Góðan dag, litla barn; gott kvöld, gamli maður

Morze. Zawsze najchętniej oglądane w samotności. Moja maleńkość i jego ogrom. Nic poza tym. Pokusa bezpowrotności.
Podziwiam ludzi, którzy potrafią się w nie zagłębiać, by odwiedzić ryby. Oczywiście z reguły wracają, bo i z postanowieniem powrotu rzucają się w toń, goniąc jedynie za powierzchowną przygodą. Ja zaś zawsze marzyłem o drodze w jedną stronę. Nie tak łatwo więc się zdecydować. Lubimy spełniać swoje marzenia, ale te bez powrotu są szczególnie wymagające, gdy idzie o przygotowania, bo przecież ta niepewność... Tęsknota jednak jest stała, i może ciągle trwają te przygotowania? Może jednak ja sam zdecyduję? Mannowski sen o wieczności!
Depresja. Królowa nicości, jak ją nazwał, słusznie, Stanisław Czycz. Gdyby się tak oswobodzić, pójść w nieprzebudzenie... Jak to mówił w rozmowie z Krzysztofem Lisowskim: "Ja trochę wierzę w Boga i jest przykazanie dotyczące też samego siebie: nie zabijaj, i gdy za karę jest piekło, które wprawdzie już znam, tę depresję, ale gdy piekło jest depresja jeszcze większa? niewyobrażalna?, podnosiłem się z leżenia, mniej w dzień, lecz z początkiem nocy i idąc jakimiś ulicami czy obok Błoń chciałem, żeby mnie kto zabił..."
I ona moją towarzyszką, odkąd pamiętam, od dzieciństwa, więc ciągle jakoś dzieckiem jestem. Takie moje skarby w schowku duszy. Moja królowa jest dość morska, bo w głowie mam ogromną kałamarnicę, z wielkimi oczami, jakie tylko strach mieć potrafi! I puszcza ona czasem atrament, robiąc ciemność nieprzeniknioną. Niepokonana królowa, wojna nie do wygrania, choć poszczególne bitwy pozwalają tryumfować. A człowiek tchórz, to walczy.
Prawdziwie kopernikańskiego przewrotu dokonał kiedyś w dziedzinie pedagogiki Erazm z Rotterdamu, który powiadał, że najpierw trzeba zadbać o własną radość ducha i czyste sumienie, by mieć pogodne dziecko. Bo życie jest matrycą wybitą w dzieciństwie: aż do dojrzałych lat bowiem pozostają w ciałach i umysłach ułomności przejęte w dzieciństwie... Mnie się specjalnie w tym świetle nie poszczęściło, bom z ludzi wściekłych, zawistnych, nienawistnych, rozgoryczonych, mściwych, wstrętnych, co mnie obdarowali poczuciem, żem nic niewart. I tak to się kołacze we mnie. I kałamarnica powraca.
Stałe. Niezmienne rzeczy, jak morze, jak zmysły, co czują słyszą, powtarzalności. Rdzeń, wokół którego wszystko inne przyrasta jak słoje.
Steinn Steinarr tak prosto i celnie to wszystko ujmuje w garść słów, w zwrotki trzy.
Tveir dökkklæddir menn. Dwaj panowie w ciemnym odzieniu. Zawsze mi się kojarzą z posępnymi żałobnikami, co wracają z jakiegoś pogrzebu. Oni witają bawiącego się nad morzem dzieciaka. Nie ma złudzeń. Ale malec przecież jeszcze nic nie pojmuje. A życie bywa uprzejme...
Tvær ljóshærðar stúlkur. Teraz one wchodzą na scenę, drugi akt - młodzieniec i dwie kusząco szepczące dziewczyny jasnowłose.
Tvö hlæjandi börn. Czas na nie, o zmierzchu, na roześmiane dzieciaki. Sztafeta  pokoleń. Witają, wołają, dobry wieczór, dziadku! Może już powitali ich żałobnicy, choć co one tam jeszcze pojmują! Starzec już wie więcej, ale też pozostaje dzieckiem, tym samym człowiekiem, odkąd pamięta, i jeszcze umie się bawić, a zabawa to przecież dobry paliatyw. Morze zawsze pachnie i szumi tak samo!
Bardzo lubię ten wiersz.

Steinn Steinarr
"Dziecko"
Byłem małym dzieckiem
bawiącym się na plaży.
Dwaj panowie ciemno odziani
przechodzili obok,
pozdrowili mnie:
Dzień dobry, mały,
dzień dobry.

Byłem małym dzieckiem
bawiącym się na plaży.
Dwie panny jasnowłose
przechodziły obok,
szeptały:
Chodź, młody,
z nami chodź.

Byłem małym dzieckiem
bawiącym się na plaży.
Dwoje dzieci roześmianych
przechodziło obok,
zawołały:
Dobry wieczór, dziadku,
dobry wieczór.

          przełożył z islandzkiego Kiljan Halldórsson

Steinn Steinarr wspaniale splótł się z islandzką piosenką. Jego teksty są tak pełne muzyki. Jakby wiedział, że kiedyś rozlegnie się śpiew.
"Barn". Słowa Steinn Steinarr. Muzyka Ragnar Bjarnason vel Raggi Bjarna.
I słucham tego, wieczne dziecko, z bagażem swych ułomności przywleczonych z czasów bliskich obojętnego mi, bo cudzego, orgazmu, i z jakąś, mimo wszystko, radością życia...

****


A zalecane lektury:
Tomasz Mann, "O sobie", Czytelnik, Warszawa 1971.
Steinn Steinarr, "Kvæðasafn og greinar", Helgafell, Reykjavík 1964.
Stanisław Czycz, "Ajol i Laor", Wydawnictwo Literackie, Kraków 1996. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce