Guðmundur Kamban. Hadda Padda (4)
AKT CZWARTY Głęboki wąwóz o stromych ścianach, które w szczytowej części zmieniają się w pionowe skalne urwiska. W głębi, na końcu wąwozu wznosi się zbocze wyniosłej góry. Jest bardzo mglisto. Gdy tylko mgła się choć trochę rozrzedza, po lewej stronie dostrzec można spienioną smugę wodospadu. Steindor i Ingolfur stoją na porośniętym trawą brzegu przepaści. Mają ze sobą linę. STEINDOR - Ależ wilgoć. Spójrz, pisać można. (Maże palcem jakieś litery po pokrytym rosą rękawie.) INGOLFUR - (Pociera palcem swój rękaw.) Mój garniturek to dopiero wybitnie pasuje do tej aury. Steindor kwituje to ironiczne spostrzeżenie milczeniem. INGOLFUR - (jakby wybudzony nagle z drzemki) Wypocząłeś? STEINDOR - Tak jakby. INGOLFUR - Powinieneś był pozwolić mi, abym ci pomógł, bo to męczące bardzo tak samemu się podciągać. STEINDOR - Od czternastu lat śmigam po tych ścianach, żeby nazbierać arcydzięgla. Bez żadnej pomocy. Nie jest tu wcale tak wysoko. INGOLFUR - A jak jest wysoko? STEINDOR - Połowa długośc...