Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2025

August Strindberg. Podróż szczęśliwego Piotra (4)

 4. Pałacowe wnętrze w orientalnym stylu. Po prawej stronie widać tron, a przed nim stół z regaliami. Po lewej stronie otomana i na podłodze poduszki ułożone w półkole, wśród których leży emir zapisujący coś na papierowym zwoju. Zjawia się szambelan. - Czy to rozrysowana genealogia młodego kalifa? - Nie inaczej, szambelanie - odpowiada emir.  - Z pewnością imponująca. Kto podany jako protoplasta? - Kalif Omar, naturalnie. - Tak mi przyszło na myśl, że lepszy byłby może Harun ar - Raszid. - Z pewnością był popularniejszy, ale w takim przypadku nasz łaskawy władca nie byłby spokrewniony z tym starożytnym rodem. - Istotnie. Będziesz wkrótce gotowy? Bo spodziewamy się go lada chwila. - Czyś widział już, szambelanie, nowego kalifa? - Tak; wygląda jak wszyscy inni - różni go od nas tylko drzewo genealogiczne. - Tak, genealogiczne drzewo. Szambelan zerka jeszcze na rozrysowaną mapę pokrewieństwa: - Ależ to z rozmachem zrobiona rzecz. I idzie mocno wszerz.  - Musiałem dodać boczn...

August Strindberg. Podróż szczęśliwego Piotra (3)

 3. Rynek w mieście. Po prawej ratusz z arkadowym wejściem, nad którym widać balkon dla radnych i samego burmistrza, gdzie mogą się ukazywać i skąd mogą posyłać swe mowy dla mieszkańców. Po lewej zaś siedziba szewca z witryną i stosownym szyldem, obok ława i stół. Dalej kurnik i poidło. Pośrodku zaś placu stoi pręgierz z dwiema parami kajdan na łańcuchach i z figurą z brązu na szczycie przedstawiającą postać z rózgą w dłoni. A nieco na prawo od tego pyszni się posąg burmistrza Hansa Schulze'a, który opiera się o kamienną dziewicę, co głowę ma ozdobioną laurowym wieńcem. A dalej miasto, miasto, miasto... - Dzień dobry. Jakże się posągowi spało tej nocy? - pyta pręgierz i kłania się nisko postaci burmistrza.  Posąg w odpowiedzi kiwa lekko głową. - Dzień dobry, pręgierzu. A ty dobrze spałeś?  - A i owszem. I też mi się coś przyśniło. Zgadniesz, co takiego? - A jakże to możliwe? - odpowiada szorstko posąg.  - Śniło mi się - imaginuj sobie - że do miasta przybył reformato...

August Strindberg. Podróż szczęśliwego Piotra (2)

 2. Oto i las, zimowy, zaśnieżony, przez który płynie pokryty teraz lodem strumień. Jest świt. Wieje wiatr. Zjawia się Piotr.  - A więc to jest las, ku któremu poprzez czyste powietrze gnały często me myśli! A to jest śnieg! Chce mi się rzucać śnieżkami, tak jak to robią szkolne urwisy, których widziałem nieraz ze swej wieży. To ma być coś zabawnego przecie. - Bierze trochę śniegu i rzuca kilkoma kulami. - Hm! Jednak nie jest to znowu takie cudowne! A w zasadzie, myślę, że to wręcz głupie... - A w górze... Coś tam gra w koronach drzew! Brzmi całkiem nieźle. Szu, szu! Ale gdy się wsłuchać dłużej, to jakby komary w letni wieczór. Osobliwe, jak w Naturze wszystko krótko trwa. Nuda w wieży - ta była długa! A teraz raptem wszystko wcale nie takie ładne i nie takie zabawne. - Patrzy na strumień. - A to co? A, to lód! Jaką przyjemność ten może sprawić? Ach, prawda, przypominam sobie, można po nim się ślizgać. Też muszę spróbować! - Wchodzi na pokryty lodem strumień; ślizga się; lód p...

August Strindberg. Podróż szczęśliwego Piotra (1)

 Coś napisać? Żeby o tym, co tu i teraz, to się nie bardzo chce... Wybieramy jakieś ohydy, by nami rządziły, z kolei fajni ludzie jakoś tak dziwnie się upierają, by przedwcześnie odchodzić albo przynajmniej nie w porę... Ręce raczej opadają... Nawet ten najbardziej elokwentny okazał się kompletnym cymbałem...  Gdzieś tam obok mija sobie lipiec. Pozwalam mu sobie przechodzić obok, bez większej uwagi. Za różnymi oknami - tymi nieruchomymi, a chwilami - trochę zbyt krótkimi chwilami - ruchomymi. W każdym razie mijamy się... A nadto pogrążam się w dawnych czasach, nie swoich oczywiście, bo na te to tak trzeba by było trochę z bólem patrzeć, a teraz jakoś ochoty na to nie ma - może w sierpniu, podtrutym już wrześniem... W tych dawnościach zaś trochę wzruszającej przybyszewszczyzny z czarownicami, trochę berlińskich wspomnień o Strindbergu - no i sam Strindberg, a to wśród mieszkańców urokliwej Hemsö, a to w Lund czy w Paryżu wśród psychotycznych rojeń, to znów w jakimś dawno, dawno...

TVC 15

Obraz
I tak ten czas pognał, aż przez czterdzieści lat, co odnotowują ci, co uparcie - licho wie czemu - liczą... Tyle lat minęło od tamtego trzynastego dnia lipca. Epokowe wydarzenie artystyczne, z udziałem wielkich gwiazd tamtych czasów skrzykniętych przez Boba Geldofa i Midge Ure'a, ku pomocy głodującym w Afryce... Jakby to było wczoraj... Zapadł tamten dzień w pamięci na dobre. A szczególnie kilka występów, spośród których najbardziej zapisał się w historii popis grupy Queen, przez wielu uważany w ogóle za najdoskonalsze tego typu wydarzenie w dziejach estrady, przynajmniej w rockowej odsłonie... No i David Bowie, którego byłem wtedy świeżo upieczonym fanem - po raz kolejny w swej karierze na wyżynach wyżyn... Każdy obrazek z nim wywoływał we mnie dreszczyk emocji... Nie wszyscy już dziś żyją, a jak żyją, to już tworzą jakby zawartość kociołka czarownicy, bo - co by nie powiedzieć - dziadki to już, purchawki, ropuchy... Z młodości czasów... David Bowie na Live Aid, Wembley w Londynie...