Kreml

 Dawno już temu jeden poeta po wizycie w Rosji powiedział rozczarowany, że ujrzał ciemność w środku dnia... Od tamtego czasu nic się nie zmieniło, chociaż udawania, że jest inaczej, było co nie miara... A dziś duży, sąsiadujący z nami kraj przekonuje się, co teraz znaczy być osamotnionym, szczególnie gdy ma się obok bandziora, opętanego bandziora, strachliwego, a przez to okrutnego, załganego, anachronicznego... Moskiewski dyktator jawi się na tle dzisiejszych czasów jak oszalały dinozaur... Wydawało nam się, że bombardowania, uliczne strzelaniny, przeganianie niewinnych ludzi z ich domów to na naszym kontynencie już tylko obrazki z przeszłości... Tymczasem... Dwie dekady przymykania oczu, lekkomyślności, geszefcików, gazrurek, niby to europeizowania dzikusa... To dziś pokazuje nam, ile nieszczęścia i ile szczęścia może być tuż obok siebie, po sąsiedzku - wszystko w zależności od tego, jak zostało niegdyś wykorzystane polityczne okienko pogodowe - nam się powiodło i mam nadzieję, że nasi rządzący wiedzą dziś, że nie ma dla nas rozumniejszej opcji niż UE i NATO. Czy to daje stuprocentową gwarancję spokoju, trudno orzec, ale wszystko inne byłoby dla nas zabójcze. Gdybyśmy przespali lata tuż po 89 roku, dziś nikt by nas nie chciał, zwłaszcza w takiej dzisiejszej, operetkowo - mafijnej odsłonie, byłyby tylko jakieś mgliste obietnice maskujące niezbyt przychylne nastawienie, bo po co komu dodatkowe kłopoty, rozchwiania, nadmierna niedojrzałość... 

 Jeszcze wprawdzie w ostatnim dziesięcioleciu minionego wieku zapłonęły Bałkany, ale sądzono, że to taki ostatni krwawy podryg. Okazało się, że może zapanować pokój i że można przed sądem postawić zbrodniarzy... Mam nadzieję, że pamięta o tym schowany dziś ponoć gdzieś na Uralu ten nurek, pogromca tygrysów i pierwszy lotnik wśród żurawi... Było kiedyś dużo naiwności, ale dobrze, że trochę się jednak ubezpieczyliśmy.

 Wypada chyba tego ogłupiałego i zdeprawowanego wątpliwego kolosa izolować, wszędzie, wykluczać z wszelkich organizacji: politycznych, ekonomicznych, naukowych, kulturalnych, sportowych... W pierwszym rzędzie to poddani putinowscy mają rolę do odegrania...

 Przerażają mnie wypadki na Ukrainie. Po raz pierwszy w życiu spotykam się z sytuacją, że ktoś z moich znajomych pakuje manatki i pędzi na wojnę, by walczyć... Jeden wynajmował mieszkanie piętro wyżej... Nawet nie wiadomo, co powiedzieć... Tu, koło mnie, pełno ludzi stamtąd, fantastycznych, miłych... I albo ruszają się bić, albo martwią się o bliskich tam, czekają na nich pełni lęku... Do czego to wszystko doprowadzi?... Szaleniec z Kremla raczej nie spodziewał się takiego gniewu u przeciwnika... To może być bardzo krwawa rzecz i może tam, u niego, podniesie się budzicielski krzyk matek, kiedy się policzą przy trumnach synków, których, o zgrozo, jeszcze nie tak dawno masowo posyłały do tych wszystkich putinowskich militarnych szkółek, w jakimś zwariowanym mocarstwowym zapale...

 Nigdy nie pojmowałem wojny. Tej ochoty na nią, która z kolei na innych wymusza podobne działania... Napaść musi rodzić wściekłość i musi nakręcać się spirala okrucieństwa. Nagle człowiek uproszczony... W nadużyciach. Nigdy nie miałem w sobie zmiłowań do grupowych aktywności... Ani do szatni, ani do drużyny, ani do koszar ani nawet do kryminału się nie nadaję... 

 Co za licho... Zacząłem czytać "Asymptoty" Stanisławy Przybyszewskiej, a tam bohater, Luka - dzieciak jeszcze, jest na krótkim urlopie, i jedzie do bliskich, prosto z frontu... Gdyby choć jechał na dachu pociągu, to skupiałby się na tunelach, żeby go zeń nie zmiotły, tymczasem znalazł miejsce w wagonie i nadarzyła się okazja, by w nagłej przytomności uzmysłowić sobie, że żyje w piekle... "Przypominał sobie niezdrową ciekawość przed pierwszym "występem" na froncie, krótką chwilę ludzkiego strachu, gdy się ciało i dusza człowieka buntowały przeciw nadużyciu; potem - obojętność letargu albo - idiotyzmu, podczas gdy zmysły wszystkie, wzrok, słuch, węch bezbronnie chłonęły nieprzebrane zastępy samych potworności. Z przestraszonym wstrętem uświadomił sobie zbydlęcenie własne i wszystkich towarzyszy, które pozwalało zabijać bez gniewu, bez drgnienia - czasem tylko z pewną ciemną satysfakcją zwierzęcych instynktów. Zbydlęcenie, dzięki któremu nie zdawali sobie sprawy, że są w piekle. Pamiętał obrzydliwość sielanek podczas rzadkich okresów niepewnej bezczynności - sielanek w brudzie i smrodzie podziemnych okopów. Rozczulające wspomnienia, czasem skrzek jakiegoś zardzewiałego instrumentu, koszmarne żarty na temat klęski wroga i zaspokojenia płciowego". Brud, przepocenie, rany, cuchnące choróbska, kał... Wreszcie śmierć litosna w tysiącach postaci okropnych. "Śmierć - tak łatwo o nią marnemu ludzkiemu ciału - a tak przecie trudno! Tak trudno, że wobec straszliwej twardości życia w stworzeniu wszelakim - śmierć stanowi właściwie rzadką, niemal cudowną łaskę". Bo potem... Ile znowu okaleczeń, na całą resztę czasu, na cokolwiek dłuższe piekło... Ale cóż: "Życie nie da sobie przeszkadzać. Trzyma się każdej komórki zębami i pazurami; nie wypuści zdobyczy dla takich drobnostek, jak głód i męczarnie".

 Jedni drugim potrafią robić sobie tyle krzywd... Ci żałośni napastnicy... Już się orientują, że to nie żarty... I - jakie to często dziwne - jakieś bydlę każe napadać, śle na zatracenie, a gdy się karmi emocje, myśli biegną w mglistości typu Los, Bóg... 

Dziwne czasy, choć dzieją się rzeczy, które były do przewidzenia...

A teraz jeszcze poeta, z Islandii, Steinn Steinarr... Należał kiedyś do entuzjastów jeśli idzie o Rosję i rewolucję... Zapalił się na chwilę czerwono, na chwilę... Naiwnych zawsze ona musi rozczarować...

STEINN STEINARR

KREML

Sama śmierć,

sam diabeł

pobudowali te mury głuche.

 

Ponure, zimne, nieprzeniknione,

co otaczają

ogień nienawiści,

krynicę łgarstw,

oblicze zbrodni.

 

Ponure, zimne, nieprzeniknione

jak Graal

- Graal złego.

   przełożył z islandzkiego Kiljan Halldórsson

Komentarze

  1. Nic dodać! Mamy straszliwy czas. Dobrze że wierzysz w sojusze! Ale i one będą pewnie poddane próbie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby dopisywała owa pogoda, choć niełatwo o to czasem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Breiðfjörð

Jonas Lie. Eliasz i draug

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć