Szarady, czyli Misteria (O powieści Knuta Hamsuna)


 Przyznać muszę, że w pierwszej sekundzie nie zaskoczyłem. "Szarady"? Jest jakaś książka Hamsuna, o której nie wiem? Ach, nie, to "Misteria"! Na nowo przetłumaczone. Przez Marię Gołębiewską - Bijak, która we wstępie wyjaśnia, na czym polegał jej problem z wyborem tytułu. Bo te "misteria" wydały jej się nazbyt religijnie się kojarzące, a w książce nie o to chodzi, tylko bardziej o zabawę w żywe obrazy i w ogóle o tajemniczość, jaką przesiąknięta jest powieść przyszłego norweskiego noblisty... Nie powiem, żeby mi się ten tytuł jakoś specjalnie spodobał i gdyby to ode mnie zależało, pozostałbym przy "Misteriach", bo ta książka już tak się wklepała w pejzaż i chyba w każdym języku, w jakim się ukazała, jest jako ta rzecz o tajemnicach - misteriach: Mysterier, Mysterien, Mysteries, Misterii, Misteria... Wszystko od tego pierwotnego łacińskiego "mysterium", od tajemnicy. I ładnie nam to kiedyś zreferował Stanisław Przybyszewski... Tak czy owak, cieszy mnie ogromnie, że od jakiegoś czasu "Misteria" w postaci "Szarad" znów są w czytelniczym obiegu w Polsce. Bo aż dziw bierze, że tak długo trzeba było czekać, bo blisko sto lat, gdyż poprzednio książka ta ukazała się w latach dwudziestych minionego stulecia w uroczym przekładzie Franciszka Mirandoli... Hamsun wraca, stale wraca (a w swojej ojczyźnie nawet zaczyna nieśmiało ten dość kłopotliwy klasyk wskakiwać na cokoły - po ciężkich namysłach i konsultacjach postanowiono: - ryzyk - fizyk, może nie będzie to takie niestosowne - i stanął pomnik w Vågå, gdzie Knut Hamsun, wtedy jeszcze jako Knud Pedersen, spędził pierwsze chwile swojego życia...), ale jakoś "Misteria" gdzieś się nam zapodziały. Miło więc odnotować fakt, że Johan Nagel powrócił, że powróciła jego zadziwiająca wyprawa do małego Lillesand, takiej sobie typowej nadmorskiej mieścinki w południowej Norwegii, z białymi domkami wśród sosen i skał, z widoczną zewsząd szpicą kościoła...

Jedna z pierwszych Hamsunowskich postaci. Arystokrata ducha, jakieś szaleństwo, wrażliwość... Jako szczeniak sięgałem od razu po niezbyt proste teksty... A Hamsun i w "Głodzie" i w następujących po nim "Misteriach" (1892) wyprzedza swój czas, stosując technikę, o którą pokusi się niedługo potem August Strindberg ("Taklagsöl"), a którą w pełni rozwiną dopiero Virginia Woolf i James Joyce... Wewnętrzny monolog, strumień świadomości, przyłapywanie rozbieganych myśli, chwile, rozbłyski, niewytłumaczalności, wielokropki... To się jeszcze nie za bardzo chciało sprzedawać w XIX wieku. Knut Hamsun więc tuż po "Głodzie" ruszył po kraju z odczytami o nowoczesnej literaturze, o tym, czym być powinna, czym wypada jej się interesować, którą drogą trzeba jej iść. Opowiadał, że nie zależy mu na masowym odbiorcy, no ale jednak chciał trzymać się na powierzchni jako pisarz, bo też już i dość się wcześniej fizycznie natyrał, aż omal od tego ducha nie wyzionął, więc ludzi jakoś trzeba było naszykować. Wygłaszał zatem swój literacki program, a także napisał na ten temat artykuł pt: "Det ubevidste Sjæleliv" (Nieświadome życie duszy), w którym domagał się, by literatura zajęła się życiem psychicznym jednostki, badaniem jej duszy, że powinna skrupulatnie odtwarzać myśli, nastroje, przelotne wzruszenia, wszelkie pojawiające się skojarzenia... I tak, zgodnie z tym programem pisał w trakcie swych peregrynacji "Misteria", pisał pośród klepania biedy i rozmaitych zakochań, pisał książkę, która mu puchła pod piórem i której sam już do końca nie pojmował...

Hamsuna od razu pokochali dekadenci. Wśród nich był i Stanisław Przybyszewski, mąż Dagny Juel, znajomy Muncha, Obstfeldera, Vigelanda... Miał okazję poznać i Knuta Hamsuna... Bawiąc w Norwegii wychylił z nim trochę szklanic w kristiańskiej winiarni Juliusa Gundersena, razem z Munchem, którego Hamsun poznał jeszcze w czasie pobytu w Paryżu, tym samym, w którym Strindberg wjeżdżał w swój schizofreniczny epizodzik, a także z Jappe Nilssenem i naturalnie w towarzystwie swej niezwykłej małżonki Dagny... Hamsun niewiele z tego zapamiętał. Były jakieś pochwalne mowy, zapewne Chopin grany przez Smutnego Szatana... Pamiątką po tej artystycznej popijawie w Kristianii, jaka miała miejsce w 1895, jest szkic Muncha przedstawiający Hamsuna, który rok później ukazał się w czasopiśmie "Pan"... (Nawiasem mówiąc Hamsunowi się nie podobał...) Przybyszewski był już wielbicielem talentu Hamsuna i będąc kiedyś w Kongsvinger, w domu swych teściów, spożytkował swój czas m. im. na napisanie entuzjastycznego tekstu o "Misteriach", który po raz pierwszy ukazał się po niemiecku w 1894 roku...

Wydawało się, żeśmy już wszystko odkryli. Ale jeszcze było coś! Dusza! Oto tajemnica. Odwieczna zagadka, wielkie misterium duszy, straszliwe, niepojęte jej głębie, źródło naszych nie zawsze zrozumiałych czynów. "Ze wszystkich kątów - pisał Przybyszewski - szczerzy kły wykrzywiony grymas straszliwego misterium. Nie daje się pojąć, ciągle wymyka z rąk, chichocze szyderczo i gdy przez jedną tylko chwilę spojrzymy mu głęboko w oczy, to wtedy nagle rozpoznajemy go - ale tylko przez moment, bo już w następnej sekundzie nie wiemy, gdzie podziało się to, co już przecież trzymaliśmy w dłoniach..."

Do miasteczka przybywa nieznajomy. Nic o nim nie wiemy. Podaje się za agronoma. Ale to przecież nieprawda. Nawet nie nazywa się Nagel. Szarlatan jakiś. Może muzyk, biorąc pod uwagę jego bagaż. Ma ze sobą fiolkę z trucizną. Obok pieniędzy ma więc jeszcze i takie zabezpieczenie. Choć się przeliczy, bo niestety samobójcom czasem przeszkadzają rozmaici ratownicy i trudno doprawdy orzec, czy czynią dobrze wtrącając się... To artysta, arystokrata ducha, świadomy swej odrębności, gardzący wszystkim i wszystkimi, zaprzeczający wszelkim poglądom, jest jakimś chodzącym chaosem wzbudzającym powszechne zainteresowanie. Ożywia miasteczko, wszyscy o nim mówią, wprowadza zamieszanie, zdaje się wszystko o wszystkich wiedzieć... Co za typ? "Istnieje w nim straszliwy, demoniczny pęd mówienia "nie" zamiast "tak", odwracania wszystkiego, przemieniania ideału w błoto, a błota w ideał. Potem nagle zdaje się Nietzscheańskim bogiem, co rozciągnięty ponad Plejadą spoczywa i na wpół martwo śmieje się z grymasów człowieczej małpy, jaką dla własnej uciechy był stworzył, i cierpiąc łaskocze ją po podeszwach, by krzyczała w zachwycie, a radość, jak cebula, wyciskała jej z oczu łzy jak grochy..." Nadto Johan Nilsen Nagel miłuje wszystko, co żyje w ciemności i ukryciu, w nędzy i pogardzie. "Zdaje się, że przyciąga go ku tym ludziom jakaś ukryta sympatia, a może tylko rodzaj przekory, by wywyższyć to, co wzgardzone. Dobrym i szczerym jest z przekory, z pogardy dla wszystkiego, co inni postawili wysoko". Niemal więc w tym swoim życiowym szaleństwie, bo studium szaleństwa zdaje się być ta książka, zlepia się niejako z postacią Minuta, miejscowego kaleki, którego rozochoceni zacni obywatele takim mianem chrzczą podczas jednej z męskich popijaw brutalnie wesołych, nawiasem mówiąc rozbieranych... Dobro miesza się ze złem, czasem trudno jedno od drugiego odróżnić... Bo czy dobrze uczynił Nagel, ratując kiedyś samobójcę i pozwalając mu jednak dopłynąć do Hamburga, w którym tamten najwyraźniej znaleźć się nie chciał?... Los potem trochę zadrwił, bo mu Minut podmienił truciznę... Czyste wariactwo, z opiumową wizją - wróżbą w tle... Symbole, znaki, przedmioty niczym amulety... Nadajemy im moc tak silną, że obrączka rzucona w morze wszystko może pokrzyżować... Trzeba rzucać się w wiry i środowiska nie całkiem przyjazne... 

Wszystko jest do czasu komedią. Tysiące mórz i błękitów nieba. Bezkresy i ogromna cześć dla świętego misterium własnej indywidualności. Raczej zginąć niż się prostytuować. Nagel to natura, która nie umie się dostosować do społeczeństwa, do jego twardych, ohydnych zasad... Jest w stanie ciągłego skłócenia. Porządek jakiś wprowadza dopiero miłość. Kobieta. Choć nie tak bardzo, nie tyle kocha ją, co poprzez nią samego siebie...  I to jest też wielkie misterium. Co to sprawiło? "Nagel poszukuje przyczyny swej miłości w jakimś mistycznym, nie dającym się wytłumaczyć wrażeniu, jakie zapewne odebrał zjawiając się w mieście, w którym ona mieszkała, może to flagi, co powiewały nad dachami, bo właśnie miała urodziny, bo tak się złożyło, że niedawno kochanek odebrał sobie z jej powodu życie, może to jej imię, Dagny, było tą podnietą..."

Dagny Kielland. Córka miejscowego pastora. Obiekt westchnień i gniewów. Już przyrzeczona żołnierzykowi, będzie mu rodzić dzieci. Nie odważna, wystudzona przez otoczenie, ale pragnąca posiąść każdego. Dagnie nie wolno kochać, ale w swej próżności pragnie chwytać to i owo. Pozwala na bliskość, by zaraz zastrzec, że nie wypada... A potem wściekłość, że ten obcy zdobył jakąś władzę...Wszystko w przepaść musi pójść. Będzie na zimno żoną, choć może pełną skrytego gniewu... Robi się tragedia. Gąska niszczy arystokratę mózgu. Nagel podejmuje walkę. To kłamie, to jest szczery. To się czołga przed nią, to z niej szydzi, miesza ją z błotem, a potem jak szczeniak wycina w drzewie jej imię... A gdy szuka wytchnienia u Marty Gude, Dagny wszystko mu psuje z prawdziwie kobiecą brutalnością...

Próżne pytania, co zawsze muszą wracać... Do tajemnic życia i miłości Hamsun będzie jeszcze wracać. Rzeczy te przewiną się przez kolejne jego książki. Nagle jakieś poruszenia, wybuchy, nieczytelne do końca poczynania. I jednym z tych poruszeń jest miłość, co ogarnia człowieka bez uzasadnionej przyczyny: jakieś szczególne światło, zapach, jakiś gest... "Miłość wywołać mogą najbardziej śmieszne drobnostki, z których tylko w bardzo rzadkich przypadkach zdajemy sobie sprawę - pisze Przybyszewski. - Mózg próbuje nas jednak oszukać, poszukuje przyczyny w Bóg wie jakich fizycznych i psychicznych właściwościach, ale one mogą tylko miłość podeprzeć, umocnić, ale przecież nie wywołać". Nagle poruszone jakieś głębokie mistyczne wrażenie. "A jak ta miłość się rozwijała, jak się nurzała w bolesnej namiętności najdzikszych orgii cierpienia, jak stopniowo niszczyła świadomość osobowości - to wszystko przedstawił Hamsun z niezrównaną psychologiczną i artystyczną potęgą".

Oto upiory w nowoczesnym wydaniu. I wielka tajemnica, jaką jest życie. Zagadką jest Nagel, zagadką nasze poczynania... Komedia, kłamstwa, zabawa, dzikie podniecenia... A potem nagle strach... Gmatwanina w sytuacji bez wyjścia... na końcu jest dramat...

Poprzez miłość do innych my się jakoś lepiej czujemy. Potężniejemy. Jak jest pysznie!... Ale raptem wszystko może runąć.

Dagny. Znamy i inną. Tę z życia, z domu Juel, która była odważna. Najpierw boginka cudowna... Jak to mówił Franz Servaes: "Ona była najswobodniejsza ze swobodnych, poszukująca, ofiarująca... każdy czuł, że ta kobieta musi być mistrzynią oszustwa, niemniej jednak rzeczą boską było pozwolić jej się oszukać". Ale tak to jest z bogami... Nie rozumiemy potem, w co takiego weszliśmy... I jakże w końcu dała oszukać się Dagny. Weszła w nie lada dramatyczną sytuację... Bo to akurat musiał być ten, który w innych budził jedynie politowanie jeśli nie coś gorszego... Dla niej niezwykłe nazwisko... Dla niego imię niecodzienne...

"Misteria". Czerwcowo - lipcowa opowieść o dziewiętnastowiecznym norweskim miasteczku i tajemniczych mechanizmach życia nakręcających wszystko ku śmierci, takiej czy innej... Bo jakie życie... A jak już, to czemu czasem chcemy być artystami (czytaj w takim Mannowskim rozumieniu - hochsztaplerami), czemu miłość rwie nas w tym, nie innym kierunku... (Wpadamy w jej nurty, mając wreszcie jakąś drogę w ogólnym szaleństwie... choć licho wie, czy gdzieś tam łagodne ujście, czy hałaśliwy wodospad i rumowisko skał na dnie...)

Co wielkie, zdaje się małym. I na odwrót. Maski ładne, a pod nimi grymasy. Zakłamania i nienawiści. Miłość i radość życia, a za chwilę uczucie wstrętu... A wszystko w końcu to wierutna bzdura, nonsens, blaga, humbug... Żyć to coś nieprzyzwoitego. "Jestem obcym w istnieniu, urojeniem Boga, możecie mnie nazywać, jak tylko chcecie... - stwierdza nieszczęśliwy Nagel". Jeden z drogich mi Hamsunowskich bohaterów, w tym jego urzekającym a tajemniczym świecie... Mnogość niejasności i zagadek. I człowiek, który znikąd przychodzi, robi zamęt, po czym znika... Choć przecież nic nie ma początku ni końca... I nic się nie wyjaśnia...

***

Stanisław Przybyszewski, Misteria (O powieści Knuta Hamsuna) w: Synagoga Szatana, Oficyna Literacka, Kraków 1995

Knut Hamsun, Szarady, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2021

Komentarze

  1. Mnie się nie podoba, że tłumaczka zmieniła tytuł. Skoro Hamsun zatytułował swoją powieść „Misteria”, to tak powinno zostać. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce