Krótka islandzka bajka o tym jak to Pan Jezus i Diabeł napluli do morza

 Jak ja lubię takie rzeczy od czapy... A że czas się taki jezuśny robi, no to już, z Jezusem, nad wodę... Ale nie, że ktoś tam będzie po niej łaził. Historia, acz cudowna, jest mało estetyczna, jednak niosąca w sobie prawdę, o której tak może na co dzień zbytnio nie rozmyślamy. No bo kto widzi, jak się robi kiełbasę, parówki... Podobnie z polityką; jak tak człowiek zajrzy za kotarkę i posłucha trochę tych taśm - ależ nam te magnetofonowe czasy wlazły w kościec - (póki co cyfrowość nie daje rady.:)) - to się oburza, mówi, że to fe...

Ale z brzydkościami, sprośnościami różnie bywa... Wszyscy wiemy przecież, że nie wszystko złoto, co się świeci, i że nie każde elegancje są użyteczne i zjadliwe. Bywa, że to, co wygląda na świństwo, lądując na talerzu w trakcie bankietu życia, okazuje się wielce pożywną i smakowitą przekąską, dającą człowiekowi wiarę, że życie ma sens...

Poniżej minóg morski, co zasiedla północny Atlantyk, od Grenlandii po Florydę, od Skandynawii po Adriatyk. Obślizgłe, wężowate, jakby wyplute przez kogoś paskudztwo, bezszczękowe, z wampirzą jeno przyssawką, którą i kilogramowy kamień w godowym szale przenieść potrafi... W wieku dojrzałym wiedzie pasożytniczy tryb życia, przysysając się krwiożerczo do dorszy, węgorzy, a nawet wielorybów... (Jak się dorwie do stosunkowo małego organizmu, wyssie i wyżre go ma śmierć.)  Ta wypijana krew... Owa historia ma jakieś drugie dno... Ale niech sobie to już nadwiślański wyznawca owego plwacza i krwi przelewacza sam przeanalizuje... Taki minóg też trochę kosztuje... Śluzowata, bezłuska, żywa, prymitywna pradawność, skuteczna jednak... Niby skamielina, a śliska i nie na wędkę... Lecz smakuje pierwszorzędnie... Życie jest jednak skomplikowane!

 


 Oto co zasłyszał niestrudzony dziewiętnastowieczny zbieracz ludowych opowieści

Jón Árnason

"Trzy ryby"

Razu pewnego szli sobie brzegiem morza Pan Jezus i św. Piotr. Naraz Chrystus splunął do wody i - co za niespodzianka - ze śliny jego zrobiła się ryba, minóg.

Splunął tedy i św. Piotr. I oto z jego śliny zrobiła się samiczka minoga. 

Od tamtej chwili ryby te to wielce smakowite pożywienie - a ich samczyki to już po prostu najprawdziwsze frykasy.

Wszystko to ujrzał z oddali Diabeł, który przechadzał się tym samym brzegiem i, nie chcąc być gorszym i mniej znaczącym od tamtych, także splunął w morskie fale. Lecz z tej jego plwociny nie utworzyła się żadna ryba, jeno meduza, tak bezużyteczna jak to jest tylko możliwe.

                       przełożył  Kiljan Halldórsson 


 

 

Komentarze

  1. Byłem za krótko na Islandii i żadnych przysmaków nie jadłem poza najtańszą Pho Soup. i herbatnikami ale okazały się być duńskie :/
    Nie mniej nie wiem czy ta islandzka kuchnia jest dobra? Czytałem że przed nią różni podróżnicy ostrzegają - na pewno jest w cholerę droga...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce