Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2024

Jonas Lie. Eliasz i draug

Obraz
  Może dziś coś o duchach. Groźnych duchach. Takich jak draug, co grasuje sobie po skandynawskich wybrzeżach. Zwykle to upiór - duch topielca. Straszy na lądzie i na wodzie. Czasem błąka się koło wyrzuconych na brzeg szczątków, a czasem buja się na falach, sterując jakąś ponurą łajbą. Brzydko pachnie, jest właściwie żywym trupem, czasem chętnym do walki z człowiekiem. Może zwiastować złe rzeczy: niepogodę, śmierć... Daje się go pokonać, ale trzeba się strzec, by nie rzucił jakiejś klątwy, jak to się przydarzyło Grettirowi z islandzkiej sagi. Bohater ten miał doświadczenie jeśli idzie o upiory, ale draug narobił mu szkody, bo nim ostatecznie sczezł, ostatnim śmierdzącym tchnieniem zapowiedział mu, że nigdy już w ciemnościach nie zazna spokoju, nękany bowiem będzie przez wszelkie możliwe straszydła... Nie, nie, stare skandynawskie duchy to żadne zwiewne białe damy, to mało sympatyczne i niebezpieczne istoty. Są jak straszne wyobrażenia o śmierci, która przecież czyhała wszędzie. Rybak ru

Z dzikiego chóru

Obraz
Ostatnio miś się przebiegł po słowackim Liptowskim Mikułaszu. Oto wiosna wybiegła, na dość mocnych obrotach, trzeba przyznać, żywiołowo, z pazurem... Chudy miś po zimowej drzemce wypędzony głodem z gawry... U Hamsuna też jest miś taki głodny i rozbudzony. Wszystko właściwe głodne życia, w pobudzonych sokach. Słońce jak oko zadumanego boga patrzy z coraz wyższych punktów, gwiazdy blakną... Dzień, rozrastający się dzień, a nad granicą świata rozpłomienia się niebo... Wiosenne świty, wiosenne śpiewy, wiosenne tętno... Spać już nie sposób. Radość, że na powrót wszystkie te przebudzenia można przeżywać, wzniośle i radośnie, bosko... Pograjmy z wiosną, dudni serca rytm... Ziemia jakby dotknięta jest czarodziejską różdżką... Knut Hamsun i natura, niezbędna do życia, przeżycia. Nie lubił miejskiej cywilizacji. A dionizyjskich nastrojów szukał w górach, lasach, nad morzem. Mocne przeżycia w dziczy, jak w powieści "Pan", czy szukanie spokoju i ukojenia, jak w "Misteriach"...

Jedni wołają, inni nie wołają

Obraz
  "Pod koniec września dwoje Słowaków odpoczywa na wierzchołku Świnicy. Nadchodzi młody mężczyzna. Rzuca ku nim: - Serwus.  I skacze w przepaść. Wstrząśnięci Słowacy schodzą ze szczytu, idą na Kasprowy Wierch i telefonicznie zawiadamiają TOPR. Jest godzina 15:00". Taki jeden z wielu przypadków. O tym wspomina Michał Jagiełło w swym "Wołaniu w górach". Choć nie samobójcom poświęcona jest jego książka... Niezapomniany pan dyrektor Biblioteki Narodowej, także wieloletni pracownik Ministerstwa Kultury i Sztuki, polonista, a przede wszystkim górołaz, miłośnik Tatr i ratownik TOPR - u, z tych przełomowych czasów, ściskający dłonie jeszcze tych pamiętających pionierów całej tej ratowniczej sztuki... Bo to wszystko sztuka, łażenie, wspinanie się, a także ratowanie innych, gdzie każdy gest, krok mają w sobie coś z siły twórczej, w tych górskich uproszczeniach. Tradycje idące naprzeciw nowoczesności, fachowość i romantyzm. O tym napisał w tym "Wołaniu..." Bardziej w

Marzec, marzec

Obraz
Marzec - dziwny miesiąc. Jak tak patrzę wstecz, to najwięcej w marcu działo się ponurych rzeczy wokół mnie. Złe wieści, śmierci... Tak że byle do kwietnia... Za Bjørnsonem kwiecień wybieram... Brr, nie inaczej jest teraz... Sami na piętrze, bo sąsiad popełnił samobójstwo. Wymknął się. Nie było mnie jakiś czas w głównej kwaterze, więc nie wiem, ale ponoć od dłuższego czasu nie trzeźwiał... A teraz jakoś tak grobowcowo jest, jak się z domu wychodzi; na schodach wieje dziwnym chłodem... Co rusz, ktoś dojeżdża do stacji... I cholera wie, po co to wszystko... I marcowo cofam się o dekadę z leciutkim okładem. Jasne, że do Bowiego. 11 lat temu marzec też był dla mnie cholernie nieciekawy. Na pociechę tylko z ciekawą muzyczną propozycją od Davida, po dziesięcioletniej przerwie... A na dziś pasuje mi ten kawałek... W kolejnym dniu po kolejnym dniu... David Bowie, "The Informer"... (Na fotce David w chwili zatrzymania. Żartowano, że nawet na takim policyjnym zdjęciu Bowie wygląda dosko

Ingó

Obraz
  Ingó. Zdrobnienie od Ingólfur. Ten z obrazka przypomina tego pierwszego stałego osadnika nordyckiego na Islandii. Ingólfur Arnarson. Przymierzał się, przymierzał, aż osiadł, a miejsce wybrała natura, której powierzył filary, słupki ze swego zdobnego siedziska, bo wiking strojnisiem był i na ładnym lubił posiedzieć... Tak więc tam, gdzie morze wyrzuciło na brzeg owe filary, pobudował swoją siedzibę. A na pamiątkę tego wspomniane słupki zdobią herb islandzkiej stolicy...  No, to było kiedyś odkrycie. Wprawdzie wiking nie był pierwszy, bo ponoć mnisi irlandzcy na Islandii znaleźli sobie wcześniej dobre odosobnienie, ale znikli szybko, a wiking się tam z powodzeniem osiedlił... Pierwszorzędna sprawa. Tamci ludzie sprzed wieków, gdy im się zza horyzontu objawiła całkiem spora wyspa, rychło odkryli, że to - o ja cię! - prawdziwy pustostan, a w nim rzeki, jeziora, woda zimna, woda ciepła, małe laski, doliny, gdzie idzie nawet coś posadzić, i jest gdzie bydełko popędzić na wyżerkę, ryb pełno

Skýr kýr, czyli bystra krowa

Obraz
Krowa to zwierzę miłe, kochane. Lubię krowy, zawsze muszę pogłaskać, ilekroć gdzieś się jakaś napatoczy, pogłaskać i dać z ręki zieleninę, którą sobie zawija jęzorem ze smakiem... I zawsze mnie bawi mój Franek, który za nic w świecie do wielkiego zwierza nie podejdzie, mimo że wyrósł raczej w klimatach wiejskich. A ja jestem mieszczuchem, któremu obory i stajnie obce nie są. I na dodatek jeszcze uwielbiam po staroświecku kosić kosą. Tak że dziwne mam upodobania, co jednak budzą szacunek za rogatkami miasta... Przypomina mi się "Uśmiech" Emila Zegadłowicza i dialog parobka z dojarką o dydaktycznych zapałach wobec małego Mikołaja. Parobek się pyta: - A ty krowę wolisz czy konia? - Na co Mikołajek odpowiada, że konia. - No i słusznie, i takie, bo koń jest mądry, inszego rozumu niż krowa. - A na to dojarka: - O widzisz, jaki ten mądry! A mleko byś pił, masło jadł? Weź se konia wydój, mądry. - Na to parobek: - Nie wydoję konia, to wałach jest... Dla koni mam sympatię, choć bardzie

Hot tramp, I love you so!

Obraz
Czas leci i leci, przybywa lat... Gdzie tamte chwile małych młodzieńczych tryumfów, zdobyczy... "Rebel, Rebel". Jedna z najbardziej znanych piosenek Bowiego. W lutym jej stuknęło już 50 lat. I tak raz za razem jeżą mi resztki włosów takie czasowe odkrycia. Jak się z tym oswoić? Numer z "Diamond Dogs". Z czasów dużej przemiany artystycznej Bowiego. Jakoś nie przepadam za tym wydawnictwem, efektownym wprawdzie, ale jednocześnie dla mnie jakimś pustym. Choć punktowo rzecz ta się broni. Wyrosła z paru literackich fascynacji (Orwell, Burroughs) i będąca takim zbiorem zalążków tego, co chciał robić w kolejnych latach. Odchodził od Ziggy'ego ku "Młodym Amerykanom"... "Rebel, Rebel" okazał się stałym elementem jego występów. Tę piosenkę wykonywał najczęściej, co mogło trochę męczyć, ale publisia chciała, więc nie było wyjścia... Jak to David mówił - Jestem jedynym człowiekiem, który był na wszystkich koncertach Bowiego... Zatem znów David Bowie. &quo

Świecie nasz

Obraz
Zimę najwyraźniej wypada już żegnać, z lutowymi już krokusami. Tedy żegnam ją, świadom jej nawrotów grubiańskich, jakie mogą jeszcze nastąpić, grubiańskich względem tych przedwczesnych zakwitów, żegnam ją z żalem i zatroskaniem, bo w pogodzie nieprawidłowości aż do przesady... Pożegnam ją tu obrazkiem z księżycem, co żem go przyłapał środkiem tegorocznej zimy nad Þingvallavatn... Dobry towarzysz księżyc, z którym jestem zakumplowany trochę jak biblijny Józef, ten z wyobraźni Tomasza Manna. Świata piękność. Takie szyderstwo, bo w tych dekoracjach tyle różnych dramatów i smutków, a to co na nas patrzy ożywiane jest jedynie mocą naszej roztęsknionej i rozkochanej wyobraźni... Zawsze musimy coś jednak kochać i czuć się kochani. Dnia przybywa. Jakie będą te kolejne dni... Wydawało się kiedyś, że wszystko, co złe mamy już za sobą. Pozwoliliśmy sobie swego czasu na naiwność rozkoszną. Była wiara, pewność. Teraz pozostaje nadzieja. Bo zawsze jak się dzieje źle, jak niepewność króluje, budzą si