Posty

Wyświetlam posty z etykietą Stanisław Przybyszewski

Biały dwór

Obraz
  I znów coś starego. Dawno już temu modny pisarz z Danii, o którym Przybyszewski pisał, że wydzierali go sobie mężczyźni, którzy swoją podobiznę i własne tragedie widzieli w postaciach z taką genialną siłą i śmiałością narysowanych. Szalały za nim kobiety, których melancholijną wstydliwość i chorobliwy urok opiewał, dobijano się o niego w każdym salonie i w każdej redakcji, psuto go i pieszczono, aż wreszcie z genialnie uposażonego chłopaka stał się dwudziestoletnim blagierem i snobem. Swoje powieściopisarstwo zaczął Bang od skandalizujących "Beznadziejnych pokoleń" A Przybyszewski, tłumacząc ten szybki sukces młodego pisarza, dał po głowie trochę Danii... Ach, gdzież ci silni wikingowie, gdzie te chłopy, gdzie - można by było zwołać... Jak to pisał Polska - taką ksywkę nadał Przybyszewskiemu Strindberg, żeby unikać nazbyt szeleszczącego nazwiska - Cała Dania jest krajem ludzi doszczętnie zdegenerowanych. jeszcze tu i ówdzie nad brzegami sundów mieszka lud zdrowy i silny, kt...

Moce

Obraz
Tak jakoś nawet nie bardzo chce się pisać. Ale troszkę umknąłem w cień, kryjąc się przed upałem, więc, włączywszy ustrojstwo, postanowiłem zajrzeć, w przeciętnie dobrym nastroju... Tak się ostatnimi czasy przyzwyczajam do własnego domu, który, poprzez mało kulturalnego i nad dodatek schorowanego lokatora, został przeze mnie znielubiony... Ale jakoś idzie na prostą i - przynajmniej częściowo - jakoś się od tego ciężaru oswobodzę... Czasem się zastanawiam czy nie uruchomić znów tak mi kiedyś dobrze znajomego trybu ucieczkowego... Zebrać wszystkie miedziaki, sprzedać dodatkowo to co sprzedawalne i po wszystkim zagnieździć się na stałe jako pasażer wycieczkowca, gdzieś daleko, na pacyficznych falach, po których bym krążył tak latami między Japonią a Nową Zelandią. Nawet bym nigdzie nie schodził na ląd, już życiowo przesycony głupstwami. Tylko dal, jako przedsionek do wiecznego snu... Najlepiej mi w sumie wychodzi takie najzwyklejsze przed siebie... Już całkiem po nic... Dobrze mi robi ucie...

Szarady, czyli Misteria (O powieści Knuta Hamsuna)

Obraz
 Przyznać muszę, że w pierwszej sekundzie nie zaskoczyłem. "Szarady"? Jest jakaś książka Hamsuna, o której nie wiem? Ach, nie, to "Misteria"! Na nowo przetłumaczone. Przez Marię Gołębiewską - Bijak, która we wstępie wyjaśnia, na czym polegał jej problem z wyborem tytułu. Bo te "misteria" wydały jej się nazbyt religijnie się kojarzące, a w książce nie o to chodzi, tylko bardziej o zabawę w żywe obrazy i w ogóle o tajemniczość, jaką przesiąknięta jest powieść przyszłego norweskiego noblisty... Nie powiem, żeby mi się ten tytuł jakoś specjalnie spodobał i gdyby to ode mnie zależało, pozostałbym przy "Misteriach", bo ta książka już tak się wklepała w pejzaż i chyba w każdym języku, w jakim się ukazała, jest jako ta rzecz o tajemnicach - misteriach: Mysterier, Mysterien, Mysteries, Misterii, Misteria... Wszystko od tego pierwotnego łacińskiego "mysterium", od tajemnicy. I ładnie nam to kiedyś zreferował Stanisław Przybyszewski... Tak czy owa...

Dagny Juel Przybyszewska. O zmierzchu

"Kiedy słońce zachodzi...". Kartkuję sobie właśnie ze wzruszeniem tę studwudziestoletnią książeczkę* będącą wyborem prac Dagny w przekładzie i ze słowem wstępnym Stanisława Przybyszewskiego. Ładne to słowo wstępne, miłośnie poprawne, lecz my wiemy, jak fałszywa jest nuta tej tak krzykliwie, samymi wielkimi literami wydrukowanej wypowiedzi... Książeczka ukazała się tuż po śmierci Jutrzenki z malinowo - poziomkowego Kongsvinger... Od czerwca do czerwca... Dziś mija 121 lat od tamtego tragicznego zdarzenia, od tego śmiertelnego strzału, a za chwilę minie 155 rocznica jej urodzin, a przy okazji 121 jej pogrzebu na tyfliskich Kukach... Śmierć w ramach rozszerzonego samobójstwa Władysława Emeryka. Nie trzeba wielu lat, by przeżyć wszystko. Szybko skończył się burzliwy, awanturniczy poemat, z prozaicznych przyczyn, w świecie, gdzie bez grosza ani rusz... Ostatni rozdział: Gruzja, bajkowy Tyflis, hotelowy pokój nieopodal Suchego Mostu... Los powierzony przypadkowi. Fascynujący dla mn...

Ola Hansson. Jesienne słońce

Jesień już przyszła. Jeszcze się mocuje z latem, powoli, powoli odzierając go z zieleni... Zaraz wszystko zniknie, w szykowaniu się na zimową martwotę... Coraz szybciej się wszystko dzieje. I życiowa, człowiecza jesień narasta i narasta, by wkrótce zapanować na dobre... Taki to los... W tych okolicznościach powędruję poetycko do Skanii, do krainy, w której wyrósł Ola Hansson (1860 -1925), trochę już zapomniany szwedzki pisarz, poeta, który swój czas miał w epoce berlińskiego "Prosiaka", Strindberga, Muncha, Vigelanda, Przybyszewskiego i Dagny... Młoda Skandynawia, Młoda Polska...  O Oli Hanssonie pięknie pisał kiedyś jego dobry znajomy Stanisław Przybyszewski w swym eseju "Z psychologii jednostki twórczej. II. Ola Hansson": Hansson jest synem Skanii, rozległej, surowej i pozbawionej uroku równiny.  Jak daleko sięgnąć okiem zlewają się z sobą kontury ziemi i nieba w jedną zamgloną przestrzeń ponurej melancholii, co duszę łagodnie nastraja i wprawia w stan głębokiej z...