Guðmundur Kamban. Hadda Padda (2)

 AKT DRUGI

I oto kolejne lato. Salon w domu pana wojewody. Staromodne, wyszukane meble. Po lewej stronie drzwi do jadalni. Przy ścianie pianino. Po prawej, przy oknie kanapa. W głębi drugie okno, otwarte szeroko - za nim rozpościera się widok na zieloną łąkę wznoszącą się ku pobliskiemu płaskowyżowi, z którego krawędzi toczy swe wody szumiący wodospad. Daleko na horyzoncie niebieszczą się góry. Słoneczny, ciepły letni dzień. 

Pośrodku pokoju, przy nakrytym do kawy stole siedzą wojewoda, pani Margaret, Olof i jej mąż Steindor, a także Ingolfur, Hrafnhildur i Kristrun. Są też tam dzieci: Mały Skuli, Sigga, Doddi, Magga, które siedzą przy stoliku pod oknem.

OLOF - (do dzieci) Możecie teraz wyjść na dwór.

Dzieci się podnoszą.

SIGGA - (do Olof) Mamo, a kiedy z Haddą Paddą pójdziemy na jagody?

HADDA PADDA - (Uśmiecha się.) Pójdziemy w następną niedzielę.

OLOF - A teraz biegnijcie się bawić! Jest taka piękna pogoda.

STEINDOR - Możecie sobie zbudować domek, tylko nie tam, gdzie trawa jeszcze nieskoszona.

MAŁY SKULI - Chodźcie, maluchy, chodźcie!

DODDI - Idziemy!

HADDA PADDA - Dostałam dziś list od Helgi. Pisze, że wybiera się do nas na weekend.

WOJEWODA - Sporo więc ludzi będzie w weekend. Arni, ten przewodnik, donosi, że zjawi się tu z szóstką turystów w przyszłą niedzielę.

STEINDOR - Pomieszczą się tu wszyscy?

PANI MARGARET - Doprawdy z roku na rok mamy coraz to więcej gości. Ale pokoje w Breidabol wciąż są wystarczająco pojemne.

OLOF - (do Steindora) Na razie możesz mieszkać z Ingolfem. (do Haddy) A ja wprowadzę się do ciebie. I wtedy zyskamy nowy pokój.

WOJEWODA - Czy rzeczywiście zabawisz tu całe trzy tygodnie? To takie miłe mieć tu w tym samym czasie obie siostry. Jeszcze brzdące z was były - o, takie - kiedy ostatni raz byłyście tu razem.

KRISTRUN - Byłabym i zeszłego lata, gdyby nie ta choroba.

WOJEWODA - No, ale nie mamy ni chwili do stracenia. (Wstaje.) Steindor, jesteśmy w tyle z robotą.  (Wychodzą. A reszta w tej samej chwili wstaje. Tylko Ingolfur podchodzi do fotela przy oknie i wygodnie się w nim sadowi.)

PANI MARGARET - (Wychodząc.) Ollo, bądź uprzejma sprzątnąć ze stołu.

HADDA PADDA - (Towarzyszy Olof.) Przejdziemy się? Jest tak pięknie.

OLOF - (Zabierając kawę do jadalni.) Owszem, na chwilę.

KRISTRUN - A ja dopiero weszłam i ani mi się śni wychodzić.

HADDA PADDA - (Bierze Ingolfa za rękę.)  A ty się wybierzesz? Wyglądasz dziś na zmęczonego.

INGOLFUR - W środku jest przyjemniej, chłodniej.

HADDA PADDA - (do Olof, tym samym tonem, co do Ingolfa) To co? Idziemy?

OLOF - Tak, tak, moja droga. (Bierze Haddę pod ramię i razem wychodzą. Ingolfur rozsiada się jeszcze wygodniej w fotelu i zamyka oczy.) 

KRISTRUN - (Wskakuje na kanapę, macha rękami i wykrzykuje płaczliwie.) Ingolf! Weź mnie na barana! Teraz!

Ingolfur patrzy na nią z uśmiechem; rzuca spojrzenie na drzwi i okna, i  zbliża się do kanapy. Kristrun siada mu na ramionach. Sukienka jej się podciągnęła i widać jej całą nogę. Ingolfur trzyma ją za nią i chodzi wokół stołu.

KRISTRUN - (Pochyla się, próbując zerknąć Ingolfowi w oczy.) Bądź dobrym chłopcem i nad kiecką trzymaj. (Prostuje się.) Nędzny chłystku, myślisz sobie, że możesz mnie trzymać za gołą nogę?

INGOLFUR - Ależ nie chcę cię trzymać za nogę! Skądże znowu?

KRISTRUN - Głuptasie! Na co sobie pozwalasz? Czemu opuszczasz ramię? Przecież spadam. Złap mnie zaraz za nogę.

Ingolfur kontynuuje przechadzkę. Słychać kroki.

KRISTRUN - (gotowa zeskoczyć) Ktoś nadchodzi! A, to tylko dzieciaki.

Doddi i Skuli pojawiają się w drzwiach.

DODDI - Nie ma tu taty?

Chłopcy zaczynają się śmiać.

KRISTRUN - (Cmoka.) No, teraz popędzimy konia. No, łoszaku, dalej, dalej. Jeśli się spiszesz, na imię ci dam Złotogrzywy! Wio! Wio! Czyżbyś nie chciał być Złotogrzywym? Skuli, podaj mi bat, jest za kredensem. (Pokazuje na jadalnię.)

MAŁY SKULI -  Żeby zbić Ingolfa? Nie no!

KRISTRUN - Doddi, ty przyniesiesz. (Doddi biegnie z ochotą do jadalnego i zaraz wraca stamtąd. Podaje jej bat, ta zaś wymachiwać nim zaczyna, aż tnie ze świstem powietrze. A gdy mijają pianino, rękojeścią puka w klawiaturę.)

MAŁY SKULI - Chodź, Doddi. (Wychodzą.)

KRISTRUN - Zmęczony?

INGOLFUR - Czuję się lżejszy, nosząc cię na barkach.

KRISTRUN - Huh... Lżejszy?

INGOLFUR - Dokładnie.

KRISTRUN - Huh... Gdy mnie nosisz?

INGOLFUR - Czując twój ciężar. W ten sposób mógłbym cię nieść na sam koniec świata.

KRISTRUN - (Zeskakuje; patrzy mu w oczy.) Doprawdy... Nie chcę słuchać takich głupstw. Raz spójrz na mnie łaskawym okiem, zamiast nosić minie na jakieś końce świata. (Siada.)

INGOLFUR - Łaskawym! Kristrun, czymże zasłużyłem sobie na okrucieństwo, jakim mnie darzysz w ostatnich dniach? Każdej chwili moja dusza wybiegała do ciebie, a ty kwitowałaś wszystko pospolitymi określeniami, by odnieść się do mych uczuć albo w ogóle udajesz, że niczego nie dostrzegasz. Wymyślam dla ciebie coraz to nowe imiona, pilnując, by nikt nie miał ładniejszego i tak byś ty z dnia na dzień szczyciła się jeszcze piękniejszym. A ty udajesz, że nie słyszysz. Okazywałem ci czułość, a ty od wszystkiego się dystansowałaś. Już trzy dni mnie tak torturujesz... I mam patrzeć na ciebie łaskawie. Czemu, gdy na ciebie patrzę, ty widzieć musisz me oczy o blasku zmąconym przez łzy?

KRISTRUN - Widziałeś to w lustrze?

INGOLFUR - (Milczy przez chwilę, zagryzając dolną wargę, po czym odwraca się od niej.) Niektórym kobietom powinno się zabraniać być pięknymi.

KRISTRUN - (Macha nogą i śmieje się.) Całkiem słusznie. Ale mężczyźni powinni być zobowiązani do bycia przystojnymi - w przeciwnym razie są po prostu obrzydliwi.

INGOLFUR - Kristrun! Z tobą nie można poważnie porozmawiać. Dla ciebie nie ma żadnych świętości, uważasz, że wszystko można obśmiać.

KRISTRUN - No - ?

INGOLFUR - Nie ma takiej rzeczy, której byś nie wyszydziła. 

KRISTRUN - A może jest ich więcej niż sądzisz?

INGOLFUR - To dlaczego każesz mi cierpieć? Czy nie wyznałem ci swej miłości?

KRISTRUN - Nie.

INGOLFUR - (Siada obok niej. Kiedy mówi, ona siedzi wyprostowana z rękami na kolanach, z podniesioną głową. Jasny uśmieszek błąka się po jej twarzy, zupełnie jakby przysłuchiwała się pięknej baśni.) Oczekujesz, aż powiem ci tylko te banalne słowa: Kocham cię! A czy nie było chwil, kiedy składałem poważniejsze wyznania, kiedy jedno spojrzenie, jedno westchnienie przemawiały dobitniej niż jakiekolwiek słowa? Już nie zadowalasz się, słuchając miłości, co są jak trzepot skrzydeł pośród nocnej ciszy - ty chcesz wrzasku, krzyków: Kocham cię! Kocham cię! Widziałem cię dziś, jak stałaś obok pianina. Wszystko takie pełne łagodności, każde poruszenie, najlżejsze drgnienie twej twarzy rysowały cię w najcudowniejszych liniach. Zobaczyłem cię niby dzieło sztuki jakiegoś starożytnego mistrza, które niewiernego potrafi przywołać do wiary w ciała zmartwychwstanie. Jakże byłem zdziwiony, gdy się poruszyłaś. Nawet twoja sukienka, układając się na tobie w rytm twoich kroków, stała się jakże tajemnicza, jak sfalowane morze z unoszącym się w nim całym niepojętym życiem... Tylko ten ulotny blask twoich oczu, gdy je unosisz...Albo gdy leżysz i wyciągasz stopy - takie giętkie, że napięcie jej łuku sprawia, iż podbicie zdaje się wyższe. I ta twoja niewyczerpana żywotność: gdy się śmiejesz, to jakby w powietrzu unosiły się małe skrzydlate elfy... Kocham cię, Kristrun, tylko ciebie, ciebie, ciebie. (Krisrun wciąż patrzy zamyślona w przestrzeń. Ingolfur z wahaniem sięga po jej dłoń, ta ją jednak delikatnie wycofuje.) Okłamałaś mnie, Kristrun? (Wstaje.) Tamtej nocy, gdy nie poprzez mowę wyznałem ci swą miłość, tak dobitnie, jak ją można wyrazić owymi słowami: Kocham cię!, usłyszeliśmy kroki, a ty zerwałaś się do ucieczki - tylko mnie pocałowałaś, i zniknęłaś - czy tamten pocałunek był kłamstwem, to tylko taki impuls, zabawa ze świętym uczuciem?

KRISTRUN - Nie, Ingolfie.

INGOLFUR - Więc - ?

KRISTRUN - Impuls grający z innym impulsem.

INGOLFUR - Być może dla ciebie, lecz nie dla mnie.

KRISTRUN - Uważałam, że twoje ciche wyznanie tamtej nocy było szczere. A następnego dnia podsłuchałam waszą rozmowę, twoją z Hrafnhildur. Nie przeczuwałeś, że byłam w pobliżu. Może zauważyła w tobie jakąś zmianę. Użyła swego głosu, swej inteligencji, swojej urody, aby zdobyć twoje pieszczoty. Dostała ich wiele, gorących.

INGOLFUR - Sama mówisz, że się zmieniłem. Sama mówisz, że cię kocham.  

KRISTRUN - Ja mówię, że musisz dokonać wyboru.

INGOLFUR - Moje serce wybrało Kristrun. (Pomału zdejmuje z palca pierścionek.) Teraz jesteś usatysfakcjonowana?

KRISTRUN - Czemu o to pytasz z takim smutkiem? Robisz to bez przekonania?... Doprawdy nie wiem. Nie dalej jak wczoraj, gdy cię zawołała, moje serce drżało radośnie i całe powietrze do mnie śpiewało: To ciebie on kocha. Ale za chwilę, gdy się zjawiła, przeszła obok mnie i popatrzyła na mnie z wyższością. Widziałam to, widziałam dobrze... Jesteś całkiem w jej mocy.

INGOLFUR - Nim słońce zajdzie, będziesz musiała cofnąć te słowa.

KRISTRUN - Obawiam się siły jej słów, gdy swojej sprawy broni. Tak jakby mogła cię zaczarować przy pomocy jakichś zaklęć. Wiesz, co zrobiła wczoraj? Przyszła do mnie później i próbowała wzbudzić we mnie gniew. I taka była pewna zwycięstwa, jakby się tym napawała. Oznajmiła, że mogę sobie flirtować z kimkolwiek mi się podoba - ona i tak ma miłość najwspanialszego mężczyzny w Islandii.

INGOLFUR - I sądzisz, że była taka pewna, gdy to mówiła?

KRISTRUN - "Miłość najwspanialszego mężczyzny w Islandii"... Kochasz mnie, Ingolfie?

INGOLFUR - Nie musisz mnie o to pytać, Kristrun. 

KRISTRUN - Czy mnie kochasz?

INGOLFUR - Kocham cię.

Kristrun rzuca się na szezlong, łkając.

INGOLFUR - Co się z tobą dzieje?

KRISTRUN - Dlaczego nie weźmiesz mnie w ramiona?

INGOLFUR - Proszę, teraz... Czy nadal wątpisz? Żyłem otoczony murem ciemnym. Tylko przez niewielką szparę wpadała wąska smuga światła. Kochałem ten mały promyk. Aż ten mur pewnego dnia runął i zalało mnie morze słonecznego blasku. Teraz widzę, że zależało mi na Hrafnhildzie ze względu na łączące was naturalne podobieństwo.

KRISTRUN - Czy myślisz, że pozwoliłabym kiedykolwiek podejrzewać, że mi na tobie zależy, gdybym nie wiedziała, że przestałeś kochać Hrafnhildę? Lubiłam cię od dawna, Ingolfie. Kiedy zobaczyłam, jak bardzo szczęśliwa była Hrafnhildur, zaświtała mi myśl w głowie o tym, jak jesteś wspaniały. Wszyscy jej zazdrościli. Możesz sobie wyobrazić, jak bardzo starałam się kryć ze swym uczuciem. Ale ono rosło z każdym dniem - rosło cierniem wbijającym się w moje serce. Jednak to było bez znaczenia. Tak długo, jak wiedziałam, iż kochasz Hrafnhildę, czułam się bardziej zobowiązana wobec mojej siostry niż mojej miłości. Ale teraz już nie. Nawet gdybym teraz wszystko poświęciła, cóż ona by zyskała, skoro ty już się o nią nie troszczysz?

INGOLFUR - Postaram się unieważnić te zaręczyny najdelikatniej jak to tylko możliwe.

KRIUSTRUN - Obiecałeś, że tej nocy, zanim zajdzie słońce.

INGOLFUR - Z pewnością. Kiedy powiem, że jej nie kocham, nie będzie próbowała mnie zatrzymywać.

Kristrun patrzy na Ingolfa podejrzliwie. Aby uniknąć jej spojrzenia Ingolfur przytula ją do siebie.

INGOLFUR - Uniosę cię, powoli i z ostrożnością, jak puchar pełen mocnego wina. (Całuje ją długo i namiętnie. Unosi w ramionach. Raptem słychać kroki. Oboje nasłuchują.) To Hrafnhildur. (Zwalnia uścisk.)

KRISTRUN - (Zarzuca ramiona na jego szyję i przylega doń swym ciałem.) Dlaczego nie chcesz, by nas zobaczyła?

INGOLFUR - (Stara się uwolnić z objęć.) Nie jesteś aż tak bezduszna, Kristrun! 

Hadda Padda otwiera drzwi. W dłoni ma bukiecik fiołków. Twarz jej jaśnieje w uśmiechu. Ale gdy tylko zajrzała do środka, rysy jej zniekształciło przerażenie. Cofa się pół kroku i osłania się ręką, jakby chciała odeprzeć cios. Cichy okrzyk wydostaje się z jej piersi, pełen bólu, niczym przemocą wyrwane z gardła słowo: Nie!

KRISTRUN - To mnie kochasz. Mnie.

INGOLFUR - (Odkleja się od Kristrun.) Pozwól, że porozmawiam z Hrafnhildą na osobności.

Hadda Padda stoi skamieniała w drzwiach, w których Kristrun musi ją wyminąć.

INGOLFUR - Mogę zamknąć drzwi i porozmawiać z tobą?

Hadda Padda porusza się, pozostaje jednak w drzwiach, oparta o framugę. 

INGOLFUR - Teraz już widzisz, jak niegodny jestem twojej miłości.

HADDA PADDA - Niczego nie widziałam. (Rzuca na stół bukiecik kwiatów; siada na szezlongu z twarzą zwróconą ku oknu.)

INGOLFUR - Nie mów tak, Hrafnfildo. Nawet przebaczenie domaga się wzajemności, a ja nie mogę się odwzajemnić.

Hadda Padda cała się trzęsie.

INGOLFUR - Sądziłem, że odczułaś już coś w mym nastawieniu w ciągu ostatnich dni... (Oboje milczą chwilę.) Ale teraz - ? Od dziś musisz starać się o mnie zapomnieć.

HADDA PADDA - (Wstaje.) Zapomnieć -? Dlaczego miałabym zapominać o moim kochanku?

INGOLFUR - Ponieważ dłużej już nim być nie może.

HADDA PADDA - Ależ może. On obiecał. Obiecał kochać mnie całe życie.

INGOLFUR - Nie wiedział, co obiecuje.

HADDA PADDA - (Patrzy na rękę Ingolfa i zauważa, że nie ma na nim pierścionka - dostrzega to z przerażeniem, szepcze.) Coś ty zrobił? Ingolf, to nie może być prawda. To nie tak, że ty ją kochasz. Widziałam, jak ją odepchnąłeś, kiedy rzuciła ci się na szyję. Powiedz, że cię okłamała, krzycząc te swoje słowa. Tylko coś powiedz. - Powiedz, że zadrżała ziemia i rzuciła się na ciebie w strachu. Uwierzę ci.

Ingolfur tylko potrząsa głową.

HADDA PADDA - Ingolf, jak możesz być taki niewzruszony. (Kryje w dłoniach swoją twarz.) Jakakolwiek, każda - ale ona? (Zalewa się gorzkimi łzami.)

INGOLFUR - To nie tak, Hrafnhildur. Pomówmy teraz spokojnie. Nawet gdybyś mogła, czy rzeczywiście chciałabyś nadal być przywiązania do człowieka, który już nie darzy cię miłością?

HADDA PADDA - Rozdzieliła nas. Wpadłeś w sidła jej rozwiązłości. Ty też, ty też, Ingolf... Gdy na ciebie patrzyłam, w moich oczach zobaczyć mogłeś miłość. Ale ona - patrzyła lubieżnie, tak aby twoja wyobraźnia już mogła zadziałać po jej myśli. Tak sobie ciebie urobiła, prawda? I co cię tak pociągnęło -? Dałam ci wszystko. Ona lewą ręką odbiera to, co dała prawą. I taką to dla ciebie atrakcją się zdało? I takiej postaci nadajesz wartość? Nie wiesz, jaka ona jest? Wiem, myślisz, że cię kocha. Tylko że ona wszystkim to mówiła. Jej miłość to bezwzględny drapieżnik. Ona nawet własnej siostry nie oszczędza, mimo iż wie, że jesteś jedynym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek kochała. Ale ona musi zatryumfować. Także i tu. Chcesz jej to zapewnić?

INGOLFUR - Hrafnhildur, jesteś w błędzie. To nie ona nas rozdziela. Czuję, że nawet gdyby jej nie było, nie mógłbym dalej cię kochać tak jak kiedyś.

HADDA PADDA - Czyż nie widziałam tych uścisków? Gdyby to był ktokolwiek inny, Ingolf, ktokolwiek, mogłabym próbować się z tym pogodzić. Ale ona w twoich ramionach. Nie, tego nie zniosę. Prócz niej nie mam żadnego wroga. Krew oszukańcza w jej żyłach płynie. Rozumie tajemnice pokrewieństwa, wie, jaką bronią mnie pokonać... Była ledwie dziewczyneczką, a już dostrzegałam ten jej uśmieszek zdobywczyni, jeżeli tylko odwiedzający nas młodzi mężczyźni poświęcali jej więcej uwagi niż mnie. Jednak nie czułam się dotknięta. Nie byłam jej rywalką. Ja w moim sercu miałam jedynie ciebie. Możesz pojąć, czym byłoby moje życie, gdyby i teraz zatryumfowała?

Ingolfur milczy.

HADDA PADDA - (Chwyta się za kolana i klęka.) Ingolf, przez dziewięć lat wbiegałam na schody, biorąc co drugi stopień, jak ty w dniu, w którym wyjeżdżałeś... Po dwa stopnie naraz. 

INGOLFUR - Wstań, Hrafnhildur.

HADDA PADDA - Obnażyłam swoją miłość, by odziać nią twoją. Zrobiłam to, by nikt nie mógł mi ciebie odebrać. Pamiętasz, kiedy dałam ci wszystko, co kobieta może dać? Przeszłość zamknęła się za moimi plecami i byłam już kimś innym. Wzięłam w ręce twoją głowę. "Odtąd musisz zawsze być dla mnie dobry" - powiedziałam. "Zawsze" - powiedziałeś ty. Teraz nie jesteś dla mnie dobry, Ingolfie. Gdybyś nie pozbawił mnie jedynego oparcia, jakie musi mieć kobieta, aby mogła sama znieść życie, mogłabym to przełknąć. Ale obudziłeś na dobre we mnie pasje, które tkwiły gdzieś ukryte, w głębinach mojej natury. Gdy byłeś nieobecny - dopominały się o ciebie stamtąd niczym dzieci.

INGOLFUR - Przestań już, Hrafnhildur. To prawda, dałem ci słowo, ale skoro nie troszczę się już o ciebie czy będziesz ciągle się mnie trzymać pomna tej starej obietnicy, którą złożyłem, kiedym cię kochał?

HADDA PADDA - (Wstaje.) Nie starej, Ingolfie. Nie mówisz prawdy. (Pokazuje na okno.) Czy w rzece płynie stara woda? Czy każdy dzień spędzony razem nie był odnowieniem tej obietnicy?

INGOILFUR - Dobrze, tak. Tylko że któregoś dnia ta woda przestała płynąć. 

HADDA PADDA - Oto straszliwa prawda.Twoja miłość niedostatecznie była bogata i od początku to wiedziałeś. Dziś mnie nie oszukujesz. Oszukałeś mnie w dniu, w którym uwierzyłam, że mnie kochasz, Nie starczyło ci jednak siły na szczerość. Poczułeś, że płomienna miłość kobiety doda ci nowego ducha; dlatego mnie zdradziłeś. (Pochyla się z płaczem nad stołem.)

INGOLFUR - Sama się oskarżasz tymi złymi słowy. Czemu tak długo akceptowałaś tę nieszczerość?

HADDA PADDA - Stało się to zbyt późno, kiedy to dostrzegłam. Dusza moja poszybowała na wyżyny, więc już żadne rozczarowanie nie zdołałoby mi ciebie odebrać. Tak było. W nasyceniu często nie okazywałeś mi żadnego szacunku. Co mogłam zrobić? Nic, tylko kontynuować wiarę w to, że siłą swojej miłości będę utrzymywać przy życiu twoją. Teraz wiem, dlaczego nie miałeś odwagi, by spojrzeć mi otwarcie w oczy. Ingolfur. Wiedziałam od samego początku, że możesz spotkać kobietę, którą mógłbyś pokochać bardziej, tymczasem wziąłeś mnie, planując odwrócić się ode mnie, gdy nadejdzie odpowiedni czas. (Płacze.) Że też musiałam cię poznać.

INGOLFUR - Pamiętam, jak często powtarzałaś, że nie miałaś pojęcia, jak bogate jest życie, zanim się poznaliśmy - i że cokolwiek się zdarzy, nigdy nie będziesz żałować swego oddania. Teraz rozumiem jak szczere były te słowa.

HADDA PADDA - Nawet nie słyszysz, jak okrutne są twoje słowa. Wiem, Ingolfie, powiedziałam to. Radość nie pozwala językowi zbyt długo usiedzieć za zębami. Ale nigdy nie poznajemy siebie, dopóki nie staniemy na krawędzi między radością a smutkiem, i teraz, kiedy dotknęłam szczęścia, nie mogę wypuścić go z garści. Nie mogę, Ingolfie, nie mogę żyć bez ciebie.

INGOLFUR - I jakież to szczęście trzymałabyś w garści, żyjąc u boku mężczyzny, który cię nie kocha?

Hadda Padda wstaje w ciszy, podchodzi do pianina i ciężko opiera się o nie. Ingolfur wyjmuje z kieszeni pierścionek i kładzie go na stole.

HADDA PADDA - (bez ruchu) Ingolfur. To moja ostatnia prośba. Nie czyńmy tego rozstania trudniejszym niż to konieczne. Nie mogę wobec tego pozostać w twoim domu. Zrób mi przysługę i noś ten pierścionek, dopóki stąd nie wyjadę. Nie będziesz musiał długo czekać. Uczynisz to dla mnie?

Ingolfur trzyma pierścionek bez odpowiedzi.

HADDA PADDA - To moja ostatnia prośba.

INGOLFUR - Obiecuję. (Zakłada z powrotem pierścionek na palec pod bacznym spojrzeniem Haddy Paddy.)

cdn 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Kreml

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć