Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2021

Ola Hansson. Jesienne słońce

Jesień już przyszła. Jeszcze się mocuje z latem, powoli, powoli odzierając go z zieleni... Zaraz wszystko zniknie, w szykowaniu się na zimową martwotę... Coraz szybciej się wszystko dzieje. I życiowa, człowiecza jesień narasta i narasta, by wkrótce zapanować na dobre... Taki to los... W tych okolicznościach powędruję poetycko do Skanii, do krainy, w której wyrósł Ola Hansson (1860 -1925), trochę już zapomniany szwedzki pisarz, poeta, który swój czas miał w epoce berlińskiego "Prosiaka", Strindberga, Muncha, Vigelanda, Przybyszewskiego i Dagny... Młoda Skandynawia, Młoda Polska...  O Oli Hanssonie pięknie pisał kiedyś jego dobry znajomy Stanisław Przybyszewski w swym eseju "Z psychologii jednostki twórczej. II. Ola Hansson": Hansson jest synem Skanii, rozległej, surowej i pozbawionej uroku równiny.  Jak daleko sięgnąć okiem zlewają się z sobą kontury ziemi i nieba w jedną zamgloną przestrzeń ponurej melancholii, co duszę łagodnie nastraja i wprawia w stan głębokiej z

Nico

Obraz
Idźmy jeszcze w okrągłe rocznice. Upływa w tym roku 40 lat od ukazania się płyty "Drama of Exile" Nico. Zamyka to wydawnictwo "Heroes" Bowiego. David Bowie bardzo chciał, żeby Nico to zaśpiewała. I tak się stało... Nie ma już Davida; Nico też nie ma, odeszła nagle na Ibizie przeszło 30 lat temu... Ale zostały piosenki. Zwykle nie lubię piosenek Davida bez Davida, lecz jest kilka wyjątków, i to wykonanie się do nich zalicza... Jakoś tak idzie w parze z klimatem obecnych dni... Nico i "Heroes":

Snorri

 I znów rocznicowo. Jak poprzednio, tylko wypada cofnąć się jeszcze o osiemdziesiąt lat, do roku 1241. Dawno to, jeszcze w ogóle przed Dantem, ale to w gruncie rzeczy bez większego znaczenia. Wszystko to czas wczorajszy, jak zwykłe najbliższe wczoraj. Patrzenie w przeszłość to jak zerkanie w lustro odbijające lustro. Takie były kiedyś toaletki ze skrzydlatymi zwierciadłami - można było te skrzydła ustawić naprzeciw siebie i w ten sposób zerkać w dal nieskończoną. Niby głębia, a wszystko na płaszczyźnie specjalnie spreparowanego szkła, tuż obok, po sąsiedzku. Jak byłem mały, to u babci tak się lubiłem zagapiać w te nieskończone korytarze, i przy okazji w swoje zwielokrotnione odbicie... Babcia mnie przestrzegała, żebym tak się nie gapił w lustro, bo w końcu zobaczę diabła. Miała rację, wszystko to kwestia czasu. Dziś wyłącznie widuję w lustrze diabła, bo tam swoje wiem, mimo że niektórzy uważają, iż znowu takich powodów, żeby to właśnie w zwierciadlanych okolicznościach napotykać, nie m

Dante

 Lubujemy się w krągłościach rocznic, zatem ja też tak rocznicowo, bo wczoraj minęło równo siedemset lat od śmierci Dantego. Umarł nabawiwszy się jakiejś nieznanej choroby, ale mimo to cieszy się ten otoczony wieloma tajemnicami twórca wielce zasłużoną nieśmiertelnością... Dante całkiem dobitnie pokazał nam wymyślność zła, jego fantazję, polot... Życie samo to pomysłowa bestia o niespożytych siłach. Tak mi się jawi ten niesłychany Dante, co zabrał nas na wycieczkę po zaświatach, po Piekle (z całym uszanowaniem), Czyśćcu i Raju (ten ostatni budzić może jedynie rezerwę...)  Biedni ludzie, których życie wypełniają wielkie i małe plagi... Te plagi, jak powiada Schopenhauer, utrzymują życie ludzkie w stałym ruchu i niepokoju. Lecz i one, nawet w nadmiarze, nie wystarczają do zapełnienia ducha, do ukrycia pustki i czczości istnienia, do wyeliminowania nudy, gotowej zawsze wypełnić każdą lukę, jaką pozostawia troska... Stąd się bierze, że duch ludzki, któremu jeszcze nie wystarczają troski, z

Philip Glass - Sons of the Silent Age

Obraz
Ingmar Bergman w swej fascynującej książce "Laterna magica" napisał pięknie: Film jako sen, film jako muzyka. Żaden rodzaj sztuki nie omija tak jak film naszej codziennej świadomości, trafiając wprost do naszych uczuć, głęboko do zakamarków duszy. Mały defekt w naszym nerwie wzrokowym, szokujący efekt: dwadzieścia cztery oświetlone klatki na sekundę, między nimi ciemność, nerw wzrokowy nie rejestruje ciemności. Gdy przy stole montażowym przeglądam taśmę filmową, klatka po klatce, mam wciąż jeszcze jak w dzieciństwie zawrotne uczucie magii: wewnątrz szafy w ścianie, w ciemności, przewijałem powoli jedną klatkę po drugiej, oglądałem niemal niedostrzegalne zmiany, kręciłem korbką szybciej: ruch. Nieme lub mówiące cienie apelują bez ogródek do moich najtajniejszych zakamarków duszy. Zapach rozgrzanego metalu, chwiejne, migotliwe obrazy, szczęk maltańskiego krzyża, opór korbki w dłoni. A w innym miejscu: Kiedy człowiek się starzeje, zmniejsza się potrzeba rozrywki. Jestem wdzięczn

11 września

Obraz
Dorośleją dziś ludzie, którzy już tamtego momentu nie pamiętają. Bo to już dwadzieścia lat. Aż się wierzyć nie chce... Taka sama pogoda była wtedy. Tam. I tu, gdzie jestem teraz i gdzie także wtedy byłem. Chyba każdy, kto wówczas żył w miarę świadomie, pamięta, co robił tamtego 11 września... Ja byłem w podobnej remontowej rozsypce jak dziś, tyle że wtedy dopiero się urządzałem w swoim drugim podejściu do życia. Żyłem wtedy w permanentnym nierozpakowaniu, jeszcze taki nigdzie nie zasiedziały... Zrobiłem coś do jedzenia, włączyłem stojące na podłodze, pudełkowe jeszcze wtedy telekuku, żeby zobaczyć, co tam się dzieje. I oto jedna z nowojorskich wież z ogromną, dymiącą dziurą. Wtedy jeszcze myślano, że to jakiś tragiczny wypadek... A potem rzeczywistość okazała się żywcem wzięta z jakiegoś katastroficznego filmidła. No i tak, pamiętam, zszedł dzień na śledzeniu wypadków, z niedowierzaniem, skacząc z raczkującego wtedy TVN24 na CNN... Dla TVN24 to było nie lada wyzwanie, trudne początki i

Tin Machine - Baby Universal [1991]

Obraz
Ląduję znów 30 lat temu. Na lotnisku w LA. Tuż przed ukazaniem się płyty "Tin Machine II", o której tu jakiś czas temu wspomniałem. Dość pstrokate czasy. I kolorowe, oczojebne wręcz garniturki... Sam miałem wtedy czerwoną marynarkę, którą lubiłem nosić... Tak to było. Tin Machine po czarno - białościach też poszło w kolorki. Ktoś zauważył w komentarzach, że tylko Bowie może tak dobrze wyglądać nawet we wściekle zielonym garniturze. I racja. David miał wyjątkową urodę, która pozwalała mu zakładać na siebie wszystko. We wszystkim było mu dobrze... Taka więc plenerowa zapowiedź nowej płyty, która jakoś tak z początku nie wzbudziła zachwytów, licho wie czemu, bo to w sumie jeden z najfajniej zagranych albumów Davida... No, ale po latach krytycy odszczekali swe negatywne opinie. Mnie się tam wszystko od zaraz spodobało, i nadal mi się podoba... Baby Universal:

Arnulf Øverland. En hustavle

  Czy sprawiam komuś radość? Pewnie się zdarzyło. Wcale to nie takie proste. Ale jak się uda... Zawsze to miło, gdy człowiek słyszy radosne: - Jak to dobrze, że jesteś!  Hustavle. Trudno to tak na jedno słowo przełożyć. To jakaś reguła, zbiór reguł, jakaś maksyma, wskazówka życiowa, coś co można wyszyć na makatce, wymalować na ozdobnym talerzyku czy kawałku deseczki, tak żeby powiesić w widocznym miejscu, co by sobie radę życiową przypominać. Coś dla gromadki, dla domowników... Domownicy... Zadomowienie i udomowienie. Widzę w tym drobną różnicę. Zadomowiony na Ziemi jest każdy robak, który ma swoje miejsce i z marszu wie, co ma robić. Żyje, a potem zdycha, raz a porządnie... Człowiek też chyba był kiedyś zadomowiony, ale z czasem postanowił się udomowić, pobudować sobie siedzibę separującą. Wypadły co nieco z zadomowienia siebie i trochę innych stworzeń udomowił, tak że pewna część życia pokomplikowała się wielce, nabrała grozy niesłychanej, stała się środowiskiem przepełnionym snami o