Obudziłem się wcześnie. Jón úr Vör

 Dalej, ku zieleniom, ptakom, jasnościom... Tam, gdzie wieczory łagodnie potrafią przemieniać się w świtanie, szkoda czasem snu, bo się trzeba nasycić blaskiem, kolorami i jasnym spokojem, zanim jeszcze powróci zwykły, codzienny zgiełk...

U progu maja taki więc wierszyk Jóna, z Islandii, z tomu "Ég ber að dyrum" (Pukam do drzwi) z 1937 roku:

Jón úr Vör

Obudziłem się wcześnie

Nad wiosennym wrzosowiskiem

zmierzch spotyka się ze świtem.

Tkliwości to pełen poranek,

co do mnie się śmieje błękitem.

 

Sam jestem i wędruję sobie 

w dół ku wielkiej wodzie.

Morze błękitno dziś spokojne -

na nim hen jakby śpiące łodzie. 


Morze o brzeg skalisty bije 

drobnymi, lśniącymi falami.

Tam edredonka i jej młode,

śmigają między kamykami.

 

Wyraźnie w mej pamięci trwają

wśród blasków szczenięce momenty,

z kumplami szliśmy powędkować,

rzucać haczyki wprost w odmęty.

  

Raźnie znosiliśmy do domu

obfite, wspaniałe połowy.

Wcześnie wstawaliśmy rano,

późno się kładły senne głowy. 

 

Ludzie znów wyrwani z drzemki,

do nowej o byt stają bitwy.

Wnet jak mgła cisza się rozproszy,

a tam szybują w dal rybitwy.

         przełożył z islandzkiego Kiljan Halldórsson



 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Kreml

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć