Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2023

August Strindberg. Samotny (3)

     II (cd)  Ale stworzyłem sobie i towarzystwo w domu. Mieszkam na czwartym piętrze, mam więc, licząc z parterem, cztery rodziny i ich życie pod sobą. Nie znam nikogo z nich, nie wiem, jak wyglądają, zdaje mi się, że nigdy nie spotkałem ich na schodach. Widuję tylko napisy na drzwiach, a z dzienników wetkniętych rano między drzwi wiem, jakich są przekonań. O ścianę, ale w innej kamienicy, mieszka śpiewaczka, która mi bardzo pięknie śpiewa, zaś przyjaciółka, która ją odwiedza, grywa mi Beethovena - to moje najmilsze sąsiedztwo i mam czasami ochotę, by nawiązać z nimi znajomość, żeby podziękować za całe to uprzyjemnianie mi życia. Dałem sobie jednak spokój, w obawie, że cały urok pryśnie, kiedy będziemy zmuszeni do prowadzenia jakichś banalnych pogawędek. Czasami, przez kilka nawet dni, cicho jest u owych przyjaciółek, a wtedy i u mnie robi się nieco mroczniej. Jednak mam też wesołego sąsiada - zdaje mi się, że mieszka na którymś z niższych pięter przyległej kamienicy. I on grywa, tyle

August Strindberg. Samotny (2)

     II  Tak to stałem się człowiekiem samotnym, ograniczającym się ledwie do powierzchownych kontaktów z innymi, zwykle telefonicznych, do których przymuszała mnie praca. Nie przeczę - na początku było trudno i powstała wokół mnie próżnia domagała się wypełnienia. Zerwawszy z ludźmi, czułem z początku, jakbym utracił znaczną część sił, a jednocześnie moje ja zaczęło niejako gęstnieć, jakby wokół jego jądra zbierało się wszystko to, co dotychczas przeżyłem, by przemienić się w pożywkę. Nadto przywykłem do wykorzystywania wszystkiego, co widziałem i słyszałem w domu, na ulicy, na łonie przyrody, do wykorzystywania w swej pracy, którą właśnie byłem pochłonięty. Czułem wtedy, że wzrasta mój kapitał i studia poczynione w samotności okazały się o wiele bardziej wartościowe od tych poczynionych na ludziach, kiedy jeszcze żyłem wśród nich.  Miewałem kiedyś własne domy, ale ostatnio wynająłem u pewnej wdowy dwa umeblowane pokoje. Trzeba więc było trochę czasu, żeby oswoić się z obecnymi wokół

Sobota

Obraz
taka piękna dziś, pogodna, że aż ją wykorzystałem na naszykowanie jednej ze swych norek na zimę - przegląd kątów, drobne odszczurzanie, przetarcie szybek, by mieć na oku słoty i zawieje... No i już. A teraz zaglądam do komputerka, tak się poplątać nieco, przejrzeć pocztę... A zanim zgaszę, to jeszcze tu coś zostawię... Już druga połowa października. Jak do tego doszło, nie wiem... A ja tak jeszcze w lecie ze świeżą pamięcią, i z nutą, która tak się do mnie po latach przyczepiła... Z nutą bardzo britpopową... A to tak przez sierpniowy tęczowy Reykjavik i miłe spotkanie z wytęsknionym kolegą sprzed lat... Zawsze to taka urocza odskocznia, choć ze skrywanym za wesołością przerażeniem od jakiegoś czasu stwierdzamy tylko, że nic się nie zmienia, że stale jesteśmy tacy już dorośli. Coraz mocniej dorośli, co oczywiście ma swoje dobre strony... Na przykład od strony zabawowej wszystko lepiej się układa, bo to już przestało być robotą, nie tak, jak za czasów wymagającej młodości... Ale oczywiśc

August Strindberg. Samotny (1)

 W 1903 roku Strindberg opublikował "Samotnego"... To oczywiście o nim samym, już po wielu burzach i wszystkich swoich małżeństwach, gdzie mężczyzna w ogóle bywa najsamotniejszy... Okolice pięćdziesiątki. I w tym czasie ja, od dziesięcioleci już zafascynowany Strindbergiem... Wywołałem sobie jego ducha, i posiedziałem trochę nad jego melancholijnym tekstem, z przyjemnością i w poczuciu ogromnej bliskości, bo dziś już taki równolatek ze mnie... "Samotny" to też wycieczka do Sztokholmu, któremu można się dziś przypatrywać na starych fotografiach, bo to i owo się zmieniło, postępująca rozbudowa pogubiła różne perspektywy, a to, co wtedy pachniało nowością, dziś o wiek już z okładem postarzałe... Ta mikropowieść ukazała się u nas szybko, jeszcze w czasach zaborów... A ja postanowiłem po swojemu tę rzecz spolszczyć po stuleciu... Tedy garść moich miłych wieczorów z duchem mojego ulubionego Augusta... Bo ja duchy wywołuję zwykle wieczorami i wcale się ich nie boję... AUGU

Pin Ups

Obraz
Wkrótce, bo dziewiętnastego tego miesiąca będzie to już lat pięćdziesiąt, pół wieku tej ciągłej świeżości, zadziwiającej... Miejsce - podparyskie studio Château d'Hérouville, posiadłość (od niedawna, po pewnej przerwie, znów otwarta dla nagrywających grajków) malowana kiedyś przez van Gogha, gdzie był Chopin i George Sand, i gdzie różni wielcy potem nagrywali, m. in. Bee Gees czy Elton John ("Honky Château" choćby...) Miejsce o dziwnej ponoć energii... Bowie nagrywał tam dwukrotnie: w 1973 ową płytkę, którą tu dziś wspominam, "Pin Ups", a potem, w 1976, częściowo tworzył materiał na eksperymentalny album "Low"... Visconti wspominał, że David wyczuwał tam coś niezwykłego a straszliwego... W jednej z pałacowych sypialni panował jakiś dziwny nastrój, był w niej bowiem mroczny kąt, który zdawał się pochłaniać, zasysać światło - David miał zerknąć i powiedzieć: - O nie, ja tutaj nie śpię... "Pin Ups" to pożegnalne nagrania The Spiders. Choć grupa

Steinn Steinarr. W 115 urodziny

Obraz
Tak to właśnie dziś mija 115 lat... Przeszło już wiek od narodzin w Zachodnich Fiordach poety, co od tradycji wielkich poszedł w nowoczesność. Bardzo odmienił Steinn Steinarr poezję na wyspie atlantyckiej, wzbogacił ją o nowe tematy: ludzkie niedole, robotniczą nędzę, gniew, czy tajemnice barwne a trudne czasem do rozgryzienia... Poeta wyrosły z życiowych i ekonomicznych kryzysów, wędrujący, migotający... On taki w gruncie rzeczy jak większość z nas z ostatnich czasów - mówił inny poeta -  w pogoni za czymś lepszym umykający od trudów życia w odległych dolinach na południowy brzeg Faxaflói... Trochę szlifibruk, często bezrobotny robociarz (o zgrozo), gdzieś co chwilę znikający, tajemniczy... Bywało, że wykluczany, zakochany klasowo niewłaściwie, w oporze... Do końca upominający się o drobniejszych i lepszych, jak wtedy, już z końcem życia, kiedy tam miał sobie w Reykjaviku, którego był jakże charakterystycznym elementem, tę szczęśliwą wreszcie przystań, z żoną, kurami i... psem... Były

Nobel 2023

Obraz
Tym razem powędrował nie tak daleko, bo do Norwegii, po sąsiedzku... To czwarty człowiek pióra z Norwegii, który otrzymał to prestiżowe wyróżnienie. I długo trzeba było czekać, bo ostatni taki raz zdarzył się w latach dwudziestych minionego stulecia, kiedy to Nobla otrzymała Sigrid Undset (wcześniej zaś uhonorowani nią zostali Bjørnstjerne Bjørnson oraz Knut Hamsun)... Teraz jest Jon Fosse, chyba już od dawna wymieniany wśród kandydatów... Można powiedzieć, coś drgnęło po kwasach, jakie były po tym, jak nagrodę otrzymali w 1974 roku Szwedzi Harry Martinson i Eyvind Johnson, bo długo z ostrożności Skandynawom to wyróżnienie przechodziło koło nosa. Dopiero nie tak dawno temu ścieżkę nową przetarł Tomas Tranströmer. Tak więc teraz Norweg, wybitny prozaik, także poeta, no i dramaturg, przede wszystkim dramaturg, bo też i ta część jego twórczości najbardziej jest znana na świecie, tłumaczono go bowiem na bardzo wiele języków, na potrzeby bardzo wielu scen...  Niespieszność, oszczędność w sł

Friday on My Mind

Obraz
 To już takie dawne czasy, choć nie aż tak stare jak oryginał czy cover Davida Bowie... Dla mnie to późne lata osiemdziesiąte... Stary kawałek The Easybeats z tak sześćdziesiątych, który do mnie dotarł za pośrednictwem "Pin Ups" Bowiego, płytki, która w tym miesiącu będzie świętować swoje pięćdziesiąte urodziny... Chyba to właśnie mi się najbardziej podoba... No i tak sobie odtwarzam, przypominam szczęśliwsze okresy... O "Pin Ups" jeszcze będzie, a tutaj przywołam "Friday on My Mind" w świetnym wykonaniu Bruce'a Springsteena... Od kilkunastu lat dzielę życie z zagorzałym fanem Bruce'a, więc co się nasłuchałem już, to moje... Wypadałoby uczcić zatem jesienną porą szesnastą rocznicę pierwszego kontaktu z owym fanem... Leci czas, życie się toczy... Na poprzednim blogu byłem bardziej osobisty, tu już mniej... Tyle powiem, że trwam na osuwisku. Właściwie nie posuwam się naprzód, tylko cofam się o krok, żeby nie runąć... Znowu na starych śmieciach, w mie