Skakała kózka
Z pewnym opóźnieniem te powyborcze refleksje... Ale nie, że osłupiałem. Właściwie mnie to rozbawiło, choć ten śmiech trochę z bezradności jednak... Tato, który teraz z nami pomieszkuje, następnego dnia obudził nas przekleństwami... No i przegrały patałachy... Że też tak to spierdolili! Ale ja od razu mówiłem! Prasy nie umieli sobie zrobić, żadnego przekazu, żadnej komunikacji ze społeczeństwem, a dodatkowo sami sobie jeszcze pozwalali, jak osły ostatnie, by im deptały polityczne polipy po hamulcach, nie pomne, pod jaki pojazd się podpięły te wszystkie nastroszone dodatki... Chociaż jeszcze się łudził w wieczór wyborczy, co ja znowu studziłem, wiedząc od dawna, że polska polityka to karuzela tych samych scenariuszy, więc dostrzegając te różnice o rozmiarze ostrza żyletki, przypominałem noc, w którą kładliśmy się z Komorowskim oraz poranek po niej, w którym obudziliśmy się z Dudą, do którego, mimo dziesięciu lat, nie zdołałem przywyknąć... Dosłownie - przez te wszystkie lata, kiedy ...