Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2020

Sigbjørn Obstfelder (1866 - 1900)

Obraz
 Przedwczoraj było św. Olafa. Olaf Haraldsson, zanim go na ołtarze wyniesiono, zdobył sobie przydomek Gruby. Zginął 29 lipca 990 lat temu w bitwie pod Stiklestad, a mocą zabobonu zdobył sobie ów tytuł świętego i pozostaje chyba do dziś jako taki rex perpetuus Norvegiae... Wiele wieków później tego samego dnia rozstał się z życiem Sigbjørn Obstfelder... I w chwili, gdy jego ciało lądowało w grobowych mrokach, na świat przychodziła jego jedyna córka. Tak zarządził los!  Był ładny i potrafił świdrować oczami, oczami zdziwionego i zaniepokojonego obcego... Potem skrył swoje zmysłowe usta pod niepotrzebnym wąsem, ale i tak pozostał piękny ze swoimi oczami, a Munch uwiecznił to jego przedziwne spojrzenie w jednych z najlepszych prac w swoim portretowym dorobku...  Bezsenność, wóda, Przybyszewski, jasne północne noce, Obstfelder przygrywający na skrzypcach... Zawsze chciał być muzykiem, ale stał się poetą, nowelistą... Zapamiętała go dobrze  Inger, siostra Edvarda Muncha, którą malarz pew

Aðalsteinn Ásberg Sigurðsson. Nie ja

Tak to sobie o wrażliwości pomyślałem, w tym czasie złym... Choć pytanie, który był dobry? Aðalsteinn Ásberg Sigurðsson. Poeta, muzyk, wydawca. Taki człowiek orkiestra, jakich sporo w Islandii. Napisał trochę wierszy, sporo książek dla dzieci... I tak sobie pomyślałem o wrażliwości, sięgając po tomik "Jarðljóð" (Ziemskie poezje)... A przy tej okazji i po mojego ukochanego Hjalmara Söderberga i jego "Niebłahe igraszki"... Czy można być wrażliwym na tym świecie? I przeżyć na nim w takiej konstrukcji? Wrażliwi, zdaje się, długo miejsca tu nie zagrzewają... Hjalle słusznie przywołuje przykład Goethego:  Goethe zakochawszy się nieszczęśliwie w młodości, napisał powieść, która kończyła się samobójstwem bohatera. Podobno wywołała ona w swoim czasie małą epidemię samobójstw, ale niestety nie wśród twórców! I tak rzeczywiście było. A Goethe żył długie lata i stał się jeszcze tematem dla problematycznie miłosnej powieści Tomasza Manna "Lotta w Weimarze"... (Ile si

Eivør - TRUE LOVE

Obraz
Pamiętam, że wtedy, po pogawędce ze śmiercią, natknąłem się na ten klip Eivør... No, ta śmierć to mi pasuje, całkiem przyjemna, dżenderowo do zaakceptowania... Czym jest życie? A no taką czarą, która musi się wypełnić, wypełnić złem. I gdy już się napełni, wówczas nadchodzi litościwy koniec: po bólach, smutkach, tęsknotach, niespełnieniach... To napełnianie czary trwa rozmaicie i przez rozmaite ręce przechodzi ów gąsior ze złem, także przez nasze własne... To, co dobre, ma znak minus. Sytość jest krótkotrwała, orgazm to moment, zdrowie jest niezauważalne... Każdy jednak wreszcie musi kiedyś umrzeć. Na całe szczęście. I aż strach pomyśleć, co by było, gdyby śmierć zaczęła zaniedbywać swoje obowiązki... Tu, w tym filmiku, je zaniedbuje. Oto zaczyna pałać nie bez wzajemności ludzką miłością do dziewczyny, a zło przelewa się przez brzegi czar życia... W życiowych wymiarach jest to miłość nie do spełnienia. Śmierć zapragnęła kochać żywą istotę, której nie chciała brać na łódź wiozącą l

Pogawędka ze śmiercią

Obraz
Gdy odchodziła, na klatce schodowej poniósł się echem solidny kaszel... - Co? Ona kaszle? - aż się uniosłem w łóżku na łokciach... Odeszła ode mnie śmierć, kaszląc... Jeszcze daleko było wtedy do szalejącego dziś wirusa, nikt o nim nie słyszał, ale dziś to wydaje się jak jakiś znak. Chociaż nie chciałbym zdychać na jakiegoś bazarowego syfa, doprawdy... Kiedy to było? Już tak po psach, bo już był kot... Ze dwa lata temu może? Na starym blogu zapisałem tę rozmowę, ale lekkomyślnie ją skasowałem... A tu chciałbym ją odtworzyć, może z pewnym wzbogaceniem, bo przecież tak zwykle dzieje się ze snami, zwidami, są ledwie kanwą... Nie owijając w bawełnę, powiem, że zawsze za śmiercią tęskniłem, ale że jestem tchórzem, godzę się na znane straszliwości... Nawet pijany nie dałem rady, rok temu... Potem poleciałem zwyczajowo na Islandię, do swoich duchów... Żyw! Ale przyszła do mnie pewnego poranka, bo najstraszniejsze myśli dopadają człowieka właśnie o świcie, gdy mózg chwilowo wolny jest od co

Jeg ser - Obstfelder

Obraz
Niebawem minie 120 rocznica śmierci Sigbjørna Obstfeldera, bliskiego mi poety, bliskiego, bo i on, i ja znaleźliśmy się na życie w dalece niewłaściwym miejscu... Wspomnę tu niedługo wymienionego powyżej poetę norweskiego. A póki co zamieszczę tu piosenkę, na którą się właśnie natknąłem i która mi się bardzo spodobała. Rzecz, która powstała w oparciu o wiersz Obstfeldera "Jeg ser", bardzo pojemna, pełna symboli... Zatem zanim będę gadać, czy raczej klepać, trochę dźwięków tu zostawię... "Patrzę"...

A zatem nadal Fizdejko

To już nie jest cud! To po prostu oszalał sam ośrodek wszystkich przypadków świata!!! Aaa!!!! Że tak powiem Witkacym. Oczywiście musiało nas zabraknąć. By się zdarzył już ten nadcud! Tak przewidywałem. Bo choć jest nas więcej, nie potrafimy się zebrać do kupy, jesteśmy beznadziejni. W tej jakiejś takiej trochę niby bardziej cywilizowanej połowie... Znów góruje wesołe chamstwo, kłamstwo, szambo, pomyje, nienawiść, obelżywa bigoteria, taki szczególnego rodzaju melanż knajackiej inteligencji krakowskiej i żoliborskiej. A to Niemcy; a to nie - ludzie, ino ideologia; nie - Polacy, co zabiorą, by dać Żydom - słowem - stara śpiewka. Fantastyczne popisy po remizach z obwoźnym zespołem bab w koralach, i cudowny akcencik na koniec w postaci Prezesa Tysiąclecia w rozgłośni toruńskiego Belzebuba... Ktoś by powiedział - niemożliwe, żeby takim kłamstwem, takim stekiem bzdur, takim szczuciem podsypanym pieniędzmi z dykty można było cokolwiek ugrać, bo przecież ludzie mają swój rozum... No cóż - b

Duży Książę (2)

Książę, już po ablucjach, po ceregielach ze strojeniem się - ach, jakie mizerne dziś to przynosi rezultaty, tak że właściwie można by się było zlać z tłumem na zjeździe kelnerów - po delikatnym śniadaniu i po spotkaniu z panią premier, zasiadł do pracy w jednej z pałacowych bibliotek, tej ulubionej, nad którą kiedyś, dziecięciem jeszcze będąc, mieszkał... Tak, piętro wyżej ciągle jeszcze był dziecinny salon, pełen klocków, rozmaitych zwierząt na biegunach, kobiecymi rękami ufalbaniony, stworzony z tą ich czułością specyficzną, jakże typową dla istot, które wszystko, co żywe, lubią traktować jak zabawkę; z dziećmi - trzeba przyznać - udaje im się to doskonale, ale także i wielu dorosłych mężczyzn pada ofiarą tych pełnych emocji - emocji, nie uczuć, co warto zaznaczyć - sideł. Można więc śmiało powiedzieć, że droga Księcia do jego aktualnej pozycji nie była nazbyt wyboista ani kręta. Ledwie kilka stopni musiał pokonać, by znaleźć się przy lśniącym stole, wśród ważnych papierów i pieczęci

Co zatem z Fizdejką?

Mistrz Powiada: -  Joël: od jutra zaczynając, zorganizujesz z panem v. Plasewitz nasz handel, przemysł i inne te okropnie nudne rzeczy. JOËL - Tak jest, Mistrzu, szkolnictwo, sądownictwo, więzienia, szpitale wariatów i nową religię dla zdziczałej masy. Zaczynamy wszystko od samiutkiego początku. Zapraszam państwa wszystkich na mój aeroplan. Trudno - jesteśmy bądź co bądź ludzie cywilizacji. DER ZIPFEL krzyczy donośnym głosem: - Seans skończony!!! Fizdejko zrywa się na równe nogi. Potwory skrzeczą. V. PLASEWITZ - A teraz na koronację Fizdejki! Teraz zobaczymy, jak wygląda ta nowa rzeczywistość - piąta rzeczywistość, według terminologii Leona Chwistka... Jeszcze zawołały Potwory, by o nich nie zapominać... Uhu - jeden z nich to prawdziwie tajemnicza bestia!! To naturalnie Witkacy i fragment jego "Janulki, córki Fizdejki"... I tak nam się przydarzyło. W tym cholernym życiu, co lubuje się w naśladowaniu literatury... Magików notorycznych bezlik. Polityczna szulerni