Co zatem z Fizdejką?

Mistrz Powiada: -  Joël: od jutra zaczynając, zorganizujesz z panem v. Plasewitz nasz handel, przemysł i inne te okropnie nudne rzeczy.

JOËL - Tak jest, Mistrzu, szkolnictwo, sądownictwo, więzienia, szpitale wariatów i nową religię dla zdziczałej masy. Zaczynamy wszystko od samiutkiego początku. Zapraszam państwa wszystkich na mój aeroplan. Trudno - jesteśmy bądź co bądź ludzie cywilizacji.

DER ZIPFEL krzyczy donośnym głosem: - Seans skończony!!!

Fizdejko zrywa się na równe nogi. Potwory skrzeczą.

V. PLASEWITZ - A teraz na koronację Fizdejki! Teraz zobaczymy, jak wygląda ta nowa rzeczywistość - piąta rzeczywistość, według terminologii Leona Chwistka...

Jeszcze zawołały Potwory, by o nich nie zapominać... Uhu - jeden z nich to prawdziwie tajemnicza bestia!!

To naturalnie Witkacy i fragment jego "Janulki, córki Fizdejki"...

I tak nam się przydarzyło. W tym cholernym życiu, co lubuje się w naśladowaniu literatury...
Magików notorycznych bezlik. Polityczna szulernia buzująca jak rozgrzany piec...

W pewien sposób, mocą naszej obojętności, pewne typy osobliwe koronowały sobie Fizdejkę... I nawet się Fizdejko nie musi przemęczać, bo inni magicy decydują, wszystko ustawiają, on zaś wystarczy, że wszystko podpisze...

Niemal Witkacowskie scenki treścią dziś wiadomości!!

Dzieją się ciekawe rzeczy w tym sztucznym, niedookreślonym królestwie: -

Jeden magik, były bankster, pojemnie dość żonaty, czterdziesty raz już chyba ukatrupia wirusa (zorientowany w wyborczych rezultatach wabi dziś starców, jak głębinowy paszczak z latarenką), i rozdaje po wioskach nieistniejące pieniądze, i to w kwotach wyliczonych niemal co do grosza... (Pomyślałem sobie - jaki ja jestem bogaty, wystarczy wydrzeć byle kartkę z zeszytu i nagryzmolić na niej na przykład 1000000... No, to oczywiście pierwszy, gorący entuzjazm. Zaraz pomyślałem trzeźwo, że przecież taka pani w warzywniaku nie miałaby wydać, tym bardziej, że może nie być tak pomysłowa jak nasz Premier... Warto więc chyba zacząć od jakichś skromniejszych sum... Ja jednak ciągle się waham, bo na tym prawdziwym dziesiątaku widnieje ten cały Mieszko, a ja w życiu żadnego Mieszka nie narysowałem - z ledwością umiem narysować penisa, a tak iść na zakupy mając chuja w ręku... Niefajne to!)

PAD raptem ogłasza, że jest z krakowskiej inteligencji. Powiem, że siedziałem, gdy do moich uszu dotarło to malownicze oświadczenie, bo gdybym stał, na pewno bym się przewrócił... No, świetnie do tego towarzystwa pasuje jeszcze pan Terlecki. Krakowska inteligencja - moje gratulacje!! A więc do tego doszło!!

Elita jakaś napełnia sobie kieszenie... PAD opisał swoje polityczne gniazdko trafnie... Chociaż chyba bezwiednie, bo to człowiek bezrefleksyjny... Ale lud jakoś to  łyka, bo elita, ta nowa, kruszy krakersy przecież na dywan - można więc skubnąć.

A jeszcze partyjny bunkier modlitewny ogłosił, że w rządzie mamy dwóch ewangelistów: Mateusza i Łukasza...

A Prezes Tysiąclecia napisał swój kolejny list pasterski, opowiadając o moralności.

Gdy się to wszystko połączy jeszcze ze śmiałym, wizjonerskim wielce przekopem Mierzei Wiślanej, człowiek może nabrać przekonania, że nad Wisłą zrobił się nie lada pierdolnik.

I ten pierdolnik ma szansę jeszcze na jakiś czas. U Witkacego ta postępująca kompromitacja trwa do samego końca, do ostatniej kropli, do ostatecznego upadku, do zagłady.

Oczywiście wszyscy robią wszystkich w konia, a na daną chwilę odpowiedni magik wychodzi na czoło...

Straszne może nawet jest nie to, co dziś, ale co może przyjść po tej imprezie... -- Żartowniś Fizdejko, cwany gapa, powiada w którymś momencie: Mój następca rodzi się w tej chwili w jakiejś chałupie. Tak mówił Mistrz. Zbydlęcone społeczeństwo jest tym samym co pierwotne - potrzebuje władzy, która by wyszła z łona samego bydlęctwa, a nie nas: hiperkulturalnych manekinów o nadbudowach psychicznych...

Dziś jest chyba ostatni dzwonek... Pierwsza tura odrzuciła fantastów... Ileż w tym wszystkim było wiary, doprawdy. Ja też zresztą wierzyłem, tyle że moja wiara miała rozsądniejszy znak - wierzyłem, że paru gościom się nie uda. Od początku więc postawiłem na wiedzę. Bo wiem, że jest tylko jeden kandydat, który ma szansę zdetronizować Fizdejkę. To nie jest postać z mojej bajki, ale ja już się przyzwyczaiłem do głosowania nie za, tylko przeciw... Gdy jest do pokonania smok, stawia się na najsprawniejszego Skubę, który niekoniecznie musi nas szczególnie jarać.

Przed nami niesłychanie ważny wybór. Albo zdecydujemy się na dno, albo chwycimy się ratunkowego kółka.

Jesteśmy bez znaczenia, więc może warto by było go nabrać, jakoś na nowo, pośród tych poważnych wyzwań, przed którymi stoi cała ludzkość i które nie są ani Niemcami, ani cyklistami czy homoseksualistami...

W najbliższą niedzielę możemy postawić pierwszy krok, by rozpocząć demontaż rządzącego dziś nami panopticum...

No i zachęcam do tej niesłychanie pogmatwanej, złożonej Witkacowskiej Janulki... Niezbyt znana sztuka tego autora, rzadko wystawiana...

STANISŁAW IGNACY WITKIEWICZ, Janulka, córka Fizdejki, w tomie: DRAMATY III, PIW, Warszawa 2004

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce