Arne Garborg. Po drugiej stronie
Starość to takie już zaświaty. Wcześniej widnokrąg przywidzeń i snów, aż wreszcie przychodzi ten czas, że są one gdzieś już za plecami, a wokół gryzie rzeczywistość - niby solidnie się prezentująca, ale jakoś nie tak miało być... A na butach pył... z ważnych kiedyś dróg. Niewiele zostaje... Przepatrzenia, przeżarcia ledwie...
Tak mi się nasunęło trochę norweskiego gadania sprzed lat... Już tu wystąpiło pisanie Garborga. Niech jeszcze będzie. Rzecz z dawnych czasów, co nie takie jednak istotne, bo zawsze są jacyś starzy i są jacyś młodzi; ktoś wstępuje w progi, ktoś już na wylocie... Jedni od drugich nauczyć się niczego nie mogą. No, może jakieś mało wartościowe treści - obok oczywiście spraw fachowych, zawsze ważnych, co gdzieś sobie są obok mądrości... Historia nie daje nic. Jest bzdurą, która ledwie coś gada o ludzkiej naturze, ciągle zresztą to samo w kółko, dając do zrozumienia, że nikt się z niej niczego nie nauczył, mimo że uparcie chce tkwić w planie lekcji, by głowę zawracać swymi szczegółami... Co tam opowieści... I cudze błędy szumnie zwane doświadczeniem...
Arne Garborg
Po drugiej stronie
Razu pewnego spytałem staruszka:
- Czegoś od życia się dowiedział?
Spojrzał na mnie wzrokiem, co to nawykł do patrzenia w dal.
- Chcesz posłuchać, więc posłuchaj, a kiedyś wspomnisz moje słowa.
Gdym był młody, wszystkom wiedział. I wiedzy swej nie skąpiłem - dzieliłem się nią szczodrze, dając nawet więcej, bom paplał i o tym, o czym pojęcia większego nie miałem. I jakież zdziwienie mnie ogarniać zaczęło, bo oto doniosłe me słowa poruszyć świata nie zdołały.
Starych ludzi było mi żal, bowiem nie mieli już na co czekać. Lecz gdy o życiu prawili, pouczać mnie chcąc, czym ono jest, śmiałem się tylko i do kolegów oko puszczałem, mówiąc: - Biedni ci staruszkowie - co oni wiedzą o życiu, o którym już dawno zapomnieli!
Z biegiem lat dojrzewałem, dobrą przechodząc szkołę.
A taka to szkoła, o której nic się nie wie, dopóki się jej samemu nie przejdzie.
Nauczyciel - ogień pożądania, nauka - zawód. A szkoła to długa, bo widziadeł sporo i coraz to nowe przychodzą pragnienia. Nie dostaniesz tego, czegoś pragnął, albo dostaniesz to, czegoś nie oczekiwał, a nawet jeśli wreszcie uzyskasz to, czegoś chciał, zaraz przepadnie ci z kretesem. Mało z twych trudów pożytku. To, na czym najbardziej polegałeś, upadek i zgubę ci przyniosło. Ci, po których spodziewałeś się ratunku, kamieniami kładli się na twej drodze i oni to każdym jednym siwym włosem na twej głowie się stali.
Do takiej to szkoły chodziłem.
Uczyłem się i uczyłem, a jakże! A im więcej tej nauki, tym mniej wiedziałem.
Dziwne cię ogarnia uczucie, gdyś już po drugiej stronie urojeń widnokręgu - widzisz, że wszystko inne, odmienne od tego, czegoś wypatrywał, i raz za razem powtarzasz: - Życie to blaga.
Coraz bardziej to przeraża - ten świat pod nieba błękitem, co takim solidnym się zdaje, bo ty niczego w nim nie pojmujesz. I w końcu zadajesz sobie pytanie, czy stale będziesz tym głupcem na samym dnie bezsensu?
Niczego żeś się nie nauczył - kłamstwo i fałsz mając za prawdę.
Ileż to czasu strawiłeś, by osiągnąć tyle.
Razu pewnego stanąłem bezradny, na duchu upadły, a kiedym spojrzał w przeszłość, ostatecznie już osiwiałem. Pochwycił mnie strach i trzymał dość długo. - Dotarło to do mnie, przyznaję - rzekłem otwarcie - iż stary jestem teraz. A życie przepadło, na marne poszło, przeżyte - nieprzeżyte. - Coś ty z nim uczynił? No co?
Zaraz jednak zebrało mi się na pociechy; jak umiałem najlepiej, pospieszyłem sobie z uspokajającą mową, jakże pospolitą: - Jestem oto człekiem, co w błędzie żył, lecz teraz wejrzał w siebie i ocknął się, i choć lęk mnie ogarnął i męczy mnie to okrutnie, to jednak osłodę mam w tym, że świadectwem będę dla innych, nauką dla mych młodszych braci, aby w moją biedę nigdy nie popadli. Nie, nie żyłem na próżno! - Tak sobie człowiek powiedzieć umie, że życia jego przeznaczeniem było, aby jego gorące pragnienia uczyniły zeń nauczyciela i przewodnika dla innych. I tak to dowodziłem braciom swoim młodszym, tym, co mieli jeszcze swobodę, by własną drogę życia wybrać: - Mądrzy bądźcie! Życiu nie wierzcie! Ono nie tym jest, czym być się wydaje. Wszystko, za czym jak wariaci pędzimy to mrzonki, głupoty, to ogniki błędne, co ciągną na manowce, w błota, skąd próżno szukać wyjścia - ledwie zabłysną, zaraz nikną sprzed oczu.
A młodzi tylko się śmiali i mrugali do siebie oczami, mówiąc: - Biedni ci starzy, bo co oni wiedzą o życiu, o którym dawno zapomnieli!
To także lekcja.
Wystarczająca dla mnie.
Młodzi nie mogą uczyć się od starych, bo sami byliby starzy i brakłoby im odwagi do życia niezbędnej. Tylko ten coś zdobyć może, kto w sobie nosi odwagę. Dlatego wiele dzieli starych i młodych i nawzajem trudno im się zrozumieć. Każdy z nich, stojąc po swojej stronie ulicy, włada swym własnym językiem. Każdy sam, na własnej skórze doświadczyć musi życia, z jego niebezpieczeństwami, z jego niedolami.
- Nie ty, tylko ja - rzecze ogień pożądania - jestem przeznaczony na nauczyciela dla młodych. A ty bądź zadowolony, żeś do przekonania doszedł, iż sam dla siebie możesz być nauczycielem.
I tyle. Cierpliwości spokojna. Uśmiecham się teraz. I nowe myśli nadeszły: - Może najważniejsze istotnie jest to, by stać się swoim własnym nauczycielem.
Z pobłażliwym uśmiechem patrzę na rozgorączkowaną młodość chcącą zmienić świat.
Trochę mi ich żal - tak daleko jeszcze mają i tak dużo czeka ich przejść przez tyle rozmaitych bzdur.
Kiedy mówią mi o życiu i chcą mnie pouczać, śmieję się i puszczam oko do swych rówieśników, mówiąc: - Biedni ci młodzi, cóż oni wiedzą o życiu, którego jeszcze nie zdołali poznać!
I z głębi serca wyrażam życzenie: - Niechaj mają w sobie jak najwięcej młodości, albowiem tylko poprzez nią nabyć można mądrość.
z norweskiego przełożył Kiljan Halldórsson
Komentarze
Prześlij komentarz