Posty

Oczekiwanie

Obraz
  Płynie czas, płynie... Zamknie się niebawem kolejny rok w... chciałem napisać - trzeźwości, ale to raczej kolejny rok niepicia, bo trzeźwość to jeszcze chyba stan nie osiągnięty... Wypada jeszcze poczekać. Jak długo, trudno orzec... Czekanie, czekania, w niespokojnym świecie... Może jeszcze coś ze "Stu wierszy"... Jón úr Vör Oczekiwanie Jak już uporam się z codzienną robotą, wychodzę za próg, by znów poczekać. Stoję na straży przed domem z ciągłą nadzieją na jedno upragnione słowo od posłańca, zdolne przywrócić mej duszy pokój.   Zimą patrzę na narastający u drzwi śnieg, a latem na zieleń trawy i rosnące drzewa. Czuję, jak wiatr igra sobie z moimi włosami, dziś z tej, innej niż wczoraj strony, z czasem bowiem przychodzą zmiany.   Ku listonoszowi rzucam żart, zupełnie, jakbym niczego się nie spodziewał, i także ten dzień uchodzi powoli w noc. Nikt nie powinien widzieć, jak rozczarowanie  kładzie z każdą chwilą nowy ciężar na me barki, tylko lustro w przedpokoju liczy moje zm

Jón úr Vör. Światło dnia

Obraz
Milczenie jak wpadanie w ocean. Choć ocean różne ma oblicza. Ale zawsze na korzyść nadrabia ogromem... Jón úr Vör "Światło dnia" Światło dnia śpiewa w twych włosach, kiedy idziesz brzegiem jeziora, nawet kamienie miękną, kiedy stąpasz po nich boso. Milczenie twoje - trzepotom skrzydeł podobne, jak gdyby ptaki zgubiły drogę we mgle i spadają teraz do morza.     przełożył Kiljan Halldórsson * Jón úr Vör, 100 kvæði, Reykjavík 1967

Radość schłodzona

  W życia wędrówce, na połowie czasu, Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi, W głębi ciemnego znalazłem się lasu... To naturalnie początek "Boskiej komedii" Dantego... I sobie tak często mówię, teraz, na połowie czasu, gdy się w las zagłębiam, choć zwykle nie tracąc z oczu ścieżek niemylnych, a i w naturze tak poszatkowanej szybko jest się z drugiej strony, na powrót w piekle, tym ziemskim, choć nie mniej wyfantazjowanym przez człowieka... Zwłaszcza że tym razem to ledwie Las Zabierzowski, uroczy, porastający Garb Tenczyński, w Tenczyńskim Parku Krajobrazowym. Las, skałki, Wąwóz Kochanowski, który bardzo lubię... Pewnie, byłoby wspaniale, gdyby nigdy się nie kończył, tak jak sobie to w dalece szczenięcych latach wyobrażałem... Od strony Rudawy lubiłem się gapić na ten wznoszący się nad okolicą las, zapominając, że za nim dalej to samo życie, ruchliwe, gdzie nawet startują i lądują samoloty. Usposabiał mnie marzycielsko... Garb się ciągnie ku zachodowi, dalej też są lasy, z

Spinning Away

Obraz
Ostatnio z F. robiliśmy sobie rozmaite przeglądy... A to jakieś badania, a to podsumowania, a to odwiedziny w zapomnianych na czas jakiś zakątkach, no i też przebieżka po ścieżce dźwiękowej naszej wspólnej wycieczki przez czas... Przywoływaliśmy sobie przygrywki... Kiedyś tam, lat już temu ...naście (ach, jak ten czas leci, jak te liczby straszą, mimo całego uroku stażowego urobku, którym jak najbardziej można się chwalić, chełpić...) było trochę na dźwiękowej ścieżce Briana Eno... Dawno nie słuchaliśmy... Ostatnio istotnie chyba w czasach pierwszych, dobrze wróżących spięć... Tak, a przy okazji takich spacerów coś można jeszcze wydłubać, czego się wcześniej nie widziało... Natknęliśmy się na ten obrazek do "Spinning Away". Ogromnie nas ucieszył. Ja się od razu zakochałem... A "Spinning Away" pochodzi z płyty "Wrong Way Up" (1990), która to płyta jest efektem współpracy Briana Eno oraz Johna Cale'a... Tak więc Brian Eno i John Cale, no i ci ruszający s

Rolf Jacobsen. Pejzaż z koparkami

 Wszystko się zmienia. Miasto się wgryza w dawne miłe dzikości. Także w miejsca moich dawnych wagarów...  Wagary. Jeden z pierwszych nałogów. Nogi za pas. Z wszystkich innych się wyleczyłem z niedorzeczną łatwością, natomiast namiętność do zaszywania się mi pozostała. Dlatego lubię ciągle wybrać się w podróż w pojedynkę. Czasem bliską, czasem daleką, choć z tą dalekością nie przesadzam, bo sięgam góra do Islandii (no, w porywach jeszcze norweski Finnmark) - dalej już mi się nie chce. Poczucie niepotrzebności jakoś specjalnie nigdy mi nie przeszkadzało, choć zwykle ciągle jestem jeszcze komuś potrzebny... Ale to jest tak jak z lenistwem - jestem leniwcem ciągle jednak czymś zajętym. Jedyny plus - nie ulegam przesadzie i wiem, że świat beze mnie doskonale sobie poradzi... Staram się więc być na wagarach jak najwięcej, tak jedną nogą poza wesołym miasteczkiem usystematyzowanego życia z jego powagą, strachem dyktującym rozmaite ubezpieczenia i oczywistymi atrakcjami...  Naturalnie dawniejs

Boys, boys, it's a sweet thing...

Obraz
Tą wiosną, tak gdzieś w maju będzie to już lat pięćdziesiąt "diamentowych psów"... Że się świat może skończyć raz - dwa... Apokaliptycznie, w rozkładach, w miłosno - handlowej szarpaninie... Wszystko może być wszak używką... Bowie odchodzący już od glam rockowych brzmień i estetyki, orientujący się na krainę za oceanem, już są soulowe inspiracje, momentami też pewien Broadwayowski rozmach...  Nie bardzo przepadam za "Diamond Dogs", choć wiem, jak dla kariery Bowiego to istotne przedsięwzięcie, może nie ekonomicznie, ale na pewno artystycznie... Ta płytka kojarzy mi się z czasami, kiedy nad Wisłą wszędzie obowiązkowo były krzywe chodniki i występowały braki wszystkiego, w tym było ich mnóstwo na rynku płytowym, gdzie Bowiego trudno było trafić. Szczęśliwie jednak wyjeżdżałem na Zachód, a także na Północ, wtedy ze zdobycznymi wizami w paszporcie...Te "psy" przytachałem aż z pierwszego spaceru po Laugavegur w dalekich już tatach osiemdziesiątych, w dość dalek

Jonas Lie. Eliasz i draug

Obraz
  Może dziś coś o duchach. Groźnych duchach. Takich jak draug, co grasuje sobie po skandynawskich wybrzeżach. Zwykle to upiór - duch topielca. Straszy na lądzie i na wodzie. Czasem błąka się koło wyrzuconych na brzeg szczątków, a czasem buja się na falach, sterując jakąś ponurą łajbą. Brzydko pachnie, jest właściwie żywym trupem, czasem chętnym do walki z człowiekiem. Może zwiastować złe rzeczy: niepogodę, śmierć... Daje się go pokonać, ale trzeba się strzec, by nie rzucił jakiejś klątwy, jak to się przydarzyło Grettirowi z islandzkiej sagi. Bohater ten miał doświadczenie jeśli idzie o upiory, ale draug narobił mu szkody, bo nim ostatecznie sczezł, ostatnim śmierdzącym tchnieniem zapowiedział mu, że nigdy już w ciemnościach nie zazna spokoju, nękany bowiem będzie przez wszelkie możliwe straszydła... Nie, nie, stare skandynawskie duchy to żadne zwiewne białe damy, to mało sympatyczne i niebezpieczne istoty. Są jak straszne wyobrażenia o śmierci, która przecież czyhała wszędzie. Rybak ru

Z dzikiego chóru

Obraz
Ostatnio miś się przebiegł po słowackim Liptowskim Mikułaszu. Oto wiosna wybiegła, na dość mocnych obrotach, trzeba przyznać, żywiołowo, z pazurem... Chudy miś po zimowej drzemce wypędzony głodem z gawry... U Hamsuna też jest miś taki głodny i rozbudzony. Wszystko właściwe głodne życia, w pobudzonych sokach. Słońce jak oko zadumanego boga patrzy z coraz wyższych punktów, gwiazdy blakną... Dzień, rozrastający się dzień, a nad granicą świata rozpłomienia się niebo... Wiosenne świty, wiosenne śpiewy, wiosenne tętno... Spać już nie sposób. Radość, że na powrót wszystkie te przebudzenia można przeżywać, wzniośle i radośnie, bosko... Pograjmy z wiosną, dudni serca rytm... Ziemia jakby dotknięta jest czarodziejską różdżką... Knut Hamsun i natura, niezbędna do życia, przeżycia. Nie lubił miejskiej cywilizacji. A dionizyjskich nastrojów szukał w górach, lasach, nad morzem. Mocne przeżycia w dziczy, jak w powieści "Pan", czy szukanie spokoju i ukojenia, jak w "Misteriach"...

Jedni wołają, inni nie wołają

Obraz
  "Pod koniec września dwoje Słowaków odpoczywa na wierzchołku Świnicy. Nadchodzi młody mężczyzna. Rzuca ku nim: - Serwus.  I skacze w przepaść. Wstrząśnięci Słowacy schodzą ze szczytu, idą na Kasprowy Wierch i telefonicznie zawiadamiają TOPR. Jest godzina 15:00". Taki jeden z wielu przypadków. O tym wspomina Michał Jagiełło w swym "Wołaniu w górach". Choć nie samobójcom poświęcona jest jego książka... Niezapomniany pan dyrektor Biblioteki Narodowej, także wieloletni pracownik Ministerstwa Kultury i Sztuki, polonista, a przede wszystkim górołaz, miłośnik Tatr i ratownik TOPR - u, z tych przełomowych czasów, ściskający dłonie jeszcze tych pamiętających pionierów całej tej ratowniczej sztuki... Bo to wszystko sztuka, łażenie, wspinanie się, a także ratowanie innych, gdzie każdy gest, krok mają w sobie coś z siły twórczej, w tych górskich uproszczeniach. Tradycje idące naprzeciw nowoczesności, fachowość i romantyzm. O tym napisał w tym "Wołaniu..." Bardziej w

Marzec, marzec

Obraz
Marzec - dziwny miesiąc. Jak tak patrzę wstecz, to najwięcej w marcu działo się ponurych rzeczy wokół mnie. Złe wieści, śmierci... Tak że byle do kwietnia... Za Bjørnsonem kwiecień wybieram... Brr, nie inaczej jest teraz... Sami na piętrze, bo sąsiad popełnił samobójstwo. Wymknął się. Nie było mnie jakiś czas w głównej kwaterze, więc nie wiem, ale ponoć od dłuższego czasu nie trzeźwiał... A teraz jakoś tak grobowcowo jest, jak się z domu wychodzi; na schodach wieje dziwnym chłodem... Co rusz, ktoś dojeżdża do stacji... I cholera wie, po co to wszystko... I marcowo cofam się o dekadę z leciutkim okładem. Jasne, że do Bowiego. 11 lat temu marzec też był dla mnie cholernie nieciekawy. Na pociechę tylko z ciekawą muzyczną propozycją od Davida, po dziesięcioletniej przerwie... A na dziś pasuje mi ten kawałek... W kolejnym dniu po kolejnym dniu... David Bowie, "The Informer"... (Na fotce David w chwili zatrzymania. Żartowano, że nawet na takim policyjnym zdjęciu Bowie wygląda dosko

Ingó

Obraz
  Ingó. Zdrobnienie od Ingólfur. Ten z obrazka przypomina tego pierwszego stałego osadnika nordyckiego na Islandii. Ingólfur Arnarson. Przymierzał się, przymierzał, aż osiadł, a miejsce wybrała natura, której powierzył filary, słupki ze swego zdobnego siedziska, bo wiking strojnisiem był i na ładnym lubił posiedzieć... Tak więc tam, gdzie morze wyrzuciło na brzeg owe filary, pobudował swoją siedzibę. A na pamiątkę tego wspomniane słupki zdobią herb islandzkiej stolicy...  No, to było kiedyś odkrycie. Wprawdzie wiking nie był pierwszy, bo ponoć mnisi irlandzcy na Islandii znaleźli sobie wcześniej dobre odosobnienie, ale znikli szybko, a wiking się tam z powodzeniem osiedlił... Pierwszorzędna sprawa. Tamci ludzie sprzed wieków, gdy im się zza horyzontu objawiła całkiem spora wyspa, rychło odkryli, że to - o ja cię! - prawdziwy pustostan, a w nim rzeki, jeziora, woda zimna, woda ciepła, małe laski, doliny, gdzie idzie nawet coś posadzić, i jest gdzie bydełko popędzić na wyżerkę, ryb pełno

Skýr kýr, czyli bystra krowa

Obraz
Krowa to zwierzę miłe, kochane. Lubię krowy, zawsze muszę pogłaskać, ilekroć gdzieś się jakaś napatoczy, pogłaskać i dać z ręki zieleninę, którą sobie zawija jęzorem ze smakiem... I zawsze mnie bawi mój Franek, który za nic w świecie do wielkiego zwierza nie podejdzie, mimo że wyrósł raczej w klimatach wiejskich. A ja jestem mieszczuchem, któremu obory i stajnie obce nie są. I na dodatek jeszcze uwielbiam po staroświecku kosić kosą. Tak że dziwne mam upodobania, co jednak budzą szacunek za rogatkami miasta... Przypomina mi się "Uśmiech" Emila Zegadłowicza i dialog parobka z dojarką o dydaktycznych zapałach wobec małego Mikołaja. Parobek się pyta: - A ty krowę wolisz czy konia? - Na co Mikołajek odpowiada, że konia. - No i słusznie, i takie, bo koń jest mądry, inszego rozumu niż krowa. - A na to dojarka: - O widzisz, jaki ten mądry! A mleko byś pił, masło jadł? Weź se konia wydój, mądry. - Na to parobek: - Nie wydoję konia, to wałach jest... Dla koni mam sympatię, choć bardzie