Right
I tak poleciały dni, z nimi lata, z latami dekady... Jutro pięćdziesiąte urodziny płyty Bowiego "Young Americans". Englishman in America. Dający nura w soulowe rytmy, tworzący nową ofertę w filadelfijskim studiu Sigma Sound. Na nowym dla siebie polu, zaskakujący Bowie, całkiem odmieniony... Po Ziggym jeszcze chwilowo pozostały ogolone brwi... Nowa orientacja, nowi muzycy, niektórzy - jak się potem okazało - na bardzo długie artystyczne dobre i złe (Carlos Alomar i Earl Slick, no i już wcześniej współpracujący z Davidem Tony Visconti czy Mike Garson - Tony to aż po pożegnalną Czarną Gwiazdę...) Wtedy nowy Bowie, dobrze przyjęty, wreszcie podbijający Amerykę... Na "Young Americans" jest i John Lennon, co też podkręciło zainteresowanie. I młodzi zdolni z gwiazdą na starcie: Luther Vandross, Ava Cherry... Raptem muzyka bardziej kojarzona z czarnoskórymi artystami, którymi zresztą dżentelmen z Anglii się otoczył z chęcią... Występ w programie Soul Train, co był dość sens...