Steinn Steinarr. Ucieczka

Ciemność się już wdziera i w świat białych nocy. Jesień już zapowiada swoje panowanie. Lecz jeszcze będzie pięknie, świat nabierze jeszcze kolorów, choć może to już przedśmiertna zadyszka, i w ogóle nie ma powodów do zachwytu... Niebo patrzy jednak obojętnie. Choć Islandia już powoli a uroczyście zaczyna żegnać się ze swoimi lodowcami... Gdzie podzieją się strachy, gdy ostatecznie stopnieje lód?? O, Niebo!!
Księżyc patrzy też, razem z całym Niebem. Jest tak blisko, że wyraźnie umie się zaznaczać na księdze nocy, jak to ładnie napisał Rolf Jacobsen. Proste, grube, upominające linie, Munchowe probówki. Porysował je ostatnimi pogodnymi nocami i na tafli stawu Tjörnin w Reykjaviku.
Księżyc i noc, światło, co nie kłóci się z ciemnością. Aż by się chciało odbiec, od wszystkiego, jak ów podmiot liryczny... Są jednak pewne przeszkody, trudne do pokonania!... Była noc. I szedłem ulicą. Cichą, bezludną ulicą. No bo była noc. Szedłem ze zdecydowaniem, postanowiwszy zniknąć. Nikt nie wie, gdzie jestem, i nikt mnie nie odnajdzie. Nie zamierzam wracać. I nagle słyszę kroki. Za sobą. Odwróciłem się - może to ktoś znajomy? Ale nie było nikogo. Tylko odgłos kroków na bruku. Głos mi drży. - Co ja takiego zrobiłem? - Człowiek chciałby krzyczeć, lecz głos się łamie. A w ciemnościach rozlega się łagodny śmiech... Jestem samym życiem. I nie umkniesz mi! Będę cię ścigać...
Śmierć należy do życia. Ta śmierć to ten wyobrażalny moment przed niewyobrażalnym. Wyobrażalna jest męka. W zasadzie jej się boimy. Ten filmik, fajny, staranny, który mi się bardzo podoba, jakby o tym własnie opowiada. Nagie życie, gdzieś na cmentarzu, objawia się uciekinierowi... A jednak człowiek wraca do ludzi, choćby i z odrazą... Porusza mnie tekst, porusza mnie wcale udany filmik. Brawo!
Życie nie ma zbyt wielkiej wartości. Już pisał o tym Schopenhauer, opisując wszystkie straszydła, które stoją na jego straży.
Może śmierć nie taka straszna, ale cóż my o niej wiemy?
Przypomina mi się Pär Lagerkvist i jego powieść "Barabasz" Jedna z ostatnich scen. Tytułowy bohater, metafizycznie zaciekawiony, szuka chrześcijan w rzymskich katakumbach. Mylą go jakieś ogniki (jeszcze nie wie, że Wieczne Miasto zaczyna właśnie płonąć), ale w końcu orientuje się, że jest sam pośród umarłych. Miota się, chce umknąć. W końcu wydostaje się z koszmaru, choć na powietrzu koszmar się nie kończy, odmienia się tylko nieco. Jest noc, słyszy kroki, ale to odgłos jego własnego stąpania, co odbija się od murów okalających wyludnioną ulicę. Jest już stary i skołowany, ale śmierć go przeraża. Na życiu już mu nie zależy, ale mimo to chce ujść, śmierci...
Śmierć ma zawsze swoje plany... I nasza wola nie ma tu nic do rzeczy!
Póki co, życie straszy, stoi nagim straszydłem przed kuszącą kurtyną...
Lubię ten wiersz, lubię ten filmik, lubię też powieść Lagerkvista, która niemal przed każdym - że się tak wyrażę - chrześcijaninem, stawia bezlitosne lustro...
A teraz Steinn Steinarr. Flóttinn:





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Kreml

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć