Þrymskviða, czyli kto mi zajumał młotek. Islandzka "prababka" bawi i objaśnia.

Początek listopada, więc czas dla mnie urodzinowy!
Lat już mi się nie chce liczyć, dość, że jestem w tym dobrym wieku, w którym już prawie nic nie muszę! I że fizycznie czuję się dobrze! Może już mniej ekscytująca wydaje mi się moja orientacja seksualna; bardziej raduje mnie ciągle jeszcze niezła u mnie orientacja w terenie; za to z radością narastającą udaję się w stronę bajek najrozmaitszych. Krąg się zamyka! Życie musi odzyskać swój smak.

Pobajczę dzisiaj. Zwracając się do zabytkowej Eddy.


Bók þessi heitir Edda. Taki napis widnieje na najstarszym rękopisie trzyczęściowego dzieła Snorrego Sturlusona, w którym uczony ten średniowieczny pomieścił nordycką mitologię, objaśnienia poetyckich obrazów oraz starodawnych poetyckich reguł. Snorri, wielki Snorii, to człowiek nie do przecenienia, to postać, która właściwie do dziś przerasta wszystkich ludzi pióra z Północy, przerasta ich dlatego, że ocalił przeszłość, że pozwala nam do dziś rozumieć poezję skaldów, że mitologiczny świat wikingów może być z nami, żywy... Bez niego tamten świat przepadłby, zniknąłby w mrokach... Facet o niebanalnym życiorysie, potomek samego Egila Skallagrímssona, który jakby na marginesie swojej politycznej działalności, ocalił ginący świat, pisząc o tych wszystkich norweskich królach - często krytycznie - o nordyckich bogach i skaldyckiej poetyce. Bez Snorrego nie ma starej Skandynawii, choć Islandczyk na tej starej Skandynawii przejechał się ostatecznie - jego śmierć w Reykholt w 1241 roku była niejako odpryskiem politycznych czystek dokonywanych przez norweskiego króla Haakona IV. (Jakoś się Norwegowie potem postarali załagodzić tę przykrą sprawę i sam Gustav Vigeland wyrzeźbił wielkiego potomka skaldów, a która to rzeźba stoi dziś na cokole w Reykholt, jako dar norweskiego państwa, w ramach przeprosin i w szacunku dla islandzkiej miłości do ksiąg i historii.)


Edda. Ta nazwa jest dość zagadkowa. Jest to imię żeńskie, do dziś używane, w Islandii aktualnie 753 panie noszą takie imię. Brzmi ładnie. Co znaczy? W odniesieniu do starodawnej księgi? Niektórzy kojarzą ją z Oddi, gdzie żył i miał szkołę Sæmunðr inn fróði Sigfússon, posiadłość którą odziedziczył po nim wnuk Jón Loptsson, gdzie nauki pobierał sam Snorri. (Biskup ze Skálholt Brynjólfur Sveinsson w 1643 roku dokonał niesamowitego odkrycia, znalazł bowiem najcenniejsze pergaminy Północy, bardzo przypominające w swej treści dzieło Snorrego Sturlusona, nazwane Eddą. Biskup był przekonany, że odnaleziony kodeks musiał być Eddą starszą, wznowioną przez Snorrego, której pieśni o bogach i bohaterach z całą pewnością zebrał i przechował największy w islandzkich dziejach mędrzec, czarnoksiężnik wręcz, Sæmunðr z Oddi. Stąd się wzięła nazwa Edda Saemunda, na określenie Eddy starszej, poetyckiej.) Lecz czy rzeczywiście idzie o Oddi? Inni twierdzą, że to może pochodzi od staroislandzkiego słowa óðr, co znaczy jakieś boskie szaleństwo, natchnienie, poezję... Podobne znaczenie ma dzisiejsze islandzkie słowo óður - szalony, zwariowany... Poezja i wariactwo, szał. Co wy na to, poeci? Ale jest też lepsze wyjaśnienie, chyba najsensowniejsze... W mitologii nordyckiej występują postaci Ái i Edda. Te słowa w staronordyckim znaczą: pradziadek i prababka. Edda to właściwie pierwsza matka, i to takich najzwyklejszych ludzi. I przecież to wszystko jest dla zwykłych ludzi - by zimę przetrwać w maleńkich, jakże potęgujących dookolne mroki migotliwych kręgach światła, by się poekscytować, by się pośmiać, by pomarzyć (podobną rolę odgrywały sagi, niektóre rozbudowane, jak ta o Njalu Spalonym, do czytania czy opowiadania na raty, jak dzisiejsze seriale [ech, czego tam nie ma - przygoda, iście Strindbergowskie piekło damsko - męskie, sądowe przepychanki, rasowy kryminał ... I wszystko bez zbędnych słów!!])


Ta prababka pasuje. Ona - prababka, księga - prababka, bók - bókin - to też rodzaj żeński. (No, daruj sobie, były studencie historii książki, ten kodeks!:-))


Prababka jest fenomenalnym źródłem wiedzy. Pokazuje, jak ewoluowały nordyckie społeczeństwa, w co wierzyli tamci ludzie, na jakim etycznym fundamencie budowali swe życie wikingowie, jak objaśniali sobie przyrodnicze zjawiska, pokazuje też, z czego chichotali i jak bardzo byli do nas podobni, w gruncie rzeczy... I mam ją tu przed sobą - pożółkłą, bo to stare wydanie, zaczytaną, kochaną. Pachnącą przykładnie - tak wspaniale, jak pachną stare książki - prababkę...


Jest jesień, chociaż dawniej nie rozdrabniano się, jeśli idzie o pory roku. Było albo lato, albo zima. I wiek liczyło się w zimach właśnie. Może dlatego, że większą sztuką było przetrwać ciężką zimę, kto wie? W każdym razie budzi szacunek, gdy choćby o Hrafnkelu czytamy w sadze o nim, kiedy się pojawia nam przed oczami na statku, że jest młodzieńcem, co ma za sobą już piętnaście zim, co jest fimmtán vetra gamall... To daje nadzieję. To  już dobra wróżba!


Zima to groźny czas. Zima jet ciemna (w każdym razie wtedy była), cichną gromy, wszystko umiera, ziąb, świat zdaje się jakiś bezbronny. Wszystko w mroku może się zdarzyć. Gdzie Thor?


Thor, osiłek, to w gruncie rzeczy najmilszy z bogów, bo jako jedyny troszczy się o ludzi, broni ich bowiem przed olbrzymami, wywijając młotem, Mjöllnirem. Gdy nim tłucze, rozlega się huk i skrzą się iskry. Ale zimą? Coś jest nie tak. Wyją wichry, trzeszczą na mrozie chałupy, ale gdzie gromy, czy Thor o nas zapomniał?


Vreiðr var þá Vingþórr

en hann vaknaði
ok síns hamars
of saknaði,
skegg nam at hrista,
skör nam at dýja,
réð Jarðar burr
um at þreifask.

Bogowie też sypiają. I Thor takoż. I razu pewnego się budzi, i - niech krew zaleje - nie ma młota! Był, a nie ma! Szuka, aż mu się broda zatrzęsła, aż mu się kudły zwichrzyły na głowie. No nie ma!!


Loki okazał się przydatny. Lotny demon, nie trzymający się kurczowo ani jednej postaci, ani jednej płci. Raz szkodnik, raz pomagier sprytny... Moja ukochana postać z nordyckiej mitologii, tak bardzo związana z Islandią... Mam wrażenie, że kiedyś drania widziałem! Reykjavik, czas, kiedy nastąpiło to całe finansowe tąpnięcie, kiedy nagle społeczność na wulkanie przemieniła się w gromadę aktywistów i zaczęła się tłuc garami na Austurvöllur... Rzucił mi się w oczy wtedy przedziwny chłopak, czy raczej młody mężczyzna. Pierwsza myśl - to Loki! Koszmarnie elegancki. Samotny. W jakiś potworny sposób piękny, tak piękny, że aż - o dziwo - odrażający. Zastanawiająco, w całym tym kryzysowym zgiełku, obojętny... Pająk, sokół, klacz - mamuśka ośmionogiego Sleipnira - i jednocześnie tato Fenrira - chwilowo w zadziwiająco odpychającym męskim pięknie. Wyglądał tak, jak istota, która z kamienną twarzą przygląda się wywołanemu przez siebie chaosowi... Delikatna próba przed końcem świata... No? Jest zabawa, co? - Mam go ciągle przed oczami, cudownego demona z tej subarktycznej pipidówki, po prostu przepięknego diabła w arcykosztownych ciuchach... Od tamtej pory, gdy myślę: Loki, jawi mi się on, zimny elegancik, w aseksualnej odsłonie, o wielkim jednak potencjale zabawowym... Oto ja - Loki - może i w pętach, według niektórych pogłosek, a jednak uosobienie końca waszego świata... Cierpliwości - gnojki...


Póki co jednak figlarny demon działa i na naszą korzyść. Szkodnik i pomocnik, energiczny gość, co zawsze lubi, gdy coś się dzieje...


- A, durnie, zdaje się myśleć, patrząc na nas, ludzi, i na bogów...


Heyrðu nú, Loki,

hvat ek nú mæli
er eigi veit
jarðar hvergi
né upphimins:
áss er stolinn hamri!

Już widzę, jak chichocze, gdy mu Thor mocarny wyznaje prawdę, o jakiej nie słyszał nikt i w Niebie, i na Ziemi... - Osiłku ty, synu Odyna i Ziemi samej... Ale dobra! Zbieramy się i pędzimy do Freyji...


Freyja - miłośnica i Loki to kumple...Widzę, jak jej rączkę całuje, lubieżnik, jak chwali jej urodę:- Pięknych pól pani, najcudowniejsza... Masz tam w skrzyni tę szatkę niezwykłą, z piór sokolich sporządzoną. Mus jest, trzeba mi jej. - I cmok w łapkę, i dalej, w nadgarsteczek, i w łokietek, i jeszcze gorący oddech prosto w obojczyk...



- A choćby i ze srebra była, co tam - ze złota nawet, dam, dam ci, łobuziaku. Leć, skoro mus taki!


I frrruuuuuuuuuu, poleciał Loki sokołem na zwiady. Doleciał aż do Olbrzymów kraju. Thryma ujrzał - swym sukom - bogacz - złote obroże wiązał, i klaczom swym obcinał grzywy.


- Loki! Co u Asów? Co u Alfów słychać? Sam żeś tu tak przyleciał?


- Ktoś Thorowi młot zwędził.


- A ja żem ukradł. Osiem mil pod ziemią schowany. Dacie mi za żonę Freyję, oddam młotek.


Fruuuuuuuuuuuuuu, Loki leci na powrót do Asgardu... Od razu natknął się na Thora, który zaraz zaczął wypytywać: - Gadajże i nie siadaj, bo kto siedzi, temu mówić się nie chce; ani się nie kładź, bo leżącemu na łgarstwa się zbiera. Warto było lecieć?


- A pewnie - odrzekł  Loki potrząsając sokolimi pióry. - Thrym ma młot. I go nie zamierza oddać, póki Freyji za żonę nie weźmie.


- No to niechże ją bierze!


Się Freyja wkurzyła! Uhhhhhhhhhhh - tak ziała wściekłością, że Asgard zadrżał w posadach i aż jej najwspanialszy klejnot Brisyngów spadł z szyi: - Co jest? - Nic, nic - musiał rzec Loki, zabierając ukradkiem ów spadły klejnot, wytwór najwspanialszych w świecie złotników. - Bym musiała za chłopami szaleć bez umiarkowania, gdybym z wami jechała. A precz mi stąd, łachudry!!!


Zwołano więc thing. Asowie i Asnyje się naradzali, jak ten bezcenny młot odzyskać? Wreszcie Heimdall się odezwał, ojciec fal dziewięciu i strażnik Tęczowego Mostu - Loki ma klejnot Brisyngów. Niechże więc się sam Thor za Freyję przebierze i weźmie to świecidełko, by całą rzecz uwiarygodnić. Innej rady nie ma.


Przebieranki międzypłciowe zabawne, w dwie strony - zna to wszystko i staroislandzka literatura. Jakie to stare, odwieczne. I nawet Thora to dosięgło. Wyobraźmy sobie Thora - toż to przecież osiłek, facet nad facetami, kark muskularny, bitnik. Kochali go ludzie, bo jako jedyny ich bronił, tłukąc swym młotem. Niejeden Skandynaw dawny miał na szyi amulet w kształcie młotka. Nawet wtedy, gdy chrześcijaństwo zaczęło się mieszać w północne obyczaje - zachowały się do dziś formy odlewnicze, dzięki którym za jednym zamachem odlewano krzyżyki i młotki Thora - urocza symbioza... Młotki, zioła, krzyżyki, medaliki, przydrożne kapliczki - pogaństwo ma się dobrze, co przyjmuję z ogromną sympatią, w gruncie rzeczy. I ze zrozumieniem - bo dzięki tym drobiazgom człowiek nie czuje się taki samotny.


Thor oczywiście na początku zaprotestował: - Przecież powiedzą, żem wszeteczny. Za babę mam się przebrać?!


Loki przystąpił tedy do akcji. Filut. - Thorku kochany, przecież Asgard w niebezpieczeństwie! Każdy środek dobry, by ocalić nasz świat. Biada nam, gdy młota nie odzyskasz! Te szaty takie przecież piękne, a i ja cię nie zostawię! - Loki czuje dobrą zabawę, chce iść w tę grę:- Z przyjemnością, o Pani, zostanę Twoją służebnicą. Pojadę z tobą, kochana!


I syn Odynowy, w przebraniu, razem ze swoją fałszywą służebnicą, ruszył do Jötunheimu...


O, jakże się Thursów król, chciwy Thrym, ucieszył, widząc zdążającą do niego Freyję!


- Córo Njörda! Tylko Ciebie mi było brak. Bo wszystko już mam: krowy złotorogie, czarne woły najpiękniejsze, i klejnotów bezlik. Ale Tyś, Freyjo, mym świecidłem najwspanialszym, którego mi było brak w mym skarbcu!


- Oto i twoja upragniona pani - rzekł Loki skryty w szatach służebnicy.


Jak bogowie uplanowali, tak skryli Thora w niewieścich łaszkach: na głowie czepiec szpiczasty, lniany welon weselny na ślepiach, kiecka, co kolańska potężne ukryła, dwa kamienie na piersi, pęk kluczy przy pasie, jak na gospodarną kobietę przystało...


Prędko nadeszła wieczorna pora i Olbrzymom suto zastawiono stoły. Panna ze smakiem skorzystała z gościny: sama pożarła całego wołu, do tego osiem łososi i wszystkie łakocie dla pań przeznaczone, i przepiła wszystko trzema sądkami mocnego miodu...


- Miłośnica lubi zagryźć - zauważył narzeczony: - Nigdym jeszcze dziewicy tak wielkich kęsów biorącej nie widział. I żeby tyle piła!


- Ach, Panie - rzekł zaraz Loki za służebną przebrany - toż przecież ona osiem dni i nocy nie jadła! Tak, Jötunie, tęskno jej było do twego łoża. Któż miłością trawiony myśli o posiłku?


- O, ty moja Freyjo, niechże cię ucałuję!


Olbrzym odsłonił oczy ukochanej i wielce się przeraził, bo pod welonem ujrzał rozpalone do czerwoności ślepia Thora.


- Ogniste ma spojrzenie.


- To z niewyspania - objaśnił Loki. - Osiem dni i nocy tęskniła. A któż, tęskniąc za kochankiem, oko umie zmrużyć? Jakże milej wtedy śnić na jawie!


Berið inn hamar

brúði at vígja,
lekkið Mjöllni
í meyjar kné,
vígið okkr saman
Várar hendi.

Tak zarządził Olbrzym: "Przynieście młot, by nim pannę zaślubić! Na łonie jej złóżcie Mjöllnira, i niech Vár, małżeństwa bogini, świadkiem będzie naszej przysięgi!"


Hlórriði - czytaj Thor - zaśmiał się w duchu, widząc swój odzyskany oręż. - Twardy mój młocie... - Grom się rozległ, a potem następne... Thrym padł pierwszy, a później cały jego ród. A na koniec Thor zostawił sobie starą siostrę Thryma, której marzyły się klejnoty: - Brzęknę ci metalem koło ucha, tyle że miast brzęczących naramienników usłyszysz, jak ci łeb rozwala mój młotek.


Syn Odyna otrzymał swój młot z powrotem.


Gdy minie zima i rozlegną się gromy pierwszej wiosennej burzy, bądźmy pewni, że nic nam nie grozi. A póki co, trzymajmy kciuki za powodzenie całej tej podstępnej, przebierankowej eskapady do Jötunheimu.


Trzeba być elastycznym. Zrozumiał to i Thor.


Prababka poucza!


Aby do wiosny! Łobuzerski Loki trzyma łapkę na pulsie! Miejmy nadzieję!


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce