Poza czasem
Gdzieś tam z tyłu to, co było kiedyś straszącą przyszłością. Minęło, nie ma. Chociaż to, co minęło, nie zawsze pozbywa się swego ciężaru - bywa dokuczliwym wspomnieniem i psuć potrafi to, co teraz. A do tego teraz dochodzą jeszcze nowe strachy z nieistniejącej jeszcze przyszłości. Bywa, że zanadto poddajemy się tym nicościom i ginie nam w nich to, co jest tu, co tkwi w tym nurcie życia. Płynąca rzeka czasu, a my trwamy w niej, dotykając - jak to mówił wielki Leonardo - ostatków tego, co przeszło i początków tego, co nadejdzie... Niezbyt często chyba pozwalamy sobie na odczuwanie przyjemności, jakim może być to przepływanie obok nas, poprzez nas. Nie płynę jeszcze, tylko trwam, mając łaskotki przyjemne, które pobudza przepływanie tego, co jeszcze chwilę temu było niczym i co teraz niczym się staje. Dla niejednego oka też już mogę być nicością. Dla tego i owego ja to przeszłość. Ważne jednak, że sam siebie widzę, trwającego pośród ulotnych radości i niedogodności, w świecie złym, w którym i zło mija jednak, ustępując miejsca kolejnemu, co człowiek musi w końcu zaakceptować... Osobliwe jednak, że gdy się obedrze to, co teraz, co tkwi niejako poza czasem, ze wszystkich strachów i wspomnień ciężkich, pozostaje coś, co jest pewną przyjemnością - ot - jestem, ja, ciągle ten sam, mający w sobie lat kilka i kilkadziesiąt jednocześnie, nieodmiennie nie pamiętający swego początku, ten sam, mimo że odbicie w lustrze inne niż kiedyś, choć właściwie jednak takie samo, jak zawsze, bo kto by tam pamiętał, kiedy taka czy inna zmiana nastąpiła... Kiedy człowiek patrzy na zewnątrz, na znaną sobie od lat okolicę, ma wrażenie, że nigdy nie było inaczej - dopiero stara fotografia potrafi nam uzmysłowić, jak dalece różny był świat od dzisiejszego, na co patrzy się czasem z niedowierzaniem... Tu i teraz nie dzieje się nic. Taka tylko przyjemność z samego bycia, mikroszczęście, choć sobie właśnie zły czas u mnie upływa, o czym nie zapominam, ale co mnie nie przytłacza. Baudelaire powiadał, że przyjemność oglądania teraźniejszości nie zależy tylko od piękna, które ją stroi, ale również od jej zasadniczej cechy - że jest teraźniejszością... Przyszłość może być szczodra, jeśli wszystko ofiarujemy teraźniejszości, mówi z kolei Camus, a pewnie chętniej na niej się skupiamy, gdy choć trochę siebie lubimy, abstrahując od dookolnego świństwa i zgiełku niemiłego...
Taki mi wiersz wpadł w oko, mały, prosty, od Tarjei Vesaasa, specjalisty od dusz nadwrażliwych, od nagłych dojrzewań i zbiorowych psychoz, autora m. in. pięknych "Ptaków", "Pałacu lodowego" czy "Nocnego czuwania" i "Wielkiej gry"... Zapytany kiedyś przez ciekawskich a plotkarskich dziennikarzy, co porabia, inaczej niż inne sondowane osobistości i gwiazdy po długim namyśle odparł, że po prostu głównie siedzi i się gapi...
Dobrze zwracać uwagę na teraźniejszość, na bycie ze sobą, w tym punkcie, w którym się trwa, opływanym jedynie przez wszystko, co złe... Bo czasem tak całkiem staniemy się, gdy przestaniemy istnieć definitywnie, przeszłym czasem...
Można ten wiersz adresować do kogoś bliskiego: partnera, partnerki; ale też do samego siebie... Sam dla siebie człowiek powinien być dobrym partnerem, w tym wszystkim, co się ma, tu i teraz, z którym chętnie się łapie kontakt; wtedy też dopiero może być on partnerem dla kogoś innego...
TARJEI VESAAS
Poza czasem
Poza czasem,
poza zmęczeniem
poza cierpieniem
poza urazą
Czy to nie ciebie
widzę?
Nigdy nie byłeś milszy
dla mnie,
i piękniejszy.
przełożył z norweskiego Kiljan Halldórsson
***
Z tomu: Tarjei Vesaas, Ver ny, vår draum, Gyldendal, Oslo 1956
Ilustracja: Edvard Munch, Pocałunek, 1892
.jpg)
Komentarze
Prześlij komentarz