VII Odtąd często przychodziłem do mojego muzyka - z jednej strony dlatego, że w jego mieszkaniu wracała mi moja młodość, a z drugiej dlatego, że pracowaliśmy razem. Choć tak naprawdę grał dla niej, tę muzykę, którą ja, bez troski o nadużycie wykorzystywałem. Ta scena w izdebce powtarzała się przez kolejne wieczory. Wszystko mniej więcej było takie samo. Dziecko, serwetka, szklanka z mlekiem, jedynie kwiaty w wazonie wymieniano na świeże - zawsze jednak chryzantemy, zmieniające się w ten sposób, że trzecia miewała rozmaite barwy, a dwie białe stanowiły dla niej tło. Kiedy starałem się zbadać sekret czaru tej dziewczyny, doszedłem do przekonania, że polegał bardziej na ruchach niż kształtach, bo jej rytmiczne gesty zdawały się zlewać z jego muzyką. Tak, odniosłem wrażenie, iż komponuje on do jej taktu, do jej rytmicznych kroków, ruchu ramion podobnych do skrzydeł, pochylania karku. Nigdy o niej nie mówiliśmy, udawaliśmy, że wcale jej nie dostrzegamy, a jednak żyliśmy jej życiem i