale na drabinie boi się każdy, od prezesa po

Rolf Jacobsen. Poczekajcie

Wszystko musi mieć swój czas. Ale my, syci już tak bardzo i z wolnym, acz ciągle dziwnie zapchanym czasem, wpadliśmy w jakąś łakomą niecierpliwość. Rolf Jacobsen swój wiersz "Vent på meg" napisał wiele dekad temu. A myśmy nie dali mu pokryć się kurzem. Wszystko ma swoje tempo. Śliski ślimak; śnieg w swym padaniu i topnieniu... Kukułka kuka co pół godziny, w tym czasie, co tak leci, w którym gubimy bezlik drobnych klejnocików - chwil... I dzieci pozostają w groźnej pustce...  Wszystko musi mieć swoją porę... Tylko myśmy jakoś pogubili najistotniejsze zegary... A Ziemia ciągle ma swoje tempo... Żeby choć ci, co poza naszą cywilizacyjną karuzelą stoją, wiedzieli, o co tak naprawdę chodzi... Dziś chyba jeszcze tylko poeta umie poczekać... Chociaż natura znalazła teraz sposób, by i resztę, nie nazbyt poetyczną, zatrzymać... Przyszedł czas na sen... Niech nam te sny podpowiedzą coś cennego... Wpadł mi ten wiersz teraz w oko, wydał mi się w sam raz na ten dziwny czas... Rolf

Steinar Bragi. Kata

I tak brnę przez ten czas, w półuśpieniach, w zawirusowanym przestoju... Resztki normalności obserwuję jedynie w przyrodzie... Jerzyki doleciały, jest ich coraz więcej. Zawsze mnie cieszy ich piskliwa energia. Prawdziwe duchy powietrzne!! A na dole, pod jerzykowymi powrotami, nad Wisłą, nędza, degrengolada; w sumie całkiem spory kraj, którym nadal, mocą naszej obojętności, bawi się nowogrodzka ropucha, szulerski glut otoczony interesownym półświatkiem; wywalony na wierzch śmierdzący organ strachliwej, zakompleksionej pogardy, bezwstyd na imprezie, godnościowe wzdęcie, balonik wypełniony trupim jadem, pośmiewisko, policzek dla tych, którzy kiedyś gotowi byli zaryzykować wszystko, by było lepiej... I wszystko przy akompaniamencie kwiku żałosnej opozycji, z którą trzęsawisko gra w dupniaka. Oni listy piszą i wymachują karteczkami wydartymi ze swych drukarek... No tak, tak drukarkę trzeba od czasu do czasu przewietrzyć, co by się bidulka nie zastała... Przed nami straszne czasy. To się