Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2023

Zabij ten lęk

Obraz
Muszę powiedzieć, że się staram. Zabijać lęki. Jakoś trzeba, szczególnie w czasie, w jaki wkroczyłem, w czasie, kiedy życie staje się już czymś nienaturalnym, czymś przedłużonym lekkomyślnie komfortem i higieną... A życie wcale nie musi trwać długo. Nawet jeden dzień potrafi dostarczyć tyle treści, że aż strach... Przypomniał nam o tym ostatnio Albert Camus w "Obcym"... Nam przypomniał, bo sobie z Frankiem czasem czytamy razem różne stare rzeczy. To znaczy ja czytam głośno, a on słucha... Ja to bardzo lubię, on to polubił. Taka drobna osobliwość naszego życia, zważywszy, że głośno czytam lektury nie zawsze lekkie... To taki inny poziom rozmowy, gdzie się nie trzeba wysilać. Wystarczy tylko użyczyć głosu, w ten jedynie sposób uczestniczyć w czasie tego drugiego, który z kolei uczestniczy w czasie pierwszego, słuchając, i każdy przy okazji zatopiony we własnym świecie, w świecie własnych wyobrażeń... To daje odsap od codziennych paplanin, kłótni, komentarzy... A wszystko zaczęł

Obudziłem się wcześnie. Jón úr Vör

 Dalej, ku zieleniom, ptakom, jasnościom... Tam, gdzie wieczory łagodnie potrafią przemieniać się w świtanie, szkoda czasem snu, bo się trzeba nasycić blaskiem, kolorami i jasnym spokojem, zanim jeszcze powróci zwykły, codzienny zgiełk... U progu maja taki więc wierszyk Jóna, z Islandii, z tomu "Ég ber að dyrum" (Pukam do drzwi) z 1937 roku: Jón úr Vör Obudziłem się wcześnie Nad wiosennym wrzosowiskiem zmierzch spotyka się ze świtem. Pełen tkliwości to poranek, co do mnie śmieje się błękitem.   Sam jestem i wędruję sobie  w dół ku wielkiej wodzie. Morze błękitno dziś spokojne - na nim hen jakby śpiące łodzie.  Morze o brzeg skalisty bije  drobnymi, lśniącymi falami. Tam edredonka i jej młode, śmigają między kamykami.   Wyraźnie w mej pamięci trwają wśród blasków szczenięce momenty, z kumplami szliśmy powędkować, rzucać haczyki wprost w odmęty.    Raźnie znosiliśmy do domu obfite, wspaniałe połowy. Wcześnie wstawaliśmy rano, późno się kładły senne głowy.    Ludzie znów wyrwani

Duży Książę (24)

 Plan na wieczór został skrupulatnie wykonany. Odbył się koncert przyjaciela Księżnej, doprawdy znakomity... Daniel mu było, owemu pianiście, któremu Księżna podarowała odrobinę swego serca oraz wcale pokaźną dotację na szlifowanie wspaniałego talentu. Tak więc wygód Danielowi nie brakowało i nawet zechciał się nimi pochwalić przed książęcą parą, zatem gdy tylko wybrzmiały wszystkie brawa i spłynęły kaskadą czerwone kwiaty, którymi pianista najbardziej się fascynował oraz po uczczeniu udanej imprezy kieliszkiem szampana, cała trójka ruszyła na przedmieścia, gdzie znajdowała się niewielka willa artysty, przyjemnie odnowiona i wyposażona według smaku zaprzyjaźnionych z Księżną dekoratorów, smaku zresztą osobliwego, jak zauważył zaraz po przekroczeniu progów gościnnego domostwa Książę, albowiem pierwsza rzecz, jaka rzuciła mu się w oczy, była ni mniej ni więcej tylko szkicem przez niego samego wykonanym kiedyś tam, w studenckich czasach, podczas bytności w Krakowie... - Wasza Wysokość poz

I know when to go out and when to stay in...

Obraz
Kwiecień obfituje w Davidowe rocznice okrągłe... Teraz z kolei 40 lat stuka płycie "Let's Dance"... To już doskonale pamiętam, bo to już taki początkujący nastolatek był ze mnie... Kiedyś tam David, plącząc się po Australii, dotarł do dziury w Nowej Południowej Walii o nazwie Carinda. Zajrzał do miejscowej knajpki, spodobała mu się, grzecznie się tedy przedstawił i zapytał właściciela, czy nie mógłby sobie tu porobić trochę zdjęć do planowanego klipu... No i tak na tle tej Carindy, a ściślej na tle knajpianej ściany ujrzałem go po raz pierwszy. Zapowiadany był jako pewna sensacja - oto powraca David Bowie. Nic nie wiedziałem, że to jakiś powrót. Nie znałem gościa. I nagle ta twarz. Fenomenalna. Od razu mnie nią uwiódł. Było w niej coś fantastycznie wyniosłego, arystokratycznego ale też i coś zadziornego, łobuzerskiego... Niegrzeczny chłopczyk o chłodnej urodzie i to jeszcze z tak charakterystycznym głosem... Moja fascynacja nigdy nie ostygła... Oto pewien rodzaj wybrańca,

Who will love Aladdin Sane?

Obraz
Pół wieku już. Taki obłęd! W 73 Bowie był na absolutnym szczycie... Poszedł za ciosem i podarował nam album "Aladdin Sane" z tą ikoniczną okładką. Tym razem był to taki Ziggy w Ameryce, Ameryce jednocześnie fascynującej i przerażającej. Pan kosmita, chłopak zwariowany, co zadziwiał świat; miał niecodzienny wizerunek, którym zabłysnął na planecie Ziemia, nawet i za ówczesną żelazną kurtyną, choć tam tak incognito - bojąc się latać, Aladdin, wracając z Azji, wybrał podróż do Europy koleją transsyberyjską - jakże on się malowniczo prezentował w tamtych radzieckich bylejakościach, jakże był kontrastowy względem otoczenia, pozując do zdjęć na Placu Czerwonym w Moskwie... W trakcie tamtych peregrynacji zahaczył i o Warszawę, szarą wtedy... Przy Marii Kazimiery upamiętnia tamto zdarzenie efektowny mural... Echo tej Warszawy pojawiło się potem na płycie "Low" z 1977 roku, z wykorzystaniem "helokania" - (Helo, helo, Helenko, jako ci sie pasie...) Dla mnie to trochę

Black Tie... ma już trzydzieści lat

Obraz
Jeśli jeszcze coś mnie dziwi to te narastające liczby, opisujące życie i jego upływ... Jakiż człowiek był wtedy młodziutki, w tym 1993 roku, szczuplutki, chętnie półgoły... Rozczochrany czas, w którym rozbijałem się sfatygowanym garbusem, przeżywałem ciężkie stany miłosne i mozoliłem się edukacyjnie, bo to jeszcze ciągle były te szkolne nudy i nędze... Czasy rozmaitych zaliczeń, tych bardziej i mniej radosnych... A ile łez z miłości wylanych! W tym dziewięćdziesiątym trzecim. Nigdy wcześniej i nigdy potem tak bardzo nie płakałem z miłosnych powodów... I cóż - tamte łzy dawno wyschły - polały się po nich wprawdzie następne, ale już trochę z innych powodów... Jednak tamte już na dobre obeschły, bo i chłopak okazał się nie tak bardzo ich warty... No i naturalnie byłem już wtedy okrzepłym fanem Bowiego, już z dziesięcioletnim stażem. I tak kwietniową porą, dziesięć lat po premierze "Let's Dance", pojawił się Bowie znów w towarzystwie Nile'a Rodgersa w roli współproducenta