A zatem nadal Fizdejko

To już nie jest cud! To po prostu oszalał sam ośrodek wszystkich przypadków świata!!! Aaa!!!!

Że tak powiem Witkacym. Oczywiście musiało nas zabraknąć. By się zdarzył już ten nadcud! Tak przewidywałem. Bo choć jest nas więcej, nie potrafimy się zebrać do kupy, jesteśmy beznadziejni. W tej jakiejś takiej trochę niby bardziej cywilizowanej połowie... Znów góruje wesołe chamstwo, kłamstwo, szambo, pomyje, nienawiść, obelżywa bigoteria, taki szczególnego rodzaju melanż knajackiej inteligencji krakowskiej i żoliborskiej. A to Niemcy; a to nie - ludzie, ino ideologia; nie - Polacy, co zabiorą, by dać Żydom - słowem - stara śpiewka. Fantastyczne popisy po remizach z obwoźnym zespołem bab w koralach, i cudowny akcencik na koniec w postaci Prezesa Tysiąclecia w rozgłośni toruńskiego Belzebuba... Ktoś by powiedział - niemożliwe, żeby takim kłamstwem, takim stekiem bzdur, takim szczuciem podsypanym pieniędzmi z dykty można było cokolwiek ugrać, bo przecież ludzie mają swój rozum...

No cóż - brakło. Wyszło na to, że połowa jest sfanatyzowana, a połowa nie, i ta druga połowa jest jakby mniej zwarta. Tak przynajmniej pouczył mnie pewien mądrala doktoryzowany. Bo ci od PiSu to fanatycy, a ta reszta to taka wykształcona, co ma swoje zainteresowania... Zabrzmiało to pogardliwie i tak wykształciuchowato - (jaki Dorn jest, to jest, ale z tymi wykształciuchami to rację ma!!)... Ach, no do jakiego ja się świata zaliczam, co to jak sandały to nie skarpety, i co do jedzenia nie siądzie z rękami jak ziemia... Wychodzi na to, że wykształceni mniej interesują się sobą  i swoim domem. Tylko powinszować... No i rzeczywiście, chyba bardziej zmobilizowali się ci "fanatycy", wyznawcy. Jakoś mądrzejsi, widać, choć trochę z wypranymi mózgami i kupieni za swoje własne pieniądze. Ale mądrzejsi o tyle, że wiedzą, iż każdy jeden głos się liczy! Morawiecki kiedyś wyznał przecież w męskiej - jak to się wyraził Prezes - rozmowie, jakimi głupcami są ludzie. Niektórzy się oburzali - jakże to... A ja się nie oburzam, bo prawda mnie nie oburza. U nas, dla jednej i dla drugiej strony, zawsze ci, co mówią prawdę, są kontrowersyjni - vide -" Trzeba się ubezpieczać" Cimoszewicza, czy - "Sorry, taki mamy klimat" minister Bieńkowskiej lub  - "Ciemny lud to kupi" pana Kurskiego. Wszystko to prawdy... I w świetle takich różnych "kontrowersyjności" dobrze by było, by ci wykształceni tych ciemniejszych trochę unieśli do światła, a nie fukali z wyższością robiąc z ust podkówki w swym désintéressement. Pan doktor wykształciuch ów brak zainteresowania polityką dyktowany rozmaitością innych zainteresowań potraktował jako coś zrozumiałego, naturalnego, co mną nieco wstrząsnęło. Bo raczej światły człowiek powinien być czuły na fanatyzmy i bić w porę na alarm... Jeśli człowiek przestaje troszczyć się o siebie i o swój dom, to jest to pierwszy stopień do piekła... A ten, kto coś wie, pierwszy powinien się interesować, i starać się chronić ludzi przed popełnianiem głupstw, bez fanatyzmu. Bandyterka tylko czeka na naiwność, by ją do cna wykorzystać.

To nie jest pół na pół, to nie jest prawie remis, to jest koszmarna porażka! I trudno ją przełknąć. Bo gdyby chodziło o różnice milionowe, byłoby to zrozumiałe. Ale tu od początku było wiadomo, że wszystko będzie zależało od niewielkich wahnięć szal... I nawet tu nie potrafiliśmy się zebrać w kupę. Para poszła w gwizdek. Gwizd wybrzmiał, po nim pusty śmiech niektórych, w tym mój, a dobra zmiana pełznie w jakąś taką czarną dziurę, bo przecież ona sama nie ma pojęcia, o co jej chodzi, z Prezesem na czele.

A zatem nadal Fizdejko. Pożyteczny. Prezes odetchnął z ulgą, ukołysany w swej nieokreśloności. Stare dziecię się pobawi jeszcze, między innymi PADem - grzechotką. Bo on się przecież nie usamodzielni, choć opowiada, że teraz to będzie już odpowiadał tylko przed Bogiem, historią i Narodem, czyli de facto przed nikim... Ja bym, panie PADzie, życzył sobie, żeby pan kiedyś odpowiedział przed sądem, ale to wydaje się coraz mniej prawdopodobne, bo przecież pańska formacja czyni wszystko, by całej waszej partyjnej rodzinie zapewnić poczucie bezpieczeństwa i całkowitą bezkarność.

PAD mi się kojarzy z takim pewnym ideałem redaktora ze Strindbergowskiego "Czerwonego pokoju" - Powinien być niesamodzielny, co nieco głupi; wiadomo bowiem, że prawdziwej głupocie zawsze towarzyszy konserwatyzm myślenia, a także pewien stopień przebiegłości, która pozwala wyczuć w powietrzu życzenia zwierzchnika.

Brudziński już krótko i na temat wypowiedział się, kto tu rządzi, i kto PADa ulepił...

PAD będzie nas teraz sklejał. Ja osobiście mam poczucie, że ten facet wylał na mnie wiadro pomyj. I on teraz chce mojej ciepłej ręki. Może wyznaczy mi termin, dzień i godzinę, bym się  stawił w jego pałacu, co by mi mój uścisk poddanego odwzajemnić?... Gdzie są granice bezczelności, braku taktu... No tak, ale już kiedyś tu wspominałem, że dziś można mieć doktorat, a jednocześnie nie mieć wykształcenia; można pochodzić z inteligencji, a nie mieć żadnej kultury.

Coś się z nami podziało złego. Rządzący są, jacy są. Są tacy, jak my...

Opozycja znów się nie popisała. Opary absurdu, tożsamościowego bełkotu u smoczej jamy, osobistych ambicyjek malowniczych czasem fantastów. Kiedy już ostatecznie została zredagowana karta wyborcza na drugą turę, wypadało się porozumieć wokół jednej, fundamentalnej sprawy, abstrahując już od wszelkich powodów swej opozycyjności... Przerażające jest to, że w obliczu takiego przeciwnika niemal wszyscy opozycyjni liderzy działali właściwie demotywująco na swoje elektoraty... I będzie z tego guzik. Kamysz pozostanie uprzejmym marginesem. Trzaskowski ma Warszawę i ogromny kapitał społecznego zaufania, ale chyba na tej Warszawie powinien poprzestać. To nie taka w końcu bagatelna rzecz. Bosak to drugi marines - przystojniaczek mający powody do zadowolenia, szefujący straszydłom, dla urozmaicenia politycznego spektaklu. Biedroń - już po nim - mały fajerwerk, ale facet urządził się w dupie, trochę jeszcze zgarnie eurosów, spędzając czas na głupkowatych pyskówkach z panią Jadwinią... Intratna posadka, więc będzie na podstarzałe ksiuty z wypasem. Już mało wiarygodny, zwodzący swych wielbicieli... No i Hołownia - gorzej trafił, bo w wybory prezydenckie. Ma jakąś intelektualną krzepę, energię, ale do wyborów parlamentarnych chyba nie dojedzie; wtedy już pies z kulawą nogą nie będzie się przejmował jego błyskotliwościami - takie polityczne jętki co jakiś czas przerabiamy, z rozmaitych mgławic się wyłaniające: Lepper, Palikot, Kukiz, Hołownia...

A zatem nadal Fizdejko. I to dziwne państwo, pełne pomieszania z poplątaniem, w którym króluje ze swoim prawem łaski... To jeszcze mnie tak bardzo nie straszy. Bardziej boję się tego, co może przyjść po tym, po tej "dobrej zmianie"... Jakiej zbieraninie otworzymy drzwi? Albo otworzą ci, co akurat nie będą w siłowni czy na rowerze...

A PAD ma fuchę. Wokół kombinują, myślą, pracują... A on sobie będzie dalej krzyczał, ubliżał, stroił miny...

Jak to Kranz powiada w sztuce Witkiewicza: No - my pracujemy jak woły. Na opornych pan Płaziewicz puszcza depresyjne gazy. Ranek był intensywny: od szóstej do pół do siódmej stworzyłem sądownictwo, od pół do siódmej do siódmej uruchomiłem przemysł. Nowe lokomotywy są wspaniałe. Proszę o kawę. Za kwadrans jedziemy dalej i zajmiemy się wyższym szkolnictwem. Ale co pan, panie Fizdejko? Na polowanie idzie pan odświeżyć się po tej nocy pełnej zdarzeń? Pierwsza noc poślubna z królewską władzą. Bawiliście się jak typowi panujący, gdy my pracowaliśmy za was jak jedna olbrzymia dynamo. Nie robię wyrzutów - zupełnie normalny stan rzeczy.

Na wyborcze potrzeby to nawet Mateusz mówił, że on Andrzej... Ale już po wyborach wiemy przecież, zostało nam to zakomunikowane, że wszystko to Prezes... Ale Fizdejce da się pióro, żeby się bawił dalej przy ozdobnym stoliku... Taki biedermeier może być, bo władza przecież dość często lubuje się w dziewiętnastowiecznych wnętrzach...

A gaz depresyjny już się pomalutku miesza z powietrzem...

Niestety, dopiero muszą skończyć się pieniądze...

Nie patrzę w przyszłość z optymizmem. W końcu się starzeję, więc wiem już dobrze, że z roku na rok będzie gorzej. Zawsze powtarzam, że życie to nie dar, tylko pożyczka na lichwiarski procent. I jakoś trzeba się z tym pogodzić. I też zawsze mi się przy takich refleksjach przypomina Poniedzielski, który powiada, że nie ma zbyt wielkiej różnicy między pesymistą a optymistą, bo przed oboma świat stoi otworem; pesymista jest tylko lepiej zorientowany, bo po prostu wie, o jaki otwór chodzi. A przy takiej wiedzy można z kolei zachować pewną pogodę ducha, no bo śmieszniej być nie może, przecież!...
A tak dalej wybiegając, za miedzę swej prywatności, w świat... On też ma marne widoki... Sam klimat sprawi, że utoniemy kiedyś w krwawym szambie...

GRATULUJĘ!!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce