Dwa Księżyce: Rolf Jacobsen; Ólafur Arnalds

Sierpniowy Księżyc. Wyjątkowy. Wyjątkowo melancholijny. Można by dużo mówić, lecz kogo to interesuje. To w sumie prywatne sprawy, tak nieważne, jak nieważne jest poszczególne życie, choć ono samo, w swej pojedynczości, myśli, że jest inaczej, marzycielsko ufa, że nawet martwy przecież Księżyc, martwy, jak powiada nauka, nie pozostaje obojętny wobec jego losu, ba - wręcz wpływa nań, podobnie jak odleglejsze jeszcze odeń gwiazdy, co z pełnym przekonaniem przyjmują astrologowie...
Sierpień, blisko do odjazdów, odlotów, pożegnań. Już zamilkł pisk jerzyków. Już zmierzchy wcześniejsze.
Te letnie Księżyce jakoś szczególnie przywodzą mi na myśl obrazy Muncha, te, na których odbija się nasz satelita martwy w wodach fiordu, w wodach ukochanego Oslofjordu, którego uroda nie jest tak nachalna, jak uroda tych wszystkich zatok zachodniego wybrzeża, co wcinają się głęboko między górskie kolosy, tworząc osobliwości portretowane niegdyś z ochotą na użytek niemieckich salonów, gdzie - jak pokpiwał sobie wspomniany Munch - parowiec pojawia się raz po lewej, raz po prawej stronie. Księżyc w wodach fiordu, w Munchowskich pejzażach, w które malarz wyrzucił barwy ludzkich emocji: miłości, strachu, melancholii, poczucia samotności... Mam zawsze pokusę, by twierdzić, że Edvard Munch napisał ostatni rozdział sztuki - rozlał duszę na wszystko wokół, na niebo i ziemię, na kamienie, drzewa, wodę... I ten odbity Księżyc w wodzie, to jego martwe światło, ujęte w formę, jak to zauważał  Stanisław Przybyszewski, probówki, co czasem On i jego odbicie formuje się w jakąś postać, jakby odwrócony wykrzyknik... Coś na nas patrzy... Miewamy skłonność do sądzenia, że natura cokolwiek się nami interesuje, że obchodzą ją nasze troski, nasze cierpienia, etc, etc...
Urodziłem się w poniedziałek, więc jako poniedziałkowe dziecko jestem spod znaku Księżyca. Księżyc nie działa więc na mnie źle, ufam mu, ślę mu pocałunki, ilekroć nie kryje się za chmurami. Bo człowiek szuka pociechy w najbardziej absurdalnych dalach. Zawsze jest wtedy, kiedy należy się go spodziewać. Takie oko rozświetlone, w które - mimo że pozaziemskie, nieludzkie więc - można spojrzeć, bez obawy, że nas oślepi... Księżyc ze swoim odbitym światłem nie jest tak obcesowy jak Słońce, ma takt, być może nieprzemyślany, ale ja chcę sądzić, że jest inaczej...

Sięgnijmy do Skandynawii...
Przy sierpniowej pełni Norweg:

Rolf Jacobsen
POPATRZ
Księżyc kartkuje księgę nocy.
Znalazł jezioro, czystą stronę bez druku.
Narysował prostą linię. To wszystko, co potrafi zrobić.
To dość.
Gruba linia. Prosto do ciebie.
Popatrz!

  przełożył z norweskiego Kiljan Halldórsson


No i może jeszcze Księżyc muzyczny. Z duszy islandzkiej. Tunglið. Ólafur Arnalds.

Miłego księżycowania, 50 lat po pierwszym lądowaniu... Jeśli się ktoś tu zabłąka w tych internetowych otchłaniach... Maestro, please!







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce