Taki majowy szmonces

Na Błoniach mlecze raz żółte, raz białe. Taki majowy szmonces.

No dobra. Głupio może tak co chwilę zmieniać zdanie, ale niech się toczy... Lekkie, nowe sypanie słownej mandali.

Majowy szmonces. W maju raczej szmonces marcowy, z polarnym oddechem. Ale gdym w kwietniu zjechał do domu, to prosto w jakieś osobliwe upały, w przedwczesny, uperfumowany rozkwit z chorobliwą zadyszką, w nagłe zaduchy, i to na dodatek z saharyjską posypką. (Jakby mało było nam tu pyłów, piachów!) No i mlecze, czytaj mniszki, w tych gorącościach rozkwitły... Najpierw kusząca żółć, potem biel - i kto w to dmuchnie płodnie, i jak mocno?

Z kwietniem na myśl zawsze przychodzi mi Piotr Skrzynecki, który z kwietniem odszedł, 22 lata temu. O zasługach malowniczych nie ma co się rozpisywać, wszak materiałów o tym bezlik. Artysta osobliwy, bez wielkich dzieł na koncie, ze świetnym gustem jednak, z nosem do ludzi. Inscenizator! Co uleciał, w mgły... Warszawiak chowany gdzieś tam w Mińsku Mazowieckim, w Makowie Podhalańskim, co wylądował wreszcie w Łodzi, z której zjechał do Krakowa, bo go zabawić... To wszystko miało trwać najwyżej pięć lat, może mniej... Rozciągnęło się na dziesięciolecia, z piórem w kapeluszu, w pelerynie, co gdzieś jeszcze zdołała przywiać w nasze strony trochę Młodej Polski... Piosenka, poezja, humor... Piotr mawiał, że sami się musimy zabawić, bo nikt tego za nas nie zrobi... Jeszcze się zahaczył o ten czas, gdy łatwo się było wyróżnić... Bo dziś wyróżniają się wszyscy, więc nie wyróżnia się nikt. I dziś w głównym nurcie niekoniecznie płyną rzeczy najwartościowsze - te zwykle osiadają gdzieś na poboczach, mieliznach.

Jednak jedno wspomnienie jest takie wyraziste, że muszę tu o nim napomknąć. Sto lat temu, gdy się czołgałem do ohydnej szkoły... Potworności. I nagle, o poranku, w krakowskich mgłach, On, z jakimiś przyjaciółmi chwilowymi (chwilowymi, bo myślę, że w sumie był kimś bardzo samotnym) na jakimś mleczku, pod dworcem, pewnie w ramach jakiegoś ratunkowego nawilżania po radosnej nocy... Zazdrościłem im wtedy. I myślałem, że celem człowieka jest pozycja, w której może on mieć wolne przed południem... Całkiem to Strindbergowska myśl. Mieć wolne przed południem! Kiedyś kradłem ten czas, i było mi przyjemnie, w pustych autobusach podmiejskich, uwożących mnie za miasto, w poczuciu zbędności... Czułem się świetnie, będąc daleko od wszystkich upiorów i od powagi zabaw w piłeczkę (od powagi, oczywiście, bo zabawy w piłeczkę i wszelkie inne brutalnostki rolę mają pierwszorzędną w tej całej plemiennej rozrodczości, od której wolałem się zawsze dystansować - fuj)..

Wieść o jego śmierci dotarła do mnie z lekkim opóźnieniem. Mieszkałem wtedy pod kołem polarnym, daleko. Smutek mnie wtedy ogarnął, bo to naprawdę skończyła się pewna epoka...

Jak umarł Piotr, to wspominałem swoje wagary. I czytałem. Osobliwą korespondencję. W tym jeszcze krakowskim "Przekroju". Między Ziemią a Niebem. Jak przychodziła poczta z prasą z Polski, to zawsze zaczynałem lekturę od tekstów Jana Nowickiego. Bo to on pisał między Niebem a Ziemią. Raz będąc sobą, a raz, za tydzień, Piotrem, co pisał w odpowiedzi, z Nieba... Bardzo mnie to wzruszało. Treści już nie pamiętam, ale pamiętam nastroje, smaki, bo takie mam Bergmanowskie podejście do literatury... Te listy między Ziemia a Niebem były cudownym dowodem ludzkiej pamięci, przyjaźni i tęsknoty. Przyjaźni i tęsknoty...

A konwalie, bzy albo pet... Powstały też tuż po śmierci Piotra... I napisał to też jego przyjaciel Jan Nowicki. A muzykę skomponował inny przyjaciel - Jan Kanty Pawluśkiewicz.

Wspaniali są przyjaciele, co potrafią pisać takie wiersze, pieśni... Piękny słowno - muzyczny wyraz tęsknoty i przyjaźni... Bardzo mnie wzrusza ta piosenka. Do Piotra S.

Gasnące echa po w sumie niezwykłych czasach...
...
W Niebie bezzębne anioły, wiem,
mielą żarnami dziąseł
przetrawioną wcześniej na Ziemi rzadką papkę,
rzadką papkę ludzkich miłości...



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce