Posty

Dear God...

Obraz
No to może jeszcze tak z przedsennych słuchawek... (Dziwne, że tak mało śpię. Nigdy tego specjalnie nie lubiłem, ale były czasy, że sypiałem więcej. Lecz widocznie mało tego potrzebuję, bo jakoś zmęczony, tak fizycznie zmęczony się nie czuję, będąc jakoś tam z powrotem na prostej. Może tylko na duszy ciężej, jak się tak człowiek wokół rozgląda i dowiaduje o tym, co tam w świecie się dzieje...) I ten Morrissey się tak przyplątuje do mnie. Coś mi tam wpada w ucho, coś mi się przypomina... To będzie z 2006 roku. Dla mnie to wyjątkowo paskudny był czas. No, ale jakoś to można z biegiem lat, z biegiem dni delikatnie omijać już bez większych oskarżeń samego siebie o nieczułość... Z płyty "Ringleader of the  Tormentors" kawałek "Dear God, Please Help Me". Producentem płyty jest Tony Visconti, który ten numer zaliczył do swych ulubionych. Też to kiedyś polubiłem... Więc bez rozjeżdżania się wyrzutami. By życia nadmiernie nie gmatwać... Muzyka i nieco obrazków dobrze dobrany

Listopad

Obraz
    Trwa sobie, taki sobie... Tu i ówdzie bywały bardziej typowe. I bardziej typowe potem zimy przychodziły, kontrastowo lśniące, ze świeżością puchu i zapowiedzią nowego... Tak czy owak dużo ciemności i grobowcowych klimatów... Listopad... Przywołam tutaj też to jesienne zakończenie, przywołam z liryki skandynawskiej, z Norwegii, od poetki lubianej, od Inger Hagerup (1905 - 1985). "Listopad" z 1939 roku, z tomu "Zgubiłam się w lesie":... Inger Hagerup LISTOPAD Listopad to stara kobieta, co już nie żywi nadziei. Gdy porzuciło ją słońce, ten wielki kochanek, na chude ramiona szarą wciągnęła sukienkę, a samotność w surowość oblekła jej twarz.   Listopad to stara kobieta w żałobie. Zawodząc rwie z włosów ostatnie kwiaty jesieni i zgina swe wiotkie kolana, gdy sztormu rozbrzmiewa psalm.   Listopad to stara kobieta, z którą nikt już nie chce zamieszkać. Na lodowy klucz jesień zamknęła przed nią drzwi  i teraz puka drżącymi palcami do zimy zatrzaśniętych bram.   przełożył

Nic takiego, Timo (17)

Obraz
  Chyba przyjechała Inger. Tak, to ona. Przywiozła ją taksówka, do luksusowej pustelni, w której nie ma co jeść. Ale zaraz pewnie dojedzie prowiant. No i też pojawią się w łazience dodatkowe kosmetyki i mazidła, których brak tak wcześniej rozczarował Tima, co chciał się jakoś ozdobić po tym, jak ogolił sobie głowę... Dawno tego nie robił... W sumie ostatnio, gdy mieszkał jeszcze z matką. Bardzo ją to gniewało. Miała doskonałą pamięć, wiedziała dokładnie, gdzie jaką rzecz położyła, zostawiła, tak że szybko się orientowała, kiedy Timo naruszył jej garderobę, grzebał w szafce z butami i gdy używał jej kosmetyków oraz kradł z kupki pieniądze... Patrzyła wtedy na niego jak pies, co gotów jest rzucić się do gardła. Przystawała i patrzyła. Ciężkie było to spojrzenie... Mogło to wydawać jej się jakąś plagą, bo jeśli ten jest taki sam, jak starszy Timo? Timo junior lubił mierzyć jej szpilki, przechadzać się w nich, stukać, tupać, hałasować... Pewnie wtedy nie zastanawiał się, dlaczego go to tak

Twój skyr, tato, czyli druga połowa meczu

Obraz
  To może znów zajrzymy do Reykjaviku. W zwykłe ludzkie sprawy, w ludzkie intymności, o których pisze poeta, co zagląda do okien, albo zerka w pisuar, co wie coś o malowniczych przywidzeniach, widzi mniej lub bardziej sekretnych kochanków, albo tych, co w objęciach są samotności i tęsknoty. Młodzi, starzy... Czas niesie zmiany. Jak w meczu, kiedy zawodnicy zamieniają się stronami boiska... Kiedyś byliśmy dziećmi, o które ktoś się troszczył, mniej lub bardziej udatnie (o mnie na przykład troszczono się z  - powiedzmy eufemistycznie - pewnym roztargnieniem), a potem rodzice stają się, bywa, takimi "dziećmi" wymagającymi troski... Teraz to ja chodzę z tatą osuwającym się powoli w bezradność do lekarza, teraz to ja dbam, by niczego niezbędnego do życia mu nie brakowało... Nie odwdzięczam się, bo nie mam za bardzo za co, ale mimo złego, kulawego wychowania wiem, co to elementarna przyzwoitość... I o takiej zmianie właśnie wiersz, z Islandii, od poety, który serce mi skradł; z obra

November Spawned a Monster

Obraz
Dzieci są różne. Jedne są rodzone. To te cudne, kochane, traktowane nie tak bardzo nerwowo. Drugie natomiast się rodzą, same... Ja jestem z tej drugiej kategorii, bo jestem z gatunku tych kłopotliwych, przeszkadzających, wstrętnych istot, choć nie żeby mnie tam jakoś szczególne trzeba było traktować, bo na pierwszy rzut oka przynajmniej istota ze mnie sprawna, no bo może w tej sprawności fizycznej jest i zawsze była pewna doza nieopanowania, ale z czym jednak da się żyć, nawet dość wesoło... Dziś patrzę na to już bardziej z humorem, lecz jest to pewne obciążenie, gdy z własnego domu wyniosło się cenzurkę, w której wyszczególnić można takie przyjemnostki jak: matoł, debil, podlec, śmieć, czy pedał miękkim chujem robiony - ta ostatnia uwaga pochodzi od mojego taty; padła kiedyś tam, a ja się wtedy odszczeknąłem, czy tato przypadkiem w swej obelżywości się nie zagalopował, bo w zasadzie uwaga jego spłynęła po mnie jak po kaczce, tyle że w zniewadze pojawił się też niezbyt utwardzony organ

Nic takiego, Timo (16)

Obraz
    Istotnie, trochę głupio, że Timo zapomniał o podarunku,  który zresztą sam wskazał. Bo Jan, nabrawszy pewnej sympatii do Tima, po tym jak ten wyznał, że w zasadzie najbardziej w życiu interesuje go zużycie i wszystko, co stało się już tylko szmelcem, zdecydował się podarować mu jedną ze swoich prac. Tych swoich obrazków miał u siebie całe multum - walały się we wszystkich dosłownie pomieszczeniach - i zaproponował, by Timo osobiście wybrał coś dla siebie z tej bezładnej kolekcji, z czego przez uprzejmość skorzystał, zachowując w pijackim zamroczeniu tę odrobinę - jak to sobie wyobraził - przyzwoitości i skromności, co były w istocie nieusuwalnym, nawet nie dającym się stłumić przez alkohol poczuciem własnej bezwartościowości, bowiem postarał się pośród natłoku bohomazów wydobyć w swej opinii dzieło najokropniejsze, najtandetniejsze. Naturalnie krzykliwość jednej z prac szybko przyciągnęła jego wzrok i podjął decyzję bez większych wątpliwości... - To będzie doskonałe. Jaskrawy dowód

My Death 1995

Obraz
I się znów człowiek doturlał do listopada i do czasu mego znaku, czyli Skorpiona... Zmarli, zmarli... Z jednym wyjątkiem - w gruncie rzeczy dla spokoju dusz jeszcze żyjących - umarłych już nie odwiedzam. To raczej oni wpadają do mnie, codziennie, w przypomnieniach, czasem chciani, częściej wcale nie oczekiwani, dokuczliwi... Tedy nie niszczę kwiatów i nie spalam licho wie jakich paskudztw... Rodzi się człowiek, i diabli go biorą, w silne obroty, a potem z tej karuzeli wypuszczają go, w nic, w nic, że tak szepnę za Steinem Steinarem... Człowiek się tylko odbija w szybach, za którymi mrok. Ja już w tych odbiciach widzę starego człowieka... Wiem, wiem, drugie młodości, drugie życia... No, ja to już nawet żyję trzecim i przez to też ostatnim... I tak mi Miron Białoszewski zawsze na myśl przychodzi, który razu pewnego ujrzał swoje odbicie w jakiejś witrynie - i nagłe odkrycie: Jestem stary, zobaczyłem starego człowieka... Te rzeczy potrafią dziać się z dnia na dzień, choć dokładny czas natu

Zima, Ameryka (and Super Creeps)

Obraz
 Poetycko... Tak sobie sięgnąłem po Zagajewskiego, z końca wieku ubiegłego... "Pragnienie" z 2000 roku, z końca dekady, która dziś jawi mi się jako piękna epoka, co jakoś łudziła nas urokliwą wróżbą...  Wtedy, na koniec wieku, poeta życzył sobie długiej zimy, tak na przytulność, namysł przed nowym...  Zimę to ja lubię... Ktoś mógłby powiedzieć - trzeba było już zostać całkiem gdzieś na podzamczach u Królowej Śniegu... Tak... Jednak miłosne podszepty pokierowały mnie inaczej, o co nie zgłaszam dziś większych pretensji, bo dzieci z tego nie ma, więc przynajmniej nikogo nie muszę przepraszać. Nie ma co kryć - to duża wygoda!  Nad Wisłą to tak trochę pechowo jest, taki jakiś niefart. Przypomina mi się zaraz śp. Grzegorz Miecugow, co tak lubił narzekać, że my to się tak zawsze ledwie na jakiś ogon załapujemy. No bo po zaborach przyszła wolność, tyle że przypadła ona na czas będący jedynie antraktem między wojennymi aktami; potem wojna, co nas okradła z ludzi i czasu; potem czas uk

He Knows I'd Love to See Him

Obraz
To dziś coś może znów muzycznie... Tak jakoś ten Morrissey wokół mnie krąży. Artysta, co ładnie śpiewa i czasem gada głupoty. Tak to już jest...  To takie znowu nocne przebieżki muzyczne. Jak spać nie mogę, to pakuję się w słuchawki, żeby nocnej ciszy nie zakłócać, i odgrzebuję sobie stare czasy... To rok 1990, rzecz ze składanki "Bona Drag"... Artysta, który może nadmiernie - co mu niektórzy wytykają - eksploatuje jedną nutę, ale jednak artysta robiący to dość efektownie... "He Knows I'd Love to See Him". Dobrze mi to wchodzi i dziś. A kiedyś tam, gdy sobie byłem takim małym, nieco przez rzeczywistość zmłotkowanym gejuszkiem, to miało to też swoją szczególną wartość... Niech leci. Lubię to... A jeszcze dodam może, że współautorem tej piosenki jest Kevin Armstrong, znany też ze współpracy z Davidem Bowie czy Iggy Popem...

Popołudnie nad Rauðavatn

Obraz
  To taka może znów z deka refleksyjna wycieczka do Reykjaviku. Konkretnie nad stołeczny niewielki akwen, którego brzegi mogą skłonić do skrytych działań... Czasem rozkosze mogą coś gdzieś z tyłu dewastować... Anton Helgi Jónsson  POPOŁUDNIE NAD RAUĐAVATN Najpierw zjawia się jeden samochód i czeka. Potem nadjeżdża drugi, o okrągłych reflektorach. Mignęło światło i skulona sylwetka przemknęła między autami. I oto miłość w samochodzie nad Rauðavatn. Jestem przypadkowym świadkiem  wyprowadzającym psa. Miejmy nadzieję, że w domu nikomu nie krwawi rana. Miejmy nadzieję, że nie płacze tam nikt. Miejmy nadzieję, że to ledwie taka gra i bawią się tylko w samochodową schadzkę nad Rauðavatn.     przełożył z islandzkiego Kiljan Halldórsson 

Nic takiego, Timo (15)

Obraz
  Meeee przeciągłe się rozległo, tak głośne, że Tima od razu poderwało z ziemi. - Jezus!...  - Prosto w twarz. Przypadłeś jej do gustu - powiedział ubawiony sytuacją Vernick, cały uwalany, podobnie zresztą jak Timo, przez cmentarną florę. - Co? - Koza, kózka, tam... Rzeczywiście - koza, która teraz, przeląkłszy się reakcji Tima, patrzyła na nich z dystansu. Jeszcze raz wydała z siebie głos, poruszyła ogonkiem i na powrót przystąpiła do raczenia się zielenią, zielenią cmentarza, bo właśnie wśród niej, u stóp nagrobnego kamienia wylądowali obaj po popijawie u Jana, wylądowali ku wielkiemu zdumieniu Tima... - Ale to dobre miejsce na zmartwychwstanie. Sam się na ten cmentarz uparłeś zresztą... - Czyżby? O Boże, czuję się jak najostatniejsza ściera... Upiłem się, i zgniłem... Błeee... - A my na dachu Valhalli, witani przez miododajną kozę... Obserwowałem ją. Bardzo ją zaciekawiliśmy. Krok za krokiem zbliżała się do nas, aż w końcu podeszła i zameczała ci prosto w twarz. Figlara... - powiedz

Nic takiego, Timo (14)

Obraz
    No i niewypał, bo nawet gdyby chciał zapłacić, nie miałby czym - wszystkie pieniądze zostały wszak w domu. Trzeba było więc szukać pomocy u Paula Vernicka. Tymczasem na miejscu zjawiła się policja i w jej obecności przestraszony kierownik odważył się otworzyć drzwi. Więzień siedział umączony przy kasie na podłodze ze zwieszoną głową. Przyjechał Bredesen z koleżanką, którzy weszli do środka za personelem sklepu. - Jak to dobrze, że to właśnie pan. - Timo zaraz stanął na baczność. - To wszystko przez iskrę bezradnej miłości - zaczął zaraz silić się na wyjaśnienia. Tamci coś z przejęciem zaczęli paplać, pokazując palcem na Tima, ale Bredesen szybko kazał im zamilknąć, oczekując na dalsze wyjaśnienia po obywatelsku zatrzymanego klienta. - Co tutaj wykrzykiwałeś? I co mają znaczyć te zniszczenia? - Nic takiego - odparł Timo - to tylko szekspirowska kwestia, z "Burzy"... - Tak? - O tym, że wszystko to sen... Ale ja wszystko jestem gotów pokryć. Tylko, żeby Vernick, Paul Vernick