Bowie Nomi

Dziś David kończyłby 76 lat, jeśli dobrze liczę... Bo z liczeniem to u mnie zawsze było kiepsko...

Jeśli o Davida idzie, to w tym roku bardzo się mój staż wielbiciela jego talentu zaokrąglił. Bo to już 40 lat! Bo należę do tej generacji fanów, do tych Bowiefilów, którzy zostali uwiedzeni za pomocą płyty "Let's Dance"... Wiosną tego roku tyle lat stuknie temu krążkowi. A ja mam wszystko tak świeże w pamięci... Miłość od pierwszego wejrzenia. Choć wtedy niektórzy psioczyli, że David wskoczył w komercję... Ale to wszystko było tak eleganckie, wytworne...

40 lat. To się wydaje dużo, choć te liczby są takie mylące, nie oddające rozmaitych poczuć... Można powiedzieć też: ledwie czterdzieści lat, bo przecież obok tej kalendarzowej wyliczanki jakimś cudem i wieki całe minęły... Metrykalnie wszystko idzie w przód, i liczby opisujące pojedyncze istnienie nie są zbyt oszałamiające, ale w poczuciach... Nie, nie - mogę powiedzieć, że nawet młodnieję... Dawno temu, kiedy jeszcze byłem o wiele świeższym fanem Davida, byłem już tak udręczony procesem swej edukacji, że pod koniec studiów miałem wrażenie, iż żyję co najmniej dwieście lat, dziś natomiast mam poczucie, że snuję się po ziemskiej skorupie lat jakichś sto... Jednak jak na pięćdziesięciolatka czuję się dość staro, mimo tego młodnienia... Tak że jeszcze kawałek drogi do radosnych młodzieńczości mi zostało... No, wszystko na głowie stoi... Obym tylko trzymał się dalej w pionie, na dwóch nogach!

Urodzinowo wybrałem filmik z fragmentami występu Davida w programie Saturday Night Live z 1979 roku. Wybrałem to, bo też tak rocznicowo pomyślałem o towarzyszącym mu w tym występie, szalenie ciekawym, pionierskim artyście, jakim był wielce wokalnie utalentowany Klaus Nomi, którego również  już z nami nie ma, i to od dłuższego czasu, bo właśnie od 40 lat (dokładnie w sierpniu przypadnie ta okrągła rocznica)... Tak że niech będzie trochę rozszczepiennego mroku, niesamowitości, nawiedzenia... "The Man Who Sold the World". Utwór z 1970 roku z płyty o tym samym tytule, inspirowany nieco poezją Williama Hugesa Mearnsa ("Antigonish" o nawiedzonym domu). 

David, w charakterystycznym kostiumie, w którym niewiele mógł się ruszać. Ten krój z wielką muchą stał się potem rozpoznawczym znakiem Klausa, właściwie już do końca jego krótkiego niestety życia...

David Bowie i Klaus Nomi. Nie mogli razem nie wystąpić. Gdyby się tak nie stało, gdyby nie wystąpili, David by sobie tego nie podarował... Wszystko w samą porę:

g★

Komentarze

  1. Nomi bardzo ciekawa postać - która wraca teraz w popkulturze dość mocno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie cenię Klausa. Choćby za to, że nawiązywał do klimatów weimarskiego kabaretu, który bardzo lubię...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce