Trollelgen, czyli Zaczarowany łoś

Z ostatnich chwil holocenu. Można uznać. Biorąc pod uwagę to, co się wyprawia z naszą planetą, dziś, po latach od tamtego literackiego polowania. A właściwie biorąc pod uwagę to, co z nią wyprawiamy od jakiegoś czasu, my. Im dalej na północ, tym wyraźniejsze znaki ostrzegawcze!

Północ. Z bajkami. Jeszcze z poprzedniej epoki, wręcz w sposób geologiczny pojmowanej.

Lubię uciekać dziś w stare bajki. Historyjki o tych wszystkich Syrenkach, zaczarowanych zwierzakach, o trollach i draugach, i o ukrytych skarbach... (Ech, w te ostatnie bajki wierzyć chcemy najchętniej - jakże one rozbudzają fantazje i tęsknoty za krainą pieczonych gołąbków - vide złoty pociąg pod Wałbrzychem!) Chętnie więc kupiłem kolejną bajkę. Tak mi się przypadkowo napatoczyła. Zawsze jak mam gdzieś jechać pociągiem, a nie mam przy sobie niczego do poczytania, wpadam po drodze na stację do antykwariatu licząc na jakiś miły staroć... No i tym razem wpadł mi w ręce Fønhus ze swoim zaczarowanym łosiem. Naturalnie dobrze go znam, ale jakoś tej książeczki, chyba jednej z najlepszych w jego bogatym dorobku, do tej pory nie przeczytałem. Nadrobiłem więc tę zaległość, szybko, bo książeczka to niewielka, ledwie sto kilka stron licząca.

Mikkjel Fønhus (1894 - 1973). Taki Norweg, z borealnej dziczy, ogniskowy, ze strzelbą i psem. A przy okazji niezwykle płodny pisarz, mający na koncie chyba ze czterdzieści książek i całe mnóstwo gazetowych artykułów pisanych kiedyś dla Valdres i Aftenposten. Szybko stał się postacią sławną, tłumaczoną, znaną także i u nas, tak troszeczkę. W samej Skandynawii zyskał sobie miano jednego z najlepszych opisywaczy uroków tamtejszej natury i całego tego zmagania się człowieka z surową rzeczywistością, piękną i brutalną. Tę północną surowość umiał Fønhus podlać arcywspaniałymi poetyckimi sosami. Fønhus to wrażliwy twardziel. Ten chłopski syn po skończeniu studiów na wydziale prawa na uniwersytecie w Oslo ruszył w świat: do USA, do Kanady, potem do Afryki, wreszcie do Laponii... Wędrowiec, myśliwy, dziennikarz, pisarz. Z wielkim sercem.

Ludzie i renifery, ludzie i wilki, albo człowiek i łoś jakby z ludzką duszą...
Trollelgen. Czytelniczy oddech, odpoczynek od tych dziwadeł współczesnych uklepanych na laptopkach... Coraz mniej mi się chce czytać o rzeczach, które widzę za oknem, bądź przy altanie śmietnikowej... Z ufnością poszedłem do lasu za łosiem z przyciętym uchem, za tajemniczym Ryczkiem, którego Gaupa pozbawił kiedyś mamy. Z cichym wspomnieniem swojego troszkę nieuczesanego życia z dobrym przyjacielem w norweskich dziczach, z łosiami, a jakże!

Myślistwo może nie jest zjawiskiem najpiękniejszym i nie należę do jego sympatyków, chociaż zdarzyło mi się być kiedyś na prawdziwym polowaniu, na ptaki... Nie powiem, żebym chciał jeszcze kiedyś wziąć w czymś podobnym udział. Ale od mordowania i tak się chyba nie uwolnimy. A myślistwo, zwłaszcza gdy rzecz dotyczy po prostu przetrwania, nie jest aż tak drastyczne, jak dramat rzeźni.

Fønhus do przyrody odnosi się ze znawstwem, z miłością, z respektem. Jego człowiek z przyrody bierze tylko troszkę, garść...

Sjur. Zwany Gaupą - znaczy Rysiem. Ze strzelbą - Burzą. I z ukochanym psem, który, co mnie bardzo wzruszyło, wabił się Niedźwiedź, wruszyło mnie to, bo sam miałem jeszcze nie tak dawno temu psa Niedźwiedzia... I smutno mi się bardzo zrobiło, gdy Gaupa zapłakał gorzko po stracie Niedźwiedzia, i smutno mi było, gdy na końcu w opustoszałej chacie Gaupy została jedynie wytarta obroża po psie.

Prosta męska historia - nie ma tam kobiet, o których zresztą bohater pisarza nie ma najlepszego zdania, a może i sam pisarz też - przypominam sobie kontrastowe obrazki w jego "Wilkach": męskie stadło i mieszane stadło; w męskim stadle: porządek, książki, kultura, szacunek i zamieciona podłoga; w mieszanym: jazgot, obelgi, bajzel, wreszcie bijatyka...

Prosta męska historia, w której udział biorą: nocny stwór zwany Rysiem, jego pies, strzelba, dusza zabłąkana w łosiu i pewna ołowiana kula, co pamiętała jeszcze bitwę pod Matrand z sierpnia 1814 roku... Był sobie Szweduś - epileptyk, co szukał ukrytego skarbu. Śpiewał o sobie, że biedny jest dziś jak kościelny szczur, ale jutro będzie bogaczem jak w Sztokholmie król. Szweduś oczywiście żadnego skarbu nie znalazł, ale uchodząc z życia, zapewnił Gaupę, że na ziemię jako zwierz powróci... I uwierzył Gaupa, że w Ryczku Szweduś się odrodził. Ryczek stał się jego obsesją. Nieuchwytny, nie przynoszący szczęścia, zaczarowany łoś, którego nikt upolować nie mógł, o którym legenda poszybowała aż do samego Drammen... Do starości się gonili, aż razem padli. A zanim przyszła starość, była przygoda, baśniowa niemal, piękna i dramatyczna. Gaupa - ten szewc z bożej łaski - miał czas... Gaupa nigdy nie oglądał się za spódniczkami. Dziwak z domku nad rzeką. Dzień nie był stworzony dla Gaupy. Dla niego promienie słońca nie miały w sobie ciepła, lecz chłód. Milszy od słońca był mu księżyc. W jego świetle przemykały się leśne cienie jak duchy zmarłych zwierząt, widział w nim ledwie dostrzegalny ruch, a nawet zdawało mu się, że sam idzie na owłosionych stopach. Co za wspaniały, podniecający, bezgłośny niepokój go otaczał. Odczuwał niewidzialne oczy spoglądające z gęstwin leśnych i zagajników. Tam, w głębi, miękkie łapy przemykały po mchu, gibkie ciała prężyły się i wyczuwało się, że cały las był jedną wielką, czujną tajemnicą. Wszystko, co go otaczało, wypełnione było czarodziejską muzyką, harmonijnymi tonami, mógł słyszeć nawet, jak niebo trzeszczy i płonie...

Leśne dary, leśne strachy, legendy i klątwy...

***
Fønhus to także kawałek historii norweskiego kina. Walter Fyrst nakręcił na podstawie prozy pisarza głośny film "Trollelgen" (1927), który swego czasu był niezwykle popularnym obrazem. Można powiedzieć, że była to taka superprodukcja kina niemego, z wysokim jak na tamte lata budżetem, zrobiona z pewnym nowatorskim rozmachem. Autorem scenariusza do tego obrazu był Alf Rød, który zrobił taką lovestory, korzystając z tekstów Mikkjela Fønhusa, z tytułowego "Trollelgen" oraz ze zbioru opowiadań "Skoggangsmand" (Człowiek wyklęty)... Prosta historia - chcesz biedaku moją pannę, upoluj mitycznego łosia. W tle jest naturalnie konkurent o wiele dla ojca dziewczęcia atrakcyjniejszy. A od Hansa oczekuje się rzeczy właściwie niewykonalnej. A wiadomo ku komu rwie się serce dziewczęcia. Jest bójka, krew, ucieczka do Oslo, praca w cyrku, dziewczę nieposłuszne... Ale przecież wystarczyłoby jednak dorwać tego łosia, o którym wszyscy mówią z trwogą zabobonną...

***
Mikkjel Fønhus, Zaczarowany łoś, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1980

***
No i jako pewna ciekawostka, obraz Fyrsta, z nową ozdobą dźwiękową... Kawałek filmowej legendy.

























                   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce