Ola Hansson. Jesienne słońce

Jesień już przyszła. Jeszcze się mocuje z latem, powoli, powoli odzierając go z zieleni... Zaraz wszystko zniknie, w szykowaniu się na zimową martwotę... Coraz szybciej się wszystko dzieje. I życiowa, człowiecza jesień narasta i narasta, by wkrótce zapanować na dobre... Taki to los... W tych okolicznościach powędruję poetycko do Skanii, do krainy, w której wyrósł Ola Hansson (1860 -1925), trochę już zapomniany szwedzki pisarz, poeta, który swój czas miał w epoce berlińskiego "Prosiaka", Strindberga, Muncha, Vigelanda, Przybyszewskiego i Dagny... Młoda Skandynawia, Młoda Polska... 

O Oli Hanssonie pięknie pisał kiedyś jego dobry znajomy Stanisław Przybyszewski w swym eseju "Z psychologii jednostki twórczej. II. Ola Hansson":

Hansson jest synem Skanii, rozległej, surowej i pozbawionej uroku równiny. 

Jak daleko sięgnąć okiem zlewają się z sobą kontury ziemi i nieba w jedną zamgloną przestrzeń ponurej melancholii, co duszę łagodnie nastraja i wprawia w stan głębokiej zadumy...

Wspomina tam Przybysz i o skańskich mgłach, co się ciężarem kładą na duszy; o chmurach rozsypujących się w delikatny drobny deszcz i rodzących się w nim bólach i tęsknotach, o szlochach bezgłośnych; o promieniach słońca, co są jak śmiech szaleńca; o białych nocach, co tłumią cienie i dźwięki, kiedy to wokół czai się jakieś napięcie i gotowe do skoku czeka tylko na wyzwolenie, skrada się z tyłu bezgłośnymi krokami, jest już tuż, tuż, za plecami i gdyby się tylko odwrócić, to spojrzymy upiorowi prosto w diabelskie oczy... Otchłanie, strachy, zagubienia; rezygnacje, niemoce i bezbronności... Spokój, cisza i głębie, w sam raz na to, by się ku absolutowi kierować... I noce jesienne, nieprzeniknione, kiedy słychać szum morza, jakby przygnany z innego świata, z odległej dali, zmuszający do zadumy nad tym, czym jest i skąd pochodzi. Monotonny szum, niby mózgowa halucynacja jednego tonu, który wyznacza zakres dla wszystkich uczuć i wszystkich duchowych procesów - jest jak fala, co tu i tam płynie, jak wspomnienie bez treści, tęsknota bez przyczyny...

Ola Hansson - powiada Przybyszewski - jest prawdziwym synem tego otwartego, pozbawionego granic krajobrazu, owych bezkresnych przestrzeni, tej przepastnej głębi, wewnętrznego skupienia i koncentracji. Cały jest dalą, głębią i wnętrzem. 

Odnajdujemy u niego każdy skrawek Skanii, jakby białe noce i mgliste dnie, jakby każda linia, każda przestrzeń krajobrazu wryły się w jego duszę, przetworzyły w coś subiektywnego i świadomego, jakby jego umysł nie był niczym więcej niż tym krajobrazem.

Tedy idę w krajobrazy Hanssona. I tak sobie ociupinkę nieudolnie porymowałem jesiennie... W oryginale to wszystko takie ładnie policzone... Bo tak i fajnie, zwykle jedno, dwusylabowo... Ech, ta nasza wielosylabowość...

OLA HANSSON

"Jesienne słońce"

Leży w słońcu jesiennym równina

rosą poranną posrebrzona,

niebo nad nią wysokie i białe,

widnokręgu linia jakże oddalona.


W górze gawronów widać stado -

przestrzenie punktami czarnymi usiane - 

spada oto łukiem szerokim

prosto na pole świeżo zaorane.

 

Tak cicho jest. Szmery,

co letnią porą się słyszało -

kiełków w ziemi, w komórkach soków

i serca życia, kiedy drżało -,

 

zamarły dawno już w tym świetle

i po trudach słodko się pospały,

gdy życie, sny, nadzieje i treści wszystkie

ducha rosnąć już zaprzestały.


Skrzynkę otwarłem teraz

z wszystkimi moimi myślami

i krążą tak niczym gawrony

hen nad łąkami i ponad polami.


Mają, gdy się zlatują

na powrót do swego mieszkania,

zapach bladości jesiennego słońca

oraz cichego zrezygnowania.

      przełożył ze szwedzkiego Kiljan Halldórsson

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Kreml

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć