Posty

Wyświetlam posty z etykietą proza i poezja islandzka

Gunnar Gunnarsson. Ojciec i syn

Obraz
Niedługo, bo w listopadzie, minie 50 lat od śmierci islandzkiego pisarza Gunnara Gunnarssona. Więc może upamiętnię go tutaj opowiadaniem... *** Gunnar Gunnarsson OJCIEC I SYN Mieszkali razem tuż za osadą, obaj o imieniu Snjolfur i zwykle mówiono o nich stary Snjolfur i mały Snjolfur, oni zaś do siebie mówili po prostu Snjolfur - taki to już był u nich zwyczaj. Mając to samo imię, czuli się jeszcze bardziej ze sobą związani i nie potrzebowali żadnych innych nazw. Stary Snjolfur miał ponad pięćdziesiąt lat, mały natomiast nieco ponad dwanaście. Jak już powiedziano, więź łączyła ich mocna, do tego stopnia, że jeden bez drugiego czuł się po prostu zagubiony. Tak było zawsze, jak daleko sięgnąć pamięcią mógł mały Snjolfur. Jego ojciec pamięcią mógł sięgać dalej. I pamiętał, że trzynaście lat temu mieszkał na swej farmie oddalonej od osady o dystans w sam raz na dobrą konną przejażdżkę. Miał dobrą żonę i troje krzepkich dzieci, w których pokładano wielkie nadzieje. Raptem szczęście się odwró...

Odrodzenie nieprzyjaciół

Obraz
                                         Nieprzyjaciele, wrogowie, obcy... Zawsze obecni, choć czasem wrogości międzyludzkiej jest więcej niż zwykle, tak że aż płonie ziemia i leje się krew. No i wszyscy na kupę raczej nieprzyjaźni są dla świata i wszelkich form życia innych niż nasza... Obcość budzi niepewność, strach, a więc i agresję... Zawsze trzeba wysiłku, by coś zrobić - by zaatakować lub by przygarnąć i dać szansę życiu... Kwestia namysłu, wyboru, odczytania intencji innego... Mróz nienawiści czy ciepło przyjaźni. Czasem wymuszony gniew... W istocie trudny temat, zwłaszcza w tych narastających znów wymieszaniach wymuszonych rozmaitymi czynnikami... I taki poetycki islandzki punkt widzenia, przy współpracy z Juanem Camilo Románem Estradą, Kolumbijczykiem, co się z Islandią związał i gdzie m. in. zajmuje się problematyką wykluczenia i integracji... Anton Helgi Jónsson Odrodzeni...

W polu

Obraz
    Się w pole można dać wywieść... Także i bitewne. Kruki kraczą, na niepogody jakieś się zanosi... Pól bitewnych znów przybywa wokół, narastają zbrojenia, co daje też korzyści, bo to pensje dla wielu, tych w fabrykach i w pracowniach zdziczałej nauki, więc na kaszkę jest dla piskląt... Jakby to wszystko z dziwacznej tęsknoty za pustynią... Bo po burzach i wojnach naturalnie przychodzi spokój, tylko, jak pisał kiedyś Dagerman, w powojennej ciszy miasta bardziej bezludne są od pustyni, ruiny dziksze od dzikich gór, wszystko tak nierzeczywiste jak najgorszy senny koszmar... Puste oczy pustych dusz... Żyzne pola bitwy... Na rozkwit, rozkwit paradoksów... W tych takich przywojennych czasach nawija mi się wiersz z Islandii... Jeszcze Anton... ANTON HELGI JÓNSSON Paradoks pola bitwy Jedynie paradoksy potrafią rozkwitać na polu bitwy.   Gdy zły dowódca żąda natarcia, rośnie liczba dezerterów, aż do rozgromienia armii.   Gdy dobry dowódca żąda natarcia, przybywa chętnych, b...

Ku latu z islandzkim haiku

Obraz
  To może jeszcze domknę cykl haiku o porach roku... Wypadło skończyć na lecie... W sylabicznej dyscyplinie... Pjetur Hafstein Lárusson Letnie haiku 1 Bryza od morza rozwesela ogrody i smutne serca 2 Siewka to lato z piosnką dla północnych mórz co uzdrawia Frón* 3 Rozkosz miłości lato - kwiatów to jest czas w sercach gorących 4 Malutki dzidziuś  w pierwszym kwietnym ogrodzie pierwsze dlań lato 5 Lato ci śpiewa roztańczone w twym sercu najdroższe życie 6 Czysta noc biała cisza w górach, na fiordach flora w rozkwicie 7 Ogród poety kwiaty bez ładu, składu na łodygach czar 8 Letnie wierszyki dla kogoś kochanego rozbudzona myśl 9 Łaskawa ścieżka do zielonej doliny w spokój najgłębszy 10 Szemrzące rzeczki płyną sobie spokojnie trwa kulika śpiew 11 Herbata pita na zewnątrz na tarasie cisza wśród liści 12 Widoczek smutny pojedyncza skarpeta na sznurku wisi 13 Z czułymi dłońmi staruszka mija lato w bramie cmentarza 14 Zielone góry mroczne rzucają cienie hen na doliny 15 Lekkie muśnięci...

Guðmundur Kamban. Hadda Padda (5)

Obraz
 AKT PIĄTY HADDA PADDA - Jeśli owiniesz ją wokół pasa, wówczas z pewnością mnie nie puścisz. Będę się pewniej czuła. Ingolfur patrzy na nią uważnie, jakby chciał przeniknąć jakąś zasłonę tworzącą tajemnicę wokół jej poczynań. Nagle chwyta koniec liny i obwiązuje ją wokół siebie. HADDA PADDA - (Siada na krawędzi.) Byłabym zapomniała o łopacie. Nakopię arcydzięgla i zabiorę ze sobą. (Znika za brzegiem wąwozu. Lina się ślizga.) INGOLFUR - Steindor, widzisz ją? STEINDOR - To ekspertka we wspinaczce. I robi dobry użytek z łopaty. INGOLFUR - Nie trać jej z oczu. I informuj mnie o wszystkim, co widzisz. STEINDOR - Jestem o nią spokojny. Mija teraz półkę. I można nawet przyspieszyć luzowanie powroza. INGOLFUR - Zadziwiające uczucie z tą przesuwającą się w rękach liną. Zupełnie jakby przez nie przepełzał jakiś żywy robak. STEINDOR - (Woła.) Hadda Padda! GŁOS HADDY PADDY - Tak. STEINDOR - Leci w dół... Teraz lina się obraca... Dziwne tak patrzeć, jak ktoś inny się opuszcza. INGOLFUR - Ciągle...

Guðmundur Kamban. Hadda Padda (4)

 AKT CZWARTY Głęboki wąwóz o stromych ścianach, które w szczytowej części zmieniają się w pionowe skalne urwiska. W głębi, na końcu wąwozu wznosi się zbocze wyniosłej góry. Jest bardzo mglisto. Gdy tylko mgła się choć trochę rozrzedza, po lewej stronie dostrzec można spienioną smugę wodospadu. Steindor i Ingolfur stoją na porośniętym trawą brzegu przepaści. Mają ze sobą linę. STEINDOR - Ależ wilgoć. Spójrz, pisać można. (Maże palcem jakieś litery po pokrytym rosą rękawie.) INGOLFUR - (Pociera palcem swój rękaw.) Mój garniturek to dopiero wybitnie pasuje do tej aury. Steindor kwituje to ironiczne spostrzeżenie milczeniem. INGOLFUR - (jakby wybudzony nagle z drzemki) Wypocząłeś? STEINDOR - Tak jakby. INGOLFUR - Powinieneś był pozwolić mi, abym ci pomógł, bo to męczące bardzo tak samemu się podciągać. STEINDOR - Od czternastu lat śmigam po tych ścianach, żeby nazbierać arcydzięgla. Bez żadnej pomocy. Nie jest tu wcale tak wysoko. INGOLFUR - A jak jest wysoko? STEINDOR - Połowa długośc...

Guðmundur Kamban. Hadda Padda (3)

 AKT TRZECI Zbocze doliny porośniętej krzewami, wrzosem, obsypane letnim kwieciem. W pobliżu, po lewej, szumi wodospad, który rzuca się między stromiznami w przepaść z dużej wysokości. Po prawej stronie skała zasłaniająca dno wodospadu i fragment rzeki. W tle widoczny górski pejzaż. Jest fantastyczny letni wieczór, cały w wysmakowanej kolorystyce, ze słonecznym blaskiem igrającym wymyślnie na wodzie. Pusto. Słychać tylko głosy mieszające się z szumem wodospadu. Ktoś śpiewa. Tuż przed końcem śpiewu zjawia się Hadda, która nadchodzi z lewej strony. Towarzyszą jej dzieci. Hadda ma na sobie letnią sukienkę, nadto na ramiona ma narzucony szyfonowy szal. Dzieci naszykowane są na zbieranie jagód: jedno ma drewnianą skrzyneczkę; drugie butelkę z kolorowego szkła, już do połowy wypełnioną owocami; kolejne ma koszyczek... Wszyscy nasłuchują. MAGGA - Kto to tak śpiewał? HADDA PADDA - To letnicy, co przyszli podziwiać wodospad... No, a teraz dalej, do roboty, bo trzeba jeszcze dozbierać jagód....

Guðmundur Kamban. Hadda Padda (2)

 AKT DRUGI I oto kolejne lato. Salon w domu pana wojewody. Staromodne, wyszukane meble. Po lewej stronie drzwi do jadalni. Przy ścianie pianino. Po prawej, przy oknie kanapa. W głębi drugie okno, otwarte szeroko - za nim rozpościera się widok na zieloną łąkę wznoszącą się ku pobliskiemu płaskowyżowi, z którego krawędzi toczy swe wody szumiący wodospad. Daleko na horyzoncie niebieszczą się góry. Słoneczny, ciepły letni dzień.  Pośrodku pokoju, przy nakrytym do kawy stole siedzą wojewoda, pani Margaret, Olof i jej mąż Steindor, a także Ingolfur, Hrafnhildur i Kristrun. Są też tam dzieci: Mały Skuli, Sigga, Doddi, Magga, które siedzą przy stoliku pod oknem. OLOF - (do dzieci) Możecie teraz wyjść na dwór. Dzieci się podnoszą. SIGGA - (do Olof) Mamo, a kiedy z Haddą Paddą pójdziemy na jagody? HADDA PADDA - (Uśmiecha się.) Pójdziemy w następną niedzielę. OLOF - A teraz biegnijcie się bawić! Jest taka piękna pogoda. STEINDOR - Możecie sobie zbudować domek, tylko nie tam, gdzie trawa ...