Nie zapomnijcie. Tomasz Gluziński

Chwali Ci się, Erneście, że karmisz zimą ptasią drobnicę. Ale grubszemu ptakowi też warto coś dać, coś na miarę jego dzioba. Gawrony uwielbiają orzechy włoskie. Spryciarze - nie trzeba im ich łuskać. Koło mojego domu ciskają nimi z wysokości o nawierzchnię parkingu, tak że czasem można oberwać znienacka. Za którymś razem się roztrzaskują te orzechy albo - jak się uda - zmiażdży je jakiś samochód, i wtedy jest uczta...
A i kruk wart jest troski. Każdy wiking wie, że to boski ptak, choć to trochę taki sęp Północy (ale i Odyn nim jest, bo przecież to na pobojowiskach zbiera załogę do swej Walhalli!! Tam gdzie i kruk ma swój żer!:-)). Ale figlarz... Krukowate są fajne, spokrewnione zresztą i z drobnicą, bo choćby szary wróbelek to właśnie krewniak kruka, gawrona, kawki, sójki, sroki - wróblowe ptaszki to wszystko. Ja mam dwie zaprzyjaźnione kawki, bystrookie. - Kradną w okolicy spinacze do bielizny, i przynoszą mi to wszystko na kuchenny parapet. I to takie pełne eko - żadne tam plastiki - same drewniane! I nie boją się mnie, co ciekawe! - A nasza kotka (znaczy moja i Franka) patrzy na to wszystko z wyniosłym niesmakiem - Nia, nia, mówi... - Zdziadziały drapieżnik. Wystarczy się trochę poprzymilać, i już otwiera się lodówka, gdzie znaleźć można mięska różne, od stworzeń lądowych, powietrznych a wodnych... - Nie zajmują jej surowe a opierzone ptaki na parapecie...

Nie pozwólcie ginąć głodującym ptakom, rzecze poeta... Tak mi on przy okazji tych ptaków powrócił na myśl... Przywoływałem go kiedyś, na starym blogu, chyba jakoś po poprzednich wyborach... Zima musi minąć. Choć jest ciągle, politycznie przynajmniej. Ta astronomiczna naturalnie minie, kolejny raz, ale najbliższe cztery lata znów podarowaliśmy żulom. Znowu więc trzeba jakoś sobie radzić, nie zapominając o sprawach podstawowych... Czy będzie co zbierać po kolejnym czteroleciu? Nie chcę już nic mówić - daruję sobie tę satysfakcję z ogłaszania: A nie mówiłem?

Wiersz powstał w roku 1976, więc ten węgiel może nieco drażnić. Lepiej go sobie darować, choć do węgla mam sentyment, bo wiele pierwszych lat spędziłem koło pieca opalanego węglem. Ciemno jeszcze było, a babka wstawała, by napalić w piecu. Trzask palonych drewienek, potem huczący płomień pożerający węgiel - aż pryskało, gdy dokładało się kolejną czarną bryłę. Migoczące ogniki spadające w popielnik. Hipnotyzujący obrazek. I aż gęste było to ciepło, co płynęło z rozgrzanych kafli. A za oknem ośnieżony dach jednej z krakowskich kamienic, na Starym Mieście, przy św. Jana. Struty, malaryczny Kraków.

A potem kilka lat w Beskidach, przy stacji, gdzie jeszcze parowozy były codziennością. Tęskniące dziecko za Bóg wie czym, samotne dziecko, gapiące się na pociągi... Zawsze umazane sadzą - dwa razy dziennie mama ścierała z parapetu czarny osad... Przed samym oknem przejeżdżały na odpoczynek dyszące parowozy, zasapane, by się napoić i zakąsić węglem... Do dziś kocham parowozy... To echo czasów, gdy technika miała jeszcze na względzie estetykę... Choć dymiła bezlitośnie, ale i wonnie... Do dziś mógłbym tak siedzieć i się na nie gapić. Albo pędzić na kładkę nad torami, by, znikając w chmurze dymu i pary, poczuć ten gorący oddech... Były jak żywe stworzenia... Są jeszcze czasem, jako atrakcja dla turystów, ale to już jednak rzadkość...

Parowozy. Najniższy taras na zakopiańskiej Spyrkówce. Historia już. Uśpione lokomotywy parowe Ty2, jako zabawki dla dzieciaków, przechowywane ponoć na wypadek wojny (takie były czasy - mój tato, kolejarz, uczestniczył kiedyś nawet w poważnych naradach, podczas których omawiano problemy, jakie mogłyby powstać po amerykańskim ataku nuklearnym na Trzebinię.:-)) Człowiek cały w smarach wracał na kolację... Kolejne miłe parowozowe wspomnienie. Do dziś pamiętam ich zapach. I aż dziw, ze wyrosłem na mdłego humanistę...

Kurde - okazuje się, że można, lecąc z karmnika, wylądować w parowozie. W Suchej albo pod Giewontem...

Ale Giewont to dobry kierunek, bo to przecież ukochany teren poety, Tomasza Gluzińskiego. Gdyby żył, tej jesieni skończyłby 95 lat. Ale od 33 lat już nie żyje. Lwowiak związany przez lwią część swego życia z Zakopanem. Żołnierz AK, taternik, trener narciarski, poeta.

No i wiersz jego, jakiś taki szczególnie aktualny, nadal aktualny... No bo zima musi minąć!

TOMASZ GLUZIŃSKI

nie zapomnijcie


"Masz minutę czasu i siedem milionów słuchaczy; co chcesz im powiedzieć?" Radio - Kurier - 3 IV 76
-------------------------------------------

usuwajcie śnieg z jezdni i chodników
pamiętajcie o zaopatrzeniu w węgiel
ziemniaki kapustę nie zapomnijcie
o uszczelnieniu okien dokręceniu
kranów zamykajcie drzwi nie pozwólcie
ginąć głodującym ptakom nie traćcie
nadziei przecież zima nie może trwać
wiecznie

Zakopane, kwiecień 1976







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce