Guðmundur Kamban. Hadda Padda (4)

 AKT CZWARTY

Głęboki wąwóz o stromych ścianach, które w szczytowej części zmieniają się w pionowe skalne urwiska. W głębi, na końcu wąwozu wznosi się zbocze wyniosłej góry. Jest bardzo mglisto. Gdy tylko mgła się choć trochę rozrzedza, po lewej stronie dostrzec można spienioną smugę wodospadu. Steindor i Ingolfur stoją na porośniętym trawą brzegu przepaści. Mają ze sobą linę.

STEINDOR - Ależ wilgoć. Spójrz, pisać można. (Maże palcem jakieś litery po pokrytym rosą rękawie.)

INGOLFUR - (Pociera palcem swój rękaw.) Mój garniturek to dopiero wybitnie pasuje do tej aury.

Steindor kwituje to ironiczne spostrzeżenie milczeniem.

INGOLFUR - (jakby wybudzony nagle z drzemki) Wypocząłeś?

STEINDOR - Tak jakby.

INGOLFUR - Powinieneś był pozwolić mi, abym ci pomógł, bo to męczące bardzo tak samemu się podciągać.

STEINDOR - Od czternastu lat śmigam po tych ścianach, żeby nazbierać arcydzięgla. Bez żadnej pomocy. Nie jest tu wcale tak wysoko.

INGOLFUR - A jak jest wysoko?

STEINDOR - Połowa długości liny.

INGOLFUR - A jak długa jest lina?

STEINDOR - Sto dwadzieścia stóp.

INGOLFUR - I opuszczałeś się aż tak głęboko?

STEINDOR - A nawet trochę więcej. Jednego lata, na Vestmannaeyjar, zszedłem na trzy długości, wybierając ptaki. I pomagałem sobie kijem, odpychając się od ściany i unikając obracania się liny.

INGOLFUR - Tak jak ze mną się obracała.  

STEINDOR - Wszystko kwestią wprawy.

INGOLFUR - (Podchodzi na skraj urwiska i patrzy w dół.) Szukałeś wszędzie?

STEINDOR - Owszem.

INGOLFUR - Tak jak i ja. Ale pełno tam szczelin ciasnych. Zaglądałeś do nich?

STEINDOR - Wiesz, no nie wczołgiwałem się do każdej dziury, bo to by była robota bez końca. I zresztą niech kobieta ma za swoje, niech czasem też poczuje się winna. Niech się nauczy, by w przyszłości lepiej postępować.

INGOLFUR - Nie mów o tym nikomu. Prosiła, by tego nie rozgłaszać. Tobie też bym nie mówił, gdybym miał szczęśliwą rękę do poszukiwań. Pomyślałem, że może tobie się uda.

STEINDOR - A najbliższym powiedziałeś, żeś zgubił pierścionek z diamentem.

INGOLFUR - I powiemy, żeśmy go znaleźli. (Patrzy w dół wąwozu.) Ależ to niesamowite miejsce. Nawet mgła stara się go unikać, nie chce wpełzać w ten ziejący, straszący atramentową czernią dół!... Ponuro tu. (Steindor podchodzi na sam skraj.) Prawda? (ostrzegawczo) O, tylko nie tak blisko!

STEINDOR - (Śmieje się.) Steindor umie o siebie zadbać!

INGOLFUR - Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się spaść?

STEINDOR - Było i to moim udziałem.

INGOLFUR - Jakoś to na ciebie wpłynęło?

STEINDOR - Jeśli dobra wysokość, trudno o lepszą śmierć. Takiej bym sobie życzył. Kiedyś szedłem żlebem. Wyrastała w nim sterta zmrożonego śniegu. Żeby ją pokonać, wbiłem w jej środek kij i przy jego pomocy próbowałem przeskoczyć przeszkodę. Prawie się udało... Kij niestety utknął w śniegu i odrzuciło mnie w tył. Nic więcej nie widziałem. Dopiero gdy zbudziłem się u stóp góry, zobaczyłem ślady krwi na śniegu.Trochę się podrapałem.

INGOLFUR - Ale poza tym byłeś cały i zdrowy?

STEINDOR - Całkiem dobrze to zniosłem. Wylądowałem w miękkim śniegu.Gdyby tam był kamienisty grunt, natychmiast bym umarł. Od tamtego dnia mówię, iż upadek z wysokości nie jest najgorszym sposobem na śmierć. Upadając, tracisz wszystką świadomość.

INGOLFUR - Spaść stąd byłoby straszne.

STEINDOR - Najstraszniejsze jest myślenie o tym.  

INGOLFUR - Byłby to solidny upadek.

STEINDOR - O tak, satysfakcjonujący.

INGOLFUR - Masz,trzymaj linę. Ruszajmy.

STEINDOR - (Rozgląda się.) Ktoś idzie wzdłuż wąwozu.

INGOLFUR - Gdzie?

STEINDOR - Tam. O, to Hrafnhildur.

INGOLFUR - Cóż ona ma na ramieniu?

STEINDOR - Wygląda jak łopata.

INGOLFUR - Chodź, pójdziemy do niej. (Czynią kilka kroków.)

HADDA PADDA - (Z mglistej dali.) Czekajcie!

INGOLFUR - Czego ona chce z tą łopatą?

HADDA PADDA - (Brakuje jej tchu.) Musiałam was złapać, zanim zejdziecie w dół. (Zbliża się do nich.) Akurat nie było nikogo w domu, kto byłby gotów przynieść łopatę, więc ja się zaoferowałam.

INGOLFUR - Mówiłaś matce, że się tu wybieramy?

HADDA PADDA - Dopytywała się. Widziała was, jak wychodziliście w kierunku gór. Powiedziałam, żeś zgubił pierścionek z diamentem w wąwozie i teraz poszliście ze Steindorem go poszukać.

INGOLFUR - I ona cię wysłała z łopatą?

HADDA PADDA - Nie, rzekła tylko, że gdyby wiedziała o waszej wyprawie, dałaby ci łopatę, żebyś ukopał dla niej trochę angeliki do ogrodu. I dlatego tu jestem. (Odchodzi na bok i wbija łopatę w ziemię.) A na dole już byliście?

INGOLFUR - Byliśmy.

HADDA PADDA - I znalazłeś swój pierścionek z diamentem?

INGOLFUR - Nie znaleźliśmy twoich pereł. Musiałem powiedzieć Steindorowi. Szukałem dokładnie, wreszcie powiedziałem Steindorowi, o jaką tak naprawdę zgubę chodzi. I żeby zszedł na dół, bo może ma lepsze oko.

STEINDOR - One nigdy się nie znajdą.

HADDA PADDA - Ależ muszą się znaleźć. Po prostu muszą.

INGOLFUR - (Patrzy pytająco w jej oczy.) Jesteś pewna, że nie spadły za ten najniższy kamień? (Pokazuje stosowne miejsce.)

HADDA PADDA - Nie, nie. Widziałam, jak spadają koło tego dużego głazu. Nie byłeś wystarczająco uważny. Nie zajęło ci to dużo czasu.

INGOLFUR - Ależ wszędzie zaglądałem, ale to jak szukanie igły.

STEINDOR - Ja też dołożyłem wszelkich starań. Lepiej bym nie potrafił.

HADDA PADDA - To ta mgła. Trzeba będzie chyba poczekać... Nie, nie mogę bez nich wracać do domu.

STEINDOR- Nie, mgła nie jest tak gęsta, żeby nie można było ich wypatrzeć. Tam, w wąwozie, dobra jest widoczność. 

HADDA PADDA - (Staje na krawędzi, patrzy w dół, po czym gwałtownie się odwraca.) A ten staw pokryty rzęsą? Obok tego głazu? Może tam wpadły?

STEINDOR - I o tym pomyślałem. Ale tam niczego nie dostrzegłem. Z pewnością by zabłyszczały w wodzie.

HADDA PADDA - Zabłyszczałyby? W tej rzęsie? Tak więc szukaliście. Przeszukał ktoś rzęsę, wyłowił ją ze stawu, żeby sprawdzić, czy w niej się perły nie skryły?

INGOLFUR - Nie, nikt tego nie zrobił.

STEINDOR - Ależ to niemożliwe.

HADDA PADDA - Ależ na pewno możliwe. Setki kobiet tam mogły stracić swoje perły, a ty ich nie znalazłeś.

STEINDOR - Myślę, że ty jesteś jedyna.

HADDA PADDA - (Szybko odwraca się w stronę Ingolfa.) Co, myślisz, powie matka, gdy się dowie, że zgubiłam tak cenną rodzinną pamiątkę? Mężczyźni nigdy niczego nie potrafią znaleźć, nie wiedzą, jak szukać. (Wyszarpuje linę z ręki Steindora.) Najlepiej będzie, jak sama tam zejdę.

INGOLFUR - Chcesz tam zejść? Chyba nie zamierzasz tego zrobić?

HADDA PADDA - (Owija talię liną.) Zamierzam uczynić wszystko, by tę kosztowność odnaleźć.

STEINDOR - Nie ujdziesz daleko, gdy będziesz wołać, byśmy cię wyciągnęli.

HADDA PADDA - Już tutaj schodziłam.

INGOLFUR - (Bierze luźny koniec liny.) Zabraniam ci tam schodzić, Hrafnhildur.

HADDA PADDA - Ty mi zabraniasz?... To ja zabraniam tobie dotykać tej liny. Albo co - przekonamy się, kto silniejszy? (Ciągną za linę.)

INGOLFUR - (Zbliża się do niej; puszcza linę.) Wiem, co myślisz, Hrafnhildo. Chcesz, byśmy jeszcze raz tam zeszli i to jest jedyny sposób, w jaki chcesz nas do tego skłonić.

HADDA PADDA - Myślisz, że boję się zejść? To przecież bardzo przyjemne. A gdybyś za drugim razem nie znalazł pereł, i tak bym tam zeszła. Nie zaznałabym spokoju, gdybym sama ich nie poszukała. 

Ingolfur puszcza linę i bierze Steindora na bok. Kiwa głową. Obaj patrzą na Hrafnhildur, podczas gdy ona mocniej obwiązuje się liną.

INGOLFUR - I co teraz?

HADDA PADDA - Potrzymasz, gdy będę schodzić?

INGOLFUR - Nie.

STEINDOR - Ja też nie.

HADDA PADDA - (Zagryza usta, patrząc na mężczyzn.) Idźcie więc do domu. (Zaczyna zwijać linę.) Nie potrzebuję was. Mniemacie, że bez was sobie nie poradzę? Myślisz, że w górach nie dość kamieni zdolnych mnie utrzymać? (Biegnie w stronę góry i niknie wśród mgły.)

INGOLFUR - Nie orientuję się do końca... Tam gdzieś od dołu może być jakieś wejście?

STEINDOR - Łatwość w dotarciu na dno mają tylko ptaki. Z każdej strony przepaść. Na złamanie karku.

INGOLFUR - Nie pozwolę Hrafnhildur tam zejść.

STEINDOR - Mówi, że tam już schodziła. To prawda?

INGOLFUR - (Kiwa z niechęcią głową.) Tak.

STEINDOR -Kiedy?

INGOLFUR - Poprzedniego lata.

STEINDOR - Trzymałeś linę?

INGOLFUR - Trzymałem.

STEINDOR - To czego się obawiasz?

INGOLFUR - Dziwne, że tu przyszła.

STEINDOR - Z łopatą.

INGOLFUR - Dziwne, że nie znaleźliśmy pereł, skoro są w wąwozie.

STEINDOR - Będzie szczęściarą, jeśli kiedykolwiek się odnajdą.

INGOLFUR - Dziwne, że tu je zgubiła. Kiedy ją zobaczyłem, to mi przemknęło przez myśl, że to wszystko bzdura, że wcale jej tu żadne perły nie spadły. 

STEINDOR - Nie rozumiem - do czego zmierzasz? Co, że to zmyśliła? W jakim celu?

INGOLFUR - Boję się o nią.

HADDA PADDA - (Zjawia się z dużym kamieniem, który kładzie na krawędzi rozpadliny. Przerzuca linę przez ramię. Śmieje się.) Jeszcze tu jesteście? (Bierze łopatę i kopie.) Sądzicie, że sobie nie poradzę? Wykopię głęboką, głęboką dziurę, a potem oplotę kamień liną i umieszczę go w niej. Potem jeszcze doniosę kamieni i ułożę je tu w stos. Zobaczysz, jak wszystko będzie solidnie trzymać.

INGOLFUR - (Bada kamień.) Uważasz, że utrzyma? No cóż... (Spycha kamień do jaru.)

HADDA PADDA - (Uśmiecha się i patrzy na Ingolfa.) Następnym razem będę bardziej czujna. (Odbiega, a Ingolfur i Steindor patrzą za nią.)

STEINDOR - Jest zdecydowana.

INGOLFUR - Zaproponuję, że znów tam zejdę. Albo zaproponujemy to razem. 

STEINDOR - Ostrzegła, że i tak tam zejdzie, jeśli nie znajdziemy pereł.

INGOLFUR - Patrz, jak pędzi. Z ręką na piersi.

STEINDOR - Zatrzymała się... Podnosi kamień... Odrzuca go.

INGOLFUR - Nie ustaje.

STEINDOR - Znalazła nowy kamień.

INGOLFUR - Pochyla się. Co ona wyprawia?

STEINDOR - Przywiązuje do niego linę. Nie da ci go zrzucić.

INGOLFUR - Podniosła go i niesie w ramionach.

STEINDOR - Ależ silna ta Hrafnhildur. Toż ona biegnie z nim.

INGOLFUR - Ziemia umyka spod jej stóp, osypują się za nią kamyki, jakby ją ścigając, a ona ucieka przed nimi z wielkim kamieniem w ramionach, jakby to było dziecko, które właśnie ratuje.

HADDA PADDA - (Wchodzi, niosąc kamień, który z ostrożnością kładzie na krawędzi. Uśmiecha się.) Jeszcze tutaj? Na co czekacie? (Bierze łopatę, by jeszcze pogłębić dołek.)

INGOLFUR - Steindor i ja zejdziemy tam dla ciebie. I znów przeszukamy wszystko, jak najwnikliwiej.

HADDA PADDA - Jesteś bardzo miły. Ale teraz nic mnie nie powstrzyma przed zejściem do wąwozu. Gdybyś wcześniej zaproponował pomoc, pewnie bym uległa, ale ty mi zabroniłeś - a skoro tak, na przekór temu tam zejdę.

Steindor niespokojnie spaceruje po krawędzi.

INGOLFUR - Wiesz, że możemy cię powstrzymać przed zejściem.

HADDA PADDA - Doprawdy? Jak?

INGOLFUR - Po prostu zabierzemy linę i pójdziemy do domu.

HADDA PADDA - Tak, możecie to zrobić. (Odwraca się.)

INGOLFUR - Co zatem?

HADDA PADDA - (w tej samej pozycji) Poszłabym do domu po nową linę.

INGOLFUR - Nie bądź taka zawzięta.

HADDA PADDA - (niskim głosem) Czemu już nie nazywasz mnie moim sympatycznym imieniem? Nie jesteśmy wrogami. Obiecaj, że zawsze będziesz mówił do mnie Hadda Padda. Kiedy dziś dosiądę mojego konia, by ruszyć do domu, pomachaj do mnie kapeluszem: Do widzenia, Haddo Paddo!

INGOLFUR - Jesteś wiec zdecydowana na wyjazd dziś?

HADDA PADDA - Tak, zdecydowana. (Przymierza kamień do dziury, potem odkłada go na bok i kopie dalej.)

INGOLFUR - Zatem odrzucasz naszą ofertę?

HADDA PADDA - Stanowczo.

INGOLFUR - A teraz skończ już z tym kopaniem. Próżny trud.

Hadda Padda patrzy zdziwiona.

INGOLFUR - Nie myśl sobie, że będziemy się temu wszystkiemu przyglądać, pozwalając ci schodzić tam, uwiązanej do luźnego kamienia.

HADDA PADDA - Nie ukrywam, że byłabym spokojniejsza, gdybym wiedziała, że to ty trzymasz linę. (Odkłada łopatę i patrzy w dół.)

Ingolfur odwiązuje od kamienia linę.

HADDA PADDA - Nie wiem, czy odważę się zejść, Ingolfie.

INGOLFUR - Odpuść sobie.

HADDA PADDA - Nigdy nie widziałam wąwozu tak spokojnego, zacisznego. Jak wyciąga w górę zimne, chciwe kamienne palce! Ale wyobraź sobie, że znajduję perły! (zdecydowanie) Muszę zejść. Czy lina jest bezpieczna?

STEINDOR - (Stoi obok.) Utrzyma nawet trzy Haddy Paddy.

HADDA PADDA - Ingolfur! Gdybyś trzymał linę, schodziłabym do przepaści bez obaw. (Kładzie się, układa nogi za krawędzią.)

STEINDOR - Są inni jeszcze, oprócz Ingolfa, co mogliby utrzymać jedną kobietę.

INGOLFUR - Okropne. Nie chcę widzieć, jak tam schodzisz.

HADDA PADDA - (Milczy przez moment, potem nagle odwraca się, patrzy w dal, staje, bierze łopatę, kopie większy dołek.) Nie jesteś dość bezpiecznie osadzony. Pogłębię dół i będziesz miał gdzie oprzeć stopy. (Kopie.)

STEINDOR - (Zdaje się rozbawiony.) Dodajesz sobie wagi, Haddo Paddo?

INGOLFUR - Jeszcze raz cię proszę, porzuć ten niedorzeczny pomysł.

HADDA PADDA - Boisz się mnie stracić?

INGOLFUR - Daruj sobie te szyderstwa. 

HADDA PADDA - To żadne szyderstwo. To ja się boję. Nie jesteś dość silny, choć na takiego pozujesz. Steindor, zechcesz trzymać linę razem z nim? 

INGOLFUR - Nie musisz się ze mnie naśmiewać. (Na jego spojrzenie Steindor się odwraca.)

HADDA PADDA - Zaprzyj się dobrze stopami - i dalej, trzymajcie linę. Zróbcie to, a ja całkiem bez strachu zejdę na dół.

INGOLFUR - Dobrze, zatem obaj trzymamy. (Steindor siada i też łapie za linę.)

HADDA PADDA - Teraz jestem bezpieczna. (Znika za krawędzią urwiska. Lina powoli przesuwa się w rękach obu mężczyzn.)

INGOLFUR - (Odpycha Steindora.) Wstań! Nie mam zamiaru tolerować tej zniewagi - nie pozwalając mi trzymać liny samemu! Wstań i miej na nią baczenie - ale nie pozwól, by cię widziała. (Steindor wstaje. Lina przez pewien czas się zsuwa.)

GŁOS HADDY PADDY - Ingolfur!

INGOLFUR - Tak? (Zatrzymuje linę.)

GŁOS HADDY PADDY - Obaj trzymacie linę?

INGOLFUR - Tak.

GŁOS HADDY PADDY - Powiedz prawdę, Ingolfur.

INGOLFUR - Razem trzymamy linę. (do Steindora) Musi cię zobaczyć.

STEINDOR - Nie, nie!

GŁOS HADDY PADDY - Dlaczego mnie oszukujesz, Ingolf! Wyciągnij mnie. (Ingolfur ciągnie linę w górę.)

HADDA PADDA - (Pojawia się nad krawędzią.) Dlaczego mnie oszukałeś?

INGOLFUR - Wstyd było mi trzymać z kimś drugim za linę.

HADDA PADDA - Myśl taka mi błysła w głowie. Dlatego zawołałam. Znając twoją dumę. Ale nagle uległam nerwom. Poczułam się taka daleka od wszelkiego ludzkiego życia. Skoro nie chcesz, by Steindor pomagał ci trzymać linę, musi stać w takim miejscu, abym mogła go widzieć. Tak, stań, Steindorze, w takim miejscu, żebym cię widziała. I wołaj do mnie od czasu do czasu. Po prostu krzyknij: - Hadda Padda! - A ja odpowiem: Tak. - Taki dodatkowy, głosowy kontakt między nami. Tu, stąd, będziesz mnie dobrze widział. (Pokazuje na najbardziej wysuniętą część urwiska.) Tu, z tej półki. I ja będę cię widzieć doskonale.

INGOLFUR - Zrób tak, Steindorze.

STEINDOR - W porządku. (Idzie na wskazane miejsce.)

HADDA PADDA - Dlaczego nie zaprzesz się w tej dziurze, którą wykopałam? Będziesz lepiej zabezpieczony.

INGOLFUR - Co, boisz się, że będę siedział zbyt blisko brzegu?

HADDA PADDA - (Bierze drugi koniec liny.) A gdzie węzeł? I co, jeśli lina tak by się wyśliznęła z rąk? (Wiąże węzeł.)

INGOLFUR - Czego tak się boisz?

HADDA PADDA - Nie wiem... To nie było fair, zakazując Steindorowi udzielenia pomocy.

INGOLFUR - Jeśli się lękasz, naturalnie razem możemyu trzymać linę.

HADDA PADDA - Nie wiem - nie - trzymaj ją sam. Bo chcę także kogoś widzieć i słyszeć jego wołanie.

INGOLFUR - Tak lepiej.

HADDA PADDA - Ale znów - jeśli lina się wymknie - ! Jeśli otworzysz dłoń o włos za szeroko, stracisz linę! (Zaczyna drżeć.)

INGOLFUR - Będzie się lina prześlizgiwała przez moje ramię - będziesz wtedy spokojniejsza?

cdn

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Kreml

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć