Na nieskończonej. Steinn Steinarr
Ziemia, ziemia, wrzeszczy pijany grabarz, ziemia, ziemia... Ale głupcy mimo to czekają na ten czerwiec, a także następny... Napisał kiedyś Jan Nowicki... Zatoczyło się koło. Można więc zacząć czekać na ten następny, choć w zaistniałych okolicznościach czekanie na czerwiec następny wydaje się mało rozsądne. Ja w każdym razie mam dość. I za dni jedenaście zmykam na Północ dość daleką. Chcę o tym czerwcu paskudnym zapomnieć. Bez nadziei, że następny będzie bardziej wonny a przyjacielski, wolny od wypalonych na rudo trawników.
Więc spadamy, w przepaść? Dawno już temu Stanisław Lem opowiadał, że jemu ludzkość kojarzy się z człowiekiem spadającym z dziesiątego piętra; póki co jest na poziomie piętra piątego, więc wszystko wydaje się w porządku... To było wtedy. A dziś? Spadanie najwyraźniej trwa, tyle że to już jest drugie piętro. I nie ma chyba odwrotu - żadna Pippi nas nie ocali.
Spadanie, prosta linia w dół. A miało być o kołach, no, ale w końcu jawi się przecież na horyzoncie powtórkowa katastrofa... Pamiętamy, był kiedyś Rzym, co upadł był, hołdując zamiłowaniom do wielokulturowości. Jaka to słabość, choć tak kusząca, miła przecież. Ten stary Rzym odnajduję w czasach dzisiejszych. Słaby. A tu jeszcze widmo ekologicznej katastrofy, rychlejszej niż nam się wydawało... Moja bezdzietność mnie uspokaja.
Naprzód, naprzód; postęp, postęp, a tu raptem się okazuje, że widzimy, biegnąc, własne plecy. Jakby przedsionek barbarzyństwa, mniejsza o to, jak umotywowanego, tym razem może być zwykłe pragnienie, najdosłowniej rozumiane.
Mój świat, twój świat. A z tym twoim to ja nie chcę mieć nic do czynienia. Wykluczam cię, boś inny, boś do dupy, boś biedny, i nawet nie dam ci pić, choć strułem cię do cna...
Czas - jak się mu przyglądamy, to najczęściej zerkamy na zegary, na ruch okrężny wskazówek, albo na powtarzalność cyfr - 59 i od nowa, znów do 59 i do nowego zera, do nowej minuty. Albo pory roku, po zimie nieodmiennie wiosna, choćby ta w kalendarzu, bo może już coraz mniej w pogodzie... Jak to pisał Tomasz Mann w "Czarodziejskiej górze" - chciałbyś się czegoś uchwycić, ale wszystko się wyślizguje z rąk "To jakby świat był urządzony przez sowizdrzała, że z początkiem zimy właściwie zaczyna się wiosna, a z początkiem lata właściwie jest jesień... Jakby ktoś za nos wodził, dokoła wabił ku czemuś, co jest punktem zwrotnym... zwrotnym w kole. Boć koło składa się z samych nierozciągłych punktów zwrotnych, krzywizny zmierzyć nie można, nie ma stałego kierunku, i wieczność nie jest 'naprzód, naprzód', lecz 'karuzela, karuzela'".
Aksel Sandemose pisał kiedyś, że nasze życie to wędrówka po południku. Wszak to okrąg. Wszystko też jakby pomyślane przez sowizdrzała. Z początku wszystkie południki są blisko siebie, można skakać z jednego na drugi, wszystkie bowiem z jednego punktu wychodzą. Wreszcie często przypadek głupi sprawia, że lądujemy na jednym z nich, i w końcu okazuje się, że skok na sąsiedni nie jest już możliwy. Głupi przypadek tak wiele sprawia, wytycza drogę, którą już trzeba brnąć. Dorosłe życie to często konsekwencje skoków młodego idioty... Na nieszczęście młodość jest, wbrew pozorom, taka krótka, reszta zaś taka długa, zwłaszcza gdy dotkliwa. Wprawdzie wielu dochodzi do drugiego bieguna, ale tam każdy skok w bok jest już kosztownym idiotyzmem, bo druga młodość to groteska. Dramat - farsa, dramat - farsa. A groza ta sama. Chociaż farsa bardziej jest nawet kosztowna, o czym może powinniśmy pamiętać!
Lubię prostoty pojemne, poetyckie. Steinn Steinarr (1908 - 1958).
Chodzenie wkoło jest wspólnym doświadczeniem. Któż pamięta początek, kto się zorientuje, że istotnie nastał koniec? I wszyscy my na kręgach jakichś. W ograniczeniach. Ze względu na zdolności, szczęście, zamożność...
To, co jest. To co jest, ma przede wszystkim kasę. Reszta to mgławice, niekoniecznie z punktu widzenia zamożnych wartościowe.
Bardzo ceni Steina Steinara Friðrik Þór Friðriksson, który właśnie jest w trakcie realizacji filmu "Kill the Poet". Bieda, miłość, poezja... Miłość. Jak Romeo i Julia. Steinn i Louisa. Została po nich "Halla" , opublikowana w 2000 roku, tuż po śmierci Louisy, tej fenomenalnej kolorystki... Lubię się zatrzymywać przy jej pracach malarskich... Geometryczna, kolorowa Islandia, biedna niegdyś...
Ibsen, Kielland, Lie, Bjørnson - wielka norweska czwórka. Strindberg, Lagerlöf, Hjalmar Bergman, Söderberg - wielka czwórka szwedzka. Można się pokusić i o określenie wielkiej czwórki islandzkiej: Stefán frá Hvítadal, Þórbergur Þórðarson, Halldór Laxness i właśnie Steinn Steinarr. Pierwszy ugrzązł w katolicyzmie, drugi był cudownym kpiarzem, trzeci, przyszły noblista, szukał całe życie wiatru w polu, Steinn zaś, początkowo pełen rewolucyjnej wiary, w końcu zwątpił i szedł nawet w jakieś nihilizmy. A wszyscy jakoś tak byli kpiarzami. Umieli się śmiać, w tym swoim specyficznym kraju, w tym osobliwym eksperymencie.
Unuhús.
W piętrowym drewnianym domku. Mała budowla, czerwona, jak wczesne poglądy bywalców, niegdysiejszych, w Reykjaviku, u zbiegu ulic Garðastræti i Bárugata. Una - właścicielka, przyjaciółka artystów, no i jej syn, Erlendur Guðmundsson (z dodatkiem í Unuhúsi), który jeszcze bardziej kochał artystów, który swoją miłość do nich przejął chyba w genach, Chrystus z Reykjaviku, który znalazł swoje miejsce w literaturze swego osobliwego kraju (cała wielka czwórka coś o nim napisała)... Nína Tryggvadóttir pięknie go portretowała, ta Nína, co w i owianym legendą Skálholt zostawiła po sobie islandzkiego Jezusa, mozaikowego... Nína Tryggvadóttir i Louisa Mathiasdóttir - dwie panny jakby odstające od towarzystwa z Unuhús, zamożne... Ech - Kopenhaga, Paryż, Nowy Jork...
Stefán nigdy nie niósł do druku tekstów, jeśli nie zaaprobował ich Erlendur z domu Uny... Cóż to był za dom - tam nie śmierdzący groszem artysta mógł znaleźć trochę gorącej strawy i poduszkę pod głowę. Oaza dobroci, szacunku, doskonałe miejsce na żarliwe dyskusje...
Steinn został zachęcony przez Stefána do sztuki. Biedny Steinn, znający już gorycz dotkliwej straty, biedny dosłownie, często bezrobotny, bez większych kwalifikacji, bez sił, które tracił czasem tyrając jako robotnik, poeta w kraju poetów, a jakby śmieć.
Kim był Steinn? Rewolucyjnym poetą, początkowo, wyrosłym z ekonomicznego chaosu swoich czasów, poetą, który jako pierwszy wprowadził na poważnie do islandzkiej poezji robociarza, proletariusza. Podejrzany, znienawidzony, nędzny, który dziś święci w swej ojczyźnie tryumfy. Pełen muzyki - jest wspaniałym rozdziałem islandzkiej piosenki, pisanym nie od dziś.
W nieistniejącym już blogu Steinowi poświęciłem sporo miejsca. Będę się starał to tu odbudować. A na początek ten wiersz - prosty a pojemny.
Mijamy, idąc po okręgu. Gdzieś w środku są jakieś niedostępności. Tak jest zawsze. A gdzieś na zewnątrz kręgu są jakieś fantazje. Żal, ból, tęsknota za nieosiągalnym? Ale też i duma poety. Mam coś swojego, coś, co wykracza poza świat zwykłych ludzi... Nie zdepczesz mnie.. Zawsze jest jakiś ratunek... Pałac w krainie lata?... Laxness:))
A w sumie tak mijamy, chodząc wkoło nieosiągalnych spraw. Zawsze, w koło. Tamci, my, też w sumie.
Steinn Steinarr*. W islandzkiej piosence:
Steinn Steinarr
"Poza kręgiem"
I chodząc wokół tego, co jest,
tak sobie mijam,
a wewnątrz tego kręgu
cały świat twój.
I tak się cień mój kładzie
na oknach, w szybach się odbijam.
I chodząc wokół tego, co jest,
tak sobie mijam,
a na zewnątrz tego kręgu
cały świat mój.
przełożył z islandzkiego Kiljan Halldórsson
*) Steinn Steinarr, Kvæðasafn og greinar, Reykjavík 1964
Więc spadamy, w przepaść? Dawno już temu Stanisław Lem opowiadał, że jemu ludzkość kojarzy się z człowiekiem spadającym z dziesiątego piętra; póki co jest na poziomie piętra piątego, więc wszystko wydaje się w porządku... To było wtedy. A dziś? Spadanie najwyraźniej trwa, tyle że to już jest drugie piętro. I nie ma chyba odwrotu - żadna Pippi nas nie ocali.
Spadanie, prosta linia w dół. A miało być o kołach, no, ale w końcu jawi się przecież na horyzoncie powtórkowa katastrofa... Pamiętamy, był kiedyś Rzym, co upadł był, hołdując zamiłowaniom do wielokulturowości. Jaka to słabość, choć tak kusząca, miła przecież. Ten stary Rzym odnajduję w czasach dzisiejszych. Słaby. A tu jeszcze widmo ekologicznej katastrofy, rychlejszej niż nam się wydawało... Moja bezdzietność mnie uspokaja.
Naprzód, naprzód; postęp, postęp, a tu raptem się okazuje, że widzimy, biegnąc, własne plecy. Jakby przedsionek barbarzyństwa, mniejsza o to, jak umotywowanego, tym razem może być zwykłe pragnienie, najdosłowniej rozumiane.
Mój świat, twój świat. A z tym twoim to ja nie chcę mieć nic do czynienia. Wykluczam cię, boś inny, boś do dupy, boś biedny, i nawet nie dam ci pić, choć strułem cię do cna...
Czas - jak się mu przyglądamy, to najczęściej zerkamy na zegary, na ruch okrężny wskazówek, albo na powtarzalność cyfr - 59 i od nowa, znów do 59 i do nowego zera, do nowej minuty. Albo pory roku, po zimie nieodmiennie wiosna, choćby ta w kalendarzu, bo może już coraz mniej w pogodzie... Jak to pisał Tomasz Mann w "Czarodziejskiej górze" - chciałbyś się czegoś uchwycić, ale wszystko się wyślizguje z rąk "To jakby świat był urządzony przez sowizdrzała, że z początkiem zimy właściwie zaczyna się wiosna, a z początkiem lata właściwie jest jesień... Jakby ktoś za nos wodził, dokoła wabił ku czemuś, co jest punktem zwrotnym... zwrotnym w kole. Boć koło składa się z samych nierozciągłych punktów zwrotnych, krzywizny zmierzyć nie można, nie ma stałego kierunku, i wieczność nie jest 'naprzód, naprzód', lecz 'karuzela, karuzela'".
Aksel Sandemose pisał kiedyś, że nasze życie to wędrówka po południku. Wszak to okrąg. Wszystko też jakby pomyślane przez sowizdrzała. Z początku wszystkie południki są blisko siebie, można skakać z jednego na drugi, wszystkie bowiem z jednego punktu wychodzą. Wreszcie często przypadek głupi sprawia, że lądujemy na jednym z nich, i w końcu okazuje się, że skok na sąsiedni nie jest już możliwy. Głupi przypadek tak wiele sprawia, wytycza drogę, którą już trzeba brnąć. Dorosłe życie to często konsekwencje skoków młodego idioty... Na nieszczęście młodość jest, wbrew pozorom, taka krótka, reszta zaś taka długa, zwłaszcza gdy dotkliwa. Wprawdzie wielu dochodzi do drugiego bieguna, ale tam każdy skok w bok jest już kosztownym idiotyzmem, bo druga młodość to groteska. Dramat - farsa, dramat - farsa. A groza ta sama. Chociaż farsa bardziej jest nawet kosztowna, o czym może powinniśmy pamiętać!
Lubię prostoty pojemne, poetyckie. Steinn Steinarr (1908 - 1958).
Chodzenie wkoło jest wspólnym doświadczeniem. Któż pamięta początek, kto się zorientuje, że istotnie nastał koniec? I wszyscy my na kręgach jakichś. W ograniczeniach. Ze względu na zdolności, szczęście, zamożność...
To, co jest. To co jest, ma przede wszystkim kasę. Reszta to mgławice, niekoniecznie z punktu widzenia zamożnych wartościowe.
Bardzo ceni Steina Steinara Friðrik Þór Friðriksson, który właśnie jest w trakcie realizacji filmu "Kill the Poet". Bieda, miłość, poezja... Miłość. Jak Romeo i Julia. Steinn i Louisa. Została po nich "Halla" , opublikowana w 2000 roku, tuż po śmierci Louisy, tej fenomenalnej kolorystki... Lubię się zatrzymywać przy jej pracach malarskich... Geometryczna, kolorowa Islandia, biedna niegdyś...
Ibsen, Kielland, Lie, Bjørnson - wielka norweska czwórka. Strindberg, Lagerlöf, Hjalmar Bergman, Söderberg - wielka czwórka szwedzka. Można się pokusić i o określenie wielkiej czwórki islandzkiej: Stefán frá Hvítadal, Þórbergur Þórðarson, Halldór Laxness i właśnie Steinn Steinarr. Pierwszy ugrzązł w katolicyzmie, drugi był cudownym kpiarzem, trzeci, przyszły noblista, szukał całe życie wiatru w polu, Steinn zaś, początkowo pełen rewolucyjnej wiary, w końcu zwątpił i szedł nawet w jakieś nihilizmy. A wszyscy jakoś tak byli kpiarzami. Umieli się śmiać, w tym swoim specyficznym kraju, w tym osobliwym eksperymencie.
Unuhús.
W piętrowym drewnianym domku. Mała budowla, czerwona, jak wczesne poglądy bywalców, niegdysiejszych, w Reykjaviku, u zbiegu ulic Garðastræti i Bárugata. Una - właścicielka, przyjaciółka artystów, no i jej syn, Erlendur Guðmundsson (z dodatkiem í Unuhúsi), który jeszcze bardziej kochał artystów, który swoją miłość do nich przejął chyba w genach, Chrystus z Reykjaviku, który znalazł swoje miejsce w literaturze swego osobliwego kraju (cała wielka czwórka coś o nim napisała)... Nína Tryggvadóttir pięknie go portretowała, ta Nína, co w i owianym legendą Skálholt zostawiła po sobie islandzkiego Jezusa, mozaikowego... Nína Tryggvadóttir i Louisa Mathiasdóttir - dwie panny jakby odstające od towarzystwa z Unuhús, zamożne... Ech - Kopenhaga, Paryż, Nowy Jork...
Stefán nigdy nie niósł do druku tekstów, jeśli nie zaaprobował ich Erlendur z domu Uny... Cóż to był za dom - tam nie śmierdzący groszem artysta mógł znaleźć trochę gorącej strawy i poduszkę pod głowę. Oaza dobroci, szacunku, doskonałe miejsce na żarliwe dyskusje...
Steinn został zachęcony przez Stefána do sztuki. Biedny Steinn, znający już gorycz dotkliwej straty, biedny dosłownie, często bezrobotny, bez większych kwalifikacji, bez sił, które tracił czasem tyrając jako robotnik, poeta w kraju poetów, a jakby śmieć.
Kim był Steinn? Rewolucyjnym poetą, początkowo, wyrosłym z ekonomicznego chaosu swoich czasów, poetą, który jako pierwszy wprowadził na poważnie do islandzkiej poezji robociarza, proletariusza. Podejrzany, znienawidzony, nędzny, który dziś święci w swej ojczyźnie tryumfy. Pełen muzyki - jest wspaniałym rozdziałem islandzkiej piosenki, pisanym nie od dziś.
W nieistniejącym już blogu Steinowi poświęciłem sporo miejsca. Będę się starał to tu odbudować. A na początek ten wiersz - prosty a pojemny.
Mijamy, idąc po okręgu. Gdzieś w środku są jakieś niedostępności. Tak jest zawsze. A gdzieś na zewnątrz kręgu są jakieś fantazje. Żal, ból, tęsknota za nieosiągalnym? Ale też i duma poety. Mam coś swojego, coś, co wykracza poza świat zwykłych ludzi... Nie zdepczesz mnie.. Zawsze jest jakiś ratunek... Pałac w krainie lata?... Laxness:))
A w sumie tak mijamy, chodząc wkoło nieosiągalnych spraw. Zawsze, w koło. Tamci, my, też w sumie.
Steinn Steinarr*. W islandzkiej piosence:
Steinn Steinarr
"Poza kręgiem"
I chodząc wokół tego, co jest,
tak sobie mijam,
a wewnątrz tego kręgu
cały świat twój.
I tak się cień mój kładzie
na oknach, w szybach się odbijam.
I chodząc wokół tego, co jest,
tak sobie mijam,
a na zewnątrz tego kręgu
cały świat mój.
przełożył z islandzkiego Kiljan Halldórsson
*) Steinn Steinarr, Kvæðasafn og greinar, Reykjavík 1964
Komentarze
Prześlij komentarz