Guðmundur Kamban. Hadda Padda (5)

 AKT PIĄTY

HADDA PADDA - Jeśli owiniesz ją wokół pasa, wówczas z pewnością mnie nie puścisz. Będę się pewniej czuła.

Ingolfur patrzy na nią uważnie, jakby chciał przeniknąć jakąś zasłonę tworzącą tajemnicę wokół jej poczynań. Nagle chwyta koniec liny i obwiązuje ją wokół siebie.

HADDA PADDA - (Siada na krawędzi.) Byłabym zapomniała o łopacie. Nakopię arcydzięgla i zabiorę ze sobą. (Znika za brzegiem wąwozu. Lina się ślizga.)

INGOLFUR - Steindor, widzisz ją?

STEINDOR - To ekspertka we wspinaczce. I robi dobry użytek z łopaty.

INGOLFUR - Nie trać jej z oczu. I informuj mnie o wszystkim, co widzisz.

STEINDOR - Jestem o nią spokojny. Mija teraz półkę. I można nawet przyspieszyć luzowanie powroza.

INGOLFUR - Zadziwiające uczucie z tą przesuwającą się w rękach liną. Zupełnie jakby przez nie przepełzał jakiś żywy robak.

STEINDOR - (Woła.) Hadda Padda!

GŁOS HADDY PADDY - Tak.

STEINDOR - Leci w dół... Teraz lina się obraca... Dziwne tak patrzeć, jak ktoś inny się opuszcza.

INGOLFUR - Ciągle się obraca?

STEINDOR - W drugą stronę... Hadda Padda!

GŁOS HADDY PADDY - Tak.

STEINDOR - Dalej, prędzej. Bawi ją to. Pomachała mi ręką.

INGOLFUR - Co, ręką pomachała?

STEINDOR - Straciła łopatę.

INGOLFUR - Straciła? Nie rzuciła jej?

STEINDOR - Myślę, że jej wypadła.

INGOLFUR - I co teraz?

STEINDOR - Nie widzę.

INGOLFUR - Czy coś w ogóle się tam dzieje? Robi coś? Dużo jej jeszcze zostało? (Podaje linę tak szybko, jak to tylko możliwe.)

STEINDOR - Nie... Hadda Padda!

INGOLFUR - Nie słychać jej.

STEINDOR- A no nie słychać. (Woła głośniej.) Hadda Padda! (Nasłuchuje.)

INGOLFUR - I co, słyszysz coś?

STEIONDOR - Nie... A tak, tak, teraz usłyszała - macha obiema rękami.

INGOLFUR - Dobrze - w takim razie wszystko z nią w porządku.

STEINDOR - Chyba jest już na dole!

INGOLFUR - Nie poluzowała się lina.

STEINDOR - Nie rusza się.

INGOLFUR - (Lina drgnęła.) Teraz jest na dole! Widzisz ją?

STEINDOR - Właśnie podniosła łopatę. I zmierza pod skałę.

INGOLFUR - (Trzyma luźno linę, pozwalając jej swobodnie prześlizgiwać się po palcach.) Zatem zamierza wykopać trochę angeliki, jeszcze przed poszukiwaniami.

STEINDOR - Lina wlecze się za nią. Nie odwiązała jej.

INGOLFUR - Widzisz ją teraz?

STEINDOR - Teraz nie.

INGOLFUR - Poczekajmy spokojnie. (Dotyka dłonią brody.) I co? Jest?

STEINDOR - Nie.

INGOLFUR - Wolałbym, żeby już tu była. No widzisz ją?

STEINDOR - Nie.

INGOLFUR - Cóż ją tak tam zatrzymuje?

STEINDOR - Trudno się było jej wcześniej spodziewać. (Zerka w dół.) Wyszła spod skały i ma ze sobą arcydzięgiel.

INGOLFUR - Szarpie liną. Trzy razy.

STEINDOR - Przywiązała do niej łopatę i arcydzięgiel. Podciągnij ją.

Ingolfur szybko podciąga linę.

STEINDOR - Teraz zapewne idzie poszukać pereł.

INGOLFUR - (Strach i niepokój stale obecni w jego wyrazie twarzy teraz ustępują, dając miejsce bardziej pogodnej mimice.) Wreszcie możemy się uspokoić. Kto wie, może i znajdzie te perły!

STEINDOR - Szuka w stawie. Przeczesuje rzęsę. 

Ingolfur w tym czasie dobywa zza krawędzi wąwozu łopatę i arcydzięgiel, po czym zwiją linę, by znów ją rzucić w dół.

STEINDOR - Spaceruje wokół wody. Teraz stanęła do mnie plecami. Rozgląda się... I pochyla nad jej lustrem.

INGOLFUR - Świetnie.

STEINDOR - Aż podskoczyła! Podnosi ręce i macha do mnie perłami!

INGOLFUR - Brawo! Brawo!

STEINDOR - Co za szczęście! Teraz przywiązuje się do liny.

INGOLFUR - Szarpnęła. Teraz nie ma się co ociągać. (Zaczyna ciągnąć linę.) 

STEINDOR - (po chwili) Wygląda tak, jakby usnęła na tej linie.

INGOLFUR - Co?

STEINDOR - Taka jest odprężona. Powinienem do niej zawołać?

INGOLFUR - Może nie ma co jej przeszkadzać. Znam przyjemność przenikania przez powietrze z zamkniętymi oczami. 

STEINDOR - Teraz zaczyna... Nie, znów odpoczywa. Skuliła się naraz jak ktoś, kogo w łóżku trawi gorączka.

INGOLFUR - Powiedz, kiedy będzie przy półce.

STEINDOR - Już niedaleko. Nie jesteś zmęczony?

INGOLFUR - Nie bardzo.

STEINDOR - (Uśmiecha się.) Pokażesz ukochanej, jaki jesteś silny.

INGOLFUR - To jeszcze nie półka?

STEINDOR - Jeszcze nie całkiem.

Ingolfur ciągnie.

STEINDOR - Osobliwie teraz wygląda. Mocno ściska linę. Jest całkiem jak pnący się w górę pająk.

GŁOS HADDY PADDY - Ingolfur!

INGOLFUR - No, co tam?

GŁOS HADDY PADDY - Odsapnę na półce.

INGOLFUR - (Ciągnie dalej.) Przecież zaraz będziesz na górze!

GŁOS HADDY PADDY -  Nie, nie, Ingolfur! Za bardzo ciągniesz i aż mnie boli pod piersią. Nie wolno ci tak ciągnąć. (Lina poluźnia się; Ingolfur przestaje ciągnąć.)

STEINDOR - Musisz mocno trzymać linę, żeby mogła dostać się na półkę. O tak, już tam jest.

INGOLFUR - Co ona wyprawia?

STEINDOR - Siedzi... Poprawia linę wokół talii... Albo... Nie, rozwiązała ją. 

GŁOS HADDY PADDY - Już nie musisz tam sterczeć, Steindorze. Teraz już się nie boję.

STEINDOR - A mnie tu całkiem wygodnie.

GŁOS HADDY PADDY - (Słychać jej śmiech.) Czy mam strącić kruka z gniazda? Strzeż się, czarny ptaku! (Mały kamień leci w górę i upada nieopodal Steindora, który uskakuje na bok.)

GŁOS HADDY PADDY - Przestraszyłeś się kamyka?

STEINDOR - Ten żart nie był konieczny.

GŁOS HADDY PADDY -  Spodziewałeś się ukamienowania? Straszenie cię ogromnie mnie bawi. A nie spróbujemy z liną? - Ingolfur, puść, proszę, linę. Spróbuję trafić cię, Steindorze. - On jest śmiertelnie przerażony.

STEINDOR - (Usiłuje pokazać, że rozumie żart.) Spodziewam się, że mnie nie dosięgniesz.

INGOLFUR - Założę się, że cię trafi.

GŁOS HADDY PADDY - Przy dłuższej linie dawno bym to zrobiła.

STEINDOR - A tam, nigdy byś tego nie zrobiła. Trzeba lepiej celować.

GŁOS HADDY PADDY - Lina była za krótka.

STEINDOR - Nic prostszego. Łatwo ją wydłużyć... Ingolfie, daj jej całą linę. Zobaczymy czy mnie trafi.

INGOLFUR - (Śmieje się.) Musisz uważać, Steindorze. (Trzyma luźno linę. Stopniowo popuszcza, tak dużo, jak to jest tylko możliwe. Chwilę potem drugi koniec liny uderza o krawędź wąwozu tuż u stóp Steindora.)

GŁOS HADDY PADDY - Nie trafił?

STEINDOR - Tak można uznać.

INGOLFUR - Następnym razem bardziej uważaj, Steindorze.

STEINDOR - Co! Nie spróbujesz jeszcze raz? Czy już się przywiązujesz?

INGOLFUR - Odsapnęłaś?

STEINDOR - Wiąże linę wokół siebie i opuszcza się pod półkę.

INGOLFUR - (Patrzy na Steindora zaskoczony.) Co ty gadasz?

STEINDOR - Czemu tak naciągnęła linę? (Jest zdumiony.)

INGOLFUR - Co się dzieje? 

STEINDOR - Hadda Padda stoi głową w dół

INGOLFUR - ...?

STEIDOR - Oparła stopy o skałę! Uważaj! (Ingolfur zapiera się stopami w wykopanym dołku. Steindor wstaje.)

INGOLFUR - Zostań tam, gdzie jesteś i powiedz kiedy, a ja cię pociągnę w jednej chwili. (Ciągnie linę z całych sił, a za moment zostaje wyrwany z dołka i zawleczony na samą krawędź urwiska.)

STEINDOR - (Podbiega natychmiast i łapie Ingolfa.) Na miły Bóg! Czy ona zwariowała? Nigdy bym jej o to nie podejrzewał.

INGOLFUR - (stłumionym głosem) Skąd ona czerpie te siły?

Lina jeszcze gwałtowniej ich szarpie. Ingolfur przewraca się na plecy, całą mocą pociągając za napięty sznur. 

INGOLFUR - Poluzuj ją, szybko! Ja postaram się jakoś wytrwać. (Steindor spieszy poluzować linę. Kiedy to się dzieje, Ingolfur ze wszystkich sił stara się utrzymać w miejscu. Trzyma w górze ręce, zaciskając je na powrozie. Teraz jego ręce ciągnięte są w dół. Za każdym razem, gdy Steindor myśli, iż Ingolfur jest na skraju poddania się, puszcza linę i łapie go.

STEINAR - Teraz luz. (Wspomaga Ingolfa. Lina przeciągnięta gwałtownie prześlizguje się przez ręce aż do węzła. Trzyma ją za tym węzłem, jakby walczył o życie. Obaj ciągle targani w przepaść.)

STEINDOR - (przerażony) Musisz puścić. To wszystko, co możesz zrobić. Lepiej, żeby spadła sama niż pociągnęła nas obu ze sobą. Puść. Albo ja puszczę.

INGOLFUR - (Patrzy mu prosto w oczy.) Puszczaj więc, tchórzu!

STEINDOR - Tylko dlaczego chciałeś, żebym odwiązał linę, jeśli dążysz do tego, by cię pociągnęła w przepaść?

INGOLFUR - (z lodowatym spokojem) Masz dość odwagi, by mnie przytrzymać, gdy spróbuję wstać? (Wstaje.)

STEINDOR - (Wciąż go przytrzymuje.) Prawdopodobnie już opadła z sił.

INGOLFUR - (Zaczyna podciągać powróz. Ma gołą głowę; kapelusz leży przy samej krawędzi; włosy ma mokre od potu, który spływa po twarzy strumieniami; cała jego głowa zdaje się w swym kształcie jakaś odmieniona.) Zostaw mnie, Steindorze. Już skończyłem z tobą.

STEINDOR - Nie zamierzam stać i bezczynnie przyglądać się, jak jesteś wciągany w przepaść. 

INGOLFUR - Zejdź mi z oczu... Albo popamiętasz.

STEINDOR - Ona jest szalona, mówię ci - to wariatka. (Robi kilka kroków; zatrzymuje się.) 

Ingolfur ciągnie sznur szybko, zdecydowanie, bacząc na każdy uścisk dłoni. Biała ręka Haddy Paddy pojawia się nad krawędzią jaru, a w ręce tej nóż, którym przecina linę.

HADDA PADDA -  (spadając) Ingolfur!

INGOLFUR - (Zostaje odrzucony do tyłu. Podnosi się szybko i doskakuje do brzegu wąwozu, krzycząc z przerażenia.) Hadda Padda!

Przez chwilę patrzy w dół. Kolana się pod nim uginają. Ze straszliwym, rozpaczliwym wrzaskiem wyciąga przed siebie ramiona.

Zbliża się Steindor.

Ingolf patrzy w wąwóz. Podnosi bezsilną rękę trzymającą pozostałą resztkę liny. Jego oczy wypełniają się łzami, które tylko perlą się w nich, nie spadając, i tak, przez te zamglone oczy widzi ślad cięcia na sznurze...

KONIEC. KURTYNA

             przełożył Kiljan Halldórsson



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Kreml

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć