Knuta Hamsuna wędrówka po zarośniętych ścieżkach

St. Hans 1948.
Idag har Høiesteret dømt, og jeg ender min skrivning.

Tak się kończy jedna z najważniejszych książek. Choć, wbrew pozorom, urywa się, tak jak się urywa życie, tak jak kończy się i większość książek Knuta Hamsuna.
"På gjengrodde stier" jest dla mnie swego rodzaju pożegnaniem, które trwa, do którego mogę wracać,  to pożegnanie z życiem, z czytelnikami mego najukochańszego pisarza. Pożegnanie, które wymusiło życie, trochę zbyt długie, w którym pod koniec Knut Hamsun zdołał jeszcze nieźle nabroić. Rozpaliły się emocje. Nikt nie był tak znienawidzony w Norwegii jak Knut Hamsun, pisał Aksel Sandemose...

Minęły lata. W tym roku upływa 70 lat od publikacji "Na zarośniętych ścieżkach". A 4 sierpnia minęło 160 lat od dnia urodzin autora, twórcy "Głodu" "Pana", "Misteriów", "Marzycieli"...

W 1945 roku Tarjei Vesaas opublikował swoją alegoryczną powieść "Dom w ciemności", którą zaraz uznano za odzwierciedlenie sytuacji norweskiego społeczeństwa w chwili hitlerowskiej okupacji. Gdy owa ciemność spadła na dom Norwegów w 1940 roku, jeden z najsłynniejszych ich rodaków sięgnął znów po pióro, sięgnął po nie, by nawoływać do zaprzestania oporu wobec agresorów.

Szok, zdumienie. Zatem był wśród tych, co z sympatią patrzyli na quislingowskie marionetki, zatem uwiodło go germańskie szaleństwo.

Próbowano się zastanawiać nad problemem kolaboracji. Pisarze doszukiwali się krzywd w swoich bohaterach, opisywali ich zainteresowanie uwodzicielską siłą. Robili to choćby Sigurd Hoel czy Nils Rud.

W 1936 roku po opublikowaniu powieści "Ringen sluttet" Hamsun właściwie zamknął pisarski warsztat. Po ostatnich, już dość niepokojących powieściach, w których opisywał jakąś, jak to się trafnie Aleksander Rogalski wyraził, rozmigotaną biologiczną miazgę miotaną żywiołami, zamknął krąg swego pisarstwa ową powieścią z 1936 roku i w niej powracając trochę do bohatera typowego dla jego wczesnej twórczości.

Rozkochany z naturze, witalności, krzepkiej młodości niechętny był miastu, niechętny nowoczesności, jakoś nie oszałamiała go demokracja, warczał na kulturę anglosaską i sympatyzował gorąco z kulturą niemiecką, z którą, żeby było zabawniej, wcale tak dobrze nie był zaznajomiony. No, ale dla artystów skandynawskich jego pokolenia Niemcy stanowiły istotny punkt w rozwoju ich karier - temu nie da się zaprzeczyć, choć może nie jest to okoliczność łagodząca, gdy się weźmie pod uwagę, że Knut Hamsun jakiś rozum jednak miał!

Co wiedział? Był stary, głuchy. Ale nie był przecież otoczony przez ślepców. W końcu o terrorze zaprowadzonym przez Josefa Terbovena coś wiedział. Pretensjami swoimi zirytował Hitlera, gdy go odwiedził w Berghofie... Czasem zrozpaczone matki błagały Marie Hamsun, żonę pisarza, by jako  wpływowa nazistka, interweniowała u Terbovena, by nie mordował ich synów. Rozczarowała się, gdy na niewiele się zdały jej wpływy. Ale miała swoje pięć minut. Była gorliwa. Zdobywała się na płomienność wobec okupantów goszczących w Nørholm, co z chęcią fetowali przyjaznego im noblistę... Była niespełnioną aktorką, po ślubie z neurotycznym i kapryśnym Hamsunem stała się raczej bohaterką drugiego planu z tysiącem praktycznych spraw na głowie, do których głowy nie miał jej mąż - o, raczej daleko mu było do wytrwałej krzepy rolniczej Izaaka Sellanrå z "Markens grøde". Bo to co innego życie na papierze, co innego skrzecząca rzeczywistość... W wojennej dobie zaczęła podróżować do Niemiec, by tam, pośród oklasków, czytać teksty swego sławnego męża... Po wojnie za tę swoją działalność wylądowała na jakiś czas w więzieniu, a jej nad wyraz kłopotliwego męża internowano w domu starców, a nawet na jakiś czas zamknięto go w Oslo w klinice psychiatrycznej, zresztą ku radości szefującego tam wówczas konowała Gabriela Langfeldta, który uczynił wiele, by doprowadzić starego Hamsuna do nerwowego rozstroju. (Diagnoza była taka, że Hamsun nigdy nie był chory psychiczne, ale że jego siły psychiczne słabną!)

(...) Stara włożyła do kominka "Błogosławieństwo ziemi" i przyniosła wieczorne wydanie "Aftenposten" z poprzedniego dnia. Palcem wskazującym stuknęła w pierwszą stronę, mało nie robiąc dziury w papierze. - Powtórzę ci  słowo w słowo, co ten gad napisał: "My, jego bliscy zwolennicy chylimy teraz głowy w chwili jego śmierci"... W kominku leżały już inne działa Hamsuna. A Stara szalała z wściekłości czytając nekrolog Hitlera pióra rzuconego właśnie na stos pisarza. To scena z powieści "Półbrat" Larsa Saabye Christensena. To był dość powszechny wtedy obrazek, w 1945. Znienawidzono Hamsuna, palono jego książki albo rzucano za płot jego posiadłości. Już wtedy nie było wątpliwości, do jakich zbrodni doszło, także i tam, gdzie gwałcono i rozstrzeliwano niemal do ostatnich godzin wojny, gdzie spłonął Finnmark (poruszającą książkę napisał o tym kiedyś Sigbjørn Hølmebakk ["Tamta zima"])...

Zadziwiające, jak różnych ludzi potrafi fascynować jeden pisarz. W przypadku Hamsuna ta mieszanka jest wprost niesamowita, bo wśród jego miłośników byli m.in.: Albert Einstein, Ernest Hemingway, Maksym Gorki, Tomasz Mann, Isaac Bashevis Singer czy Adolf Hitler albo Goebbels, który po spotkaniu z Hamsunem był zachwycony, także zachwycony jego niezłomną wiarą w zwycięstwo...

Zwyciężyli inni, i to oni mieli osądzić nieodległą przeszłość. Nie był wielkim problemem Vidkun Quisling - został osądzony i stracony w twierdzy Akershus jesienią 1945 roku... Większym problemem był wielki Hamsun, którego czytano od Islandii po Australię... Zawinił? I, jeśli tak, jak zawinił? To tylko jednak człowiek słowa. Jaką moc ma słowo, na ilu zdradzieckie mowy podziałały?

Usiłowano sprawę odwlec, licząc, że starzec w końcu umrze i będzie święty spokój, bo sprawa jakoś rozejdzie się po kościach. Hamsun jednak żył i domagał się procesu. Nie chciał żadnej łaski. Liczył, że się jakoś oczyści. Jak na złość nie umarł. I do procesu doszło. Było to smutne wydarzenie, przy lampach naftowych... Cóż, Hamsun popełnił błąd. Jego patriotyzm zszedł na manowce, choć w swoim pojęciu chciał jak najlepiej. Może istotnie nie do końca rozumiał, z jak straszliwą potęgą się zbratał, w swej starczej głuchocie... Naziści mieli wielką ochotę zrobić z niego swojego celebrytę i znakomitego współpracownika swojej machiny propagandowej. Trochę im się to udało... Cóż powiedzieć - wielkość i talent nie muszą koniecznie wykluczać głupoty.

Hamsun został uznany za zdrajcę i skazany na karę finansową, olbrzymią.

Przez cały ten czas pomiędzy 26 maja 1945, kiedy to komisarz policji z Arendal przyjechał do Nørholm, by nałożyć na niego i jego żonę 30 - dniowy areszt domowy, aż do owego św. Jana 1948, kiedy to Sąd Najwyższy wydał ostateczny wyrok, Hamsun wodził drżącą starczą ręką ołówkiem po papierze, w skrytości. Notował. Opisywał swoją sytuację, wspominał, sięgał pośród tej swojej słabnącej psychiki do jakichś światów zaprzeszłych... I wkleił też do swej ostatniej, pożegnalnej książki fragment protokołu sądowego zawierający wygłoszoną przezeń mowę, która owego sądu nie przekonała, jak wiadomo.

Stało się, jak chciał. Stanął przed sądem, powiedział, co chciał powiedzieć, zapadł wyrok. I dalej nie umierał.

To, co zapisywał, ułożyło się w niewielką książkę. Drobiazgi. Maluteńkie medytacje. Wspomnienia. Wyłonił się z tego człowiek doświadczony, stary, a jednocześnie błysnął znowu jakiś krnąbrny chłopiec, jakiś Glahn, co siada pod skałą, żeby go nikt od tyłu nie zaszedł, człowiek, którego ciągle tak bardzo ożywiał żywioł młodości... Gdyby jeszcze tak jak Glahn mógł słyszeć szum wiatru i odgłos spadających szyszek... Z pewnymi stratami trzeba się jednak pogodzić...

Rzecz kończy się wspomnieniem z Nordlandii o Maren Marii Kjeldsen. Tajemnicza postać, o której nikt nic pewnego nie wiedział. Bezwstydna, obrzydliwa, żebrząca o machorkę, co miała najpiękniejsze panieńskie dłonie, nigdy nie skalane pracą. Zestarzała się, jak Hamsun, trafiła do opieki społecznej i wieś ją utrzymywała, ale samodzielna była w swych wędrówkach od domu do domu, nikt jej nie musiał prowadzić. To wielkie dobro zachować zdolność widzenia, gdzie się idzie przez wiele lat...

Prawda to, myślę. Det er et gode at ha gangsyn mange aar fremover.

Hamsun nie umierał. Chciał swoje zapiski opublikować. Harald Grieg, przyajciel Hamsuna i szef wydawnictwa Gyldendal obawiał się jednak publikacji. Uważał, że to zbyt wcześnie. Choć emocje już opadały, to jednak rana była zbyt świeża. Byłoby najlepiej, gdyby ta znakomita książka ukazała się po jego śmierci. Marie interweniowała: - Jeśli jej nie wydasz, Knut Hamsun nie umrze. Ma to uzgodnione z siłą wyższą... Książka się ukazała... Książka, która jako przejaw talentu jest cudem - jak to powiedział kiedyś Sigurd Hoel.

Nie wiem, co sobie Knut myślał. Choć zdecydował się opublikować nawet nieautoryzowane zapiski z rozprawy sądowej, chciał może jakoś zatrzeć tę niedobrą sprawę? Bo przecież objawił się ten wspaniały, uwielbiany stary dobry Knut Hamsun. Artysta w nim nie zgasł. Nie zgasła w tym starcu młodość...

Pisał, że za sto lat wszystko pójdzie w zapomnienie. Na pewno gasną emocje. Ustępują one miejsca namysłowi... No nie, Knuta jednak nie da się zapomnieć. Wszelkie zgiełki kiedyś cichną, cierpienia, strachy, dawne, nie nasze... Warto jednak wiedzieć. To co najważniejsze zostaje, jako nauka, przestroga...

To wielkie dobro zachować zdolność widzenia...

Hamsun to chyba moja pierwsza wspaniała czytelnicza przygoda. Dzięki Hamsunowi polubiłem książki. I do dziś bardzo chętnie do niego wracam...

U Christensena Boletta darła się na Starą: - Co ty robisz, przecież ty kochasz Hamsuna! Starą poniosły emocje, całkowicie zrozumiałe, rzucała więc do kominka wszystkie te wspaniałe powieści.
Wkrótce jednak wróciły do księgarń i do domowych biblioteczek... Pięknu wiele się wybacza...

Jak to mówił Oscar Wilde: Moralność to po prostu postawa, jaką przyjmujemy wobec osób, których nie lubimy...

A na koniec jeszcze Lumsk. Do tekstu Knuta Hamsuna:

***
Knut Hamsun, "Na zarośniętych ścieżkach", SAWW, Poznań 1994.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce