Mýsingr

Bo tutaj jest, jak jest, po prostu. Zdaje się, że tą głęboką myślą podzielił się kiedyś z nami artysta Paweł Kukiz... Tak jest. Prokuratura się nie dopatruje. Tak jest. Można wieszać... Tak jest. I ja dobrze o tym wiem... Wiem. Tak mi mówi artysta. I wiem, i martwię się, bo taki jestem z miasta, i na domiar złego kobiet do domu nie sprowadzam... Chociaż może rzecz w tym, by tym kobietom w końcu zamieszać w głowie, szczególnie tym w strojach ludowych, z klimatów typu: hoc, hoc, zawalił się sroc - tyle że to trzeba mieć talent do gadania z dziećmi... Bo jak nie, to tak będzie, jak jest, o czym dobrze wiem...

Nic się nie zmieniło. Brniemy tą samą koleiną. Donikąd. Bo niech nikt sobie nie wyobraża, że Demiurg z Ciemnogrodzkiej ma jakiś cel, i że gdzieś się spieszy... To znaczy jest cel - wedrzeć się na pokoje i w każdym zrobić kupę. I to się już właściwie udało - teraz robi się dodatkowe, rzadkie i po ścianach, żeby już nas całkiem wstręt ogarnął, i żebyśmy sobie już całkiem wyemigrowali - wszystko jedno - wewnętrznie, zewnętrznie... My. Bo też są Oni - tegośmy się dorobili. I Oni rynsztok pokochali, bo jest, jak jest, po prostu. I najlepiej, żebyśmy się tym już nie interesowali, i żebyśmy już nie ważyli się nawet głosować. Bo jest, jak jest, i inaczej nie będzie. My mamy tylko chodzić do roboty, i mleć. Żeby było z czego brać... Ponoć szkatuła już pusta, więc nocą się zaczajają, by coś podkraść znowu, i ją napełnić... (Ach, te nocne zwyczaje, te obrady i głosowania - czas już może zdjąć koronę orłu i ozdobić nią wizerunek czarnego nietoperza, jak przystało na kraj rządzony przez dziecko Rosemary.)

Jestem ostatnim człowiekiem, który ma ochotę oceniać innych. Ludziom różnie się układa - jedni pracowicie pną się na wyżyny; inni spadają na dno, zasłużenie, niezasłużenie; są nygusami, lumpami, kurwami, wszystko jedno. Tylko fajnie jest, gdy wszystko ma swoje miejsce. Lump pod Biedronką - zgoda, ale nie jest fajnie, gdy zasiada on w poselskich  ławach. Nygus - kombinuj moralna upadłości, ale nie jest fajnie, gdy bawisz się całym krajem!... I tak dalej, i tak dalej... Tyle że nam się takie nieprzyzwoite wywrotki zdają podobać. W dużej mierze przynajmniej, przy obojętności reszty, poza tą dużą miarą. Mały nihilista króluje. I to jest tak bardzo bolesne, bo mały nihilista był do ogrania, bo bardziej jego przeciwnicy przegrali niż on wygrał... Pytanie tylko, czy rzeczywiście przedstawiciele przeciwników mieli chęć na przejęcie władzy? Ja mam co do tego pewne wątpliwości, i pośród nich chciałbym, żeby żaden Śmiszek nie informował mnie o ustawodawczych zamiarach... Mało mnie doprawdy obchodzi i nie podnieca mnie wcale żaden przejaw parlamentarnego onanizmu. Szkoda prądu. Chociaż rozumiem, że drukarkę od czasu do czasu trzeba przewietrzyć, co by nie zaschła!

Jest ślicznie, naturalnie, nowe twarze, pyskate. Nawet mikroskopijna przewaga w senacie. (Bogowie, w jakie błocko zabrnęliśmy, skoro tak wielu zachwyciła banalna mowa prof. Grodzkiego, w której w zasadzie zdefiniował Senat, po prostu, bo powiedział to, czym on jest, do czego został powołany... Zwykła oczywistość. No tak, ale skoro patologia stała się normą, więc takie kwiatki zachwycają i tonący się ich chwyta...)

Tak, wspaniałe mowy, opozycyjne błyskotliwości. Dzidzibutki i chłopcy w przyciasnych garniturkach z inforozrywki mają się czym zająć... Już pełno pleple o nowych jakościach, pleple mające czasem ambicje zagłuszenia skrzeczącej rzeczywistości... Lewica to nawet umie zabłysnąć! Tylko całe nieszczęście polega na tym, że jej szczątkowe tryumfy są elektoratu kompletną porażką. Podejrzewam, że wielu ludzi o lewicowych sympatiach (przynajmniej w tym obyczajowym zakresie) stanęło przy karcie wyborczej jak ten osiołek, któremu w żłoby dano. Ten dał Lewicy, ten komuś z KO, i każdy miał prawo przy nikłej nadziei żywić obawę, że jednak rzuca swój głos w kloakę. I tak też się stało.

Teraz są nadzieje. Prezydenckie. Teoretycznie to bułeczka z masełkiem. Prościzna. To betka dla średnio rozgarniętego licealisty, bo jedyny dziś pewny kandydat na urząd to urzędująca właśnie Głowa, która w gruncie rzeczy jest niczym innym, tylko mieszaniną intelektualnej miernoty z obelżywą bigoterią. Ale co widać na horyzoncie, po stronie konkurentów? Pan z koperty? Lokalnie może ktoś... Saletę trafił w buzię... Albo ta taka Sophia Loren znad Wisły - czego ta elegantka uprzejma może szukać na szarych drogach powiatu? Utopijny Adrian... Zmiana Adriana... Taki byłby Adrian Antyadrian. To w sumie fajny gość, taki trochę z kosmosu. Mogłaby być wojna światów. Ale czy nie za dużo tych Marsjan - tego koła gospodyń wiejskich nie obejmą - dla nich klecha to już niemal Everest.) No i tęczowa sympatyczność. Ale tęczowa sympatyczność wie już chyba, że osiągnęła szczyty. Jednak Słupsk to nie cała Polska, a atmosfera jest tak ohydna, tak świńska, że jego prywatność byłaby jak membrana na bębnie, w którą każdy przeciwnik waliłby bez opamiętania. Tak że chyba sympatyczność, pogodzona z losem, zacznie po prostu liczyć w ekstatycznej cichości euromiedziaki - będzie i na czarną godzinę, i na stosowną (biorąc pod uwagę troskę o los kobiet) plażę w Nikaragui...No, i kto się zmierzyć zdoła ze swojskim Adrianem?... Te plany na drugą turę... Jejku, jak do niej w ogóle dojdzie, to przestanę słodzić herbatę!!
 
Wiem, złośliwy jestem. Ale jestem zodiakalnym skorpionem, więc szczypanie i kłucie leży w mojej naturze... A jeszcze gdy się ludzie podkładają... Lewica idzie do prokuratury (He- przyszła baba do prokuratora, a prokurator Ziobro. {Równie treściwy a zwięzły dowcip jak: Andrzej Duda podjął decyzję.}) Na panią marszałek. A może marszałkinię? Czy marszałeczkę?... Przypomina mi się podstawówka: - O, ty, jesteś u pani! - I szło się do pani. Pani robiła burę. A po lekcjach skarżący dostawał po mordzie od oskarżonego!... Dno. Piaszczyste. Plac zabaw - wiadereczka, łopateczki, dziecinna powaga!

Mýsingr. Czy tak bardziej po naszemu Mysing. Grottasöngr - cztery lata temu przytaczałem ten utwór eddaiczny, przestrzegając, byśmy nie skakali w malstrøm, bo z niego wydostać się trudno. No ale cóż teksty, których nikt nie czyta... Heh... utwór o młynie Grottim to takie pomieszanie z poplątaniem, bo się jakoś tak autorowi dobry król ze złym zmieszał. Bo jeden był królem sprawiedliwym, a drugi chciwym bratobójcą. A ten i ten miał na imię Frodi. Ten drugi Frodi był bratobójcą... To jakoś blisko nawet, choć ten nasz mały Frodi jest tylko bratożercą - bo brata zabiły mu naturalnie mordy zdradzieckie. Ale on konsumuje... Tamten Frodi, z Eddy, kupił sobie dwie niewolnice, a na imię miały: Fenja i i Menja. Dawne to czasy były, kiedy w Rzymie panował Oktawian August... Ale cóż, że czasy się zmieniają. Zawsze jakiś Frodi przylezie, co sobie ze społeczności młynarczyków zrobi, tak jak te Fenija i Menja. Olbrzymów córy umiały najpotężniejsze koła młyńskie wprawić w ruch, a koła te były czarodziejskie. I mełły, co się nygusowi zamarzyło, a marzył o złocie, tak jak ten nasz bratożerca o wieżowcach... No tak, ale literatura zawsze ciekawsza jest od życia, bo w literaturze olbrzymki się wkurwiły, i wymełły wojsko i Mysinga na czele, co zrobił porządek... Inna rzecz - tak ku przestrodze - trzeba wiedzieć, co się mieli, bo Mysing z kolei chciał kupę soli, aż mu się statki od niej zatopiły. Dlatego morze jest dziś słone, a tam gdzie przez otwory zatopionych młyńskich kół  przepływa woda, wiry się tworzą zabójcze... A te wiry to malstrøm właśnie...

Mówiłem, żeby nie skakać... Ale stało się inaczej. A ci, co ostatnio rzucali koła ratunkowe, okazali się żartownisiami. Na żadnego Mysinga się tu nie zanosi, póki co... Ale na pociechę poczytajmy sobie bajki. I róbmy swoje. Może do kości nas nie ogryzą, może obudzimy się, zanim tak naprawdę skończą się pieniądze... Chociaż ja się boję, że tylko one ludzi tak naprawdę obchodzą... Óne dajo - więc niech będzie ta żulia... Ale to się naprawdę może źle skończyć... Tylko gdzie szukać ratunku??


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce