Eivør. Remember Me

Znów jakaś melancholia. Ale pogodna. Choć mądrzy mówią, że to tylko spowolniona złość, a w niej trudno chyba doszukiwać się pogody.... Lecz jak już się złościć, to może właśnie w takim spowolnieniu??
Jak to napisał Lars Saabye Christensen (przywołuję tu znów powieść "Magnes") - Że życie polega najczęściej na wywoływaniu przeszłości. Czy to jednak taka myśl nie do zniesienia? Całe życie trudne jest do zniesienia - no, czasami bywa znośne, jak zapewniała nas Szymborska - życie, ze wspomnieniem. To tak jak wywoływanie zdjęcia - kiedyś to się robiło, w ciemni - bo dziś to już żadna sztuka - pstryk - i wszystko w komórce... Tak czy owak, nawet po jednym kliknięciu ukazuje się już tylko cień tego, co nie istnieje, coś, co już jest za tym bezwymiarowym teraz... A jeszcze trudniejsze jest to, co znajduje się przed, siedlisko naszych strachów przecież, tylko na kliszach naszej wyobraźni, bez żadnego fotograficznego wspomagania...
Z biegiem czasu przeszłości przybywa. W końcu jest się już tylko przeszłością. Jedynie nowo narodzeni i zmarli istnieją współcześnie...
Ernest przypomniał w komentarzu Kantora.... Puste miejsce, umarła klasa... Kiedyś też Peter Høeg o takich miejscach ciekawie pisał... Jest coś niesamowitego, przytłaczającego, przygnębiającego w ludzkich przestrzeniach, które opustoszały. Puste domy, puste hale fabryczne, zamknięte stacje, wygaszone kuchnie, wagony na bocznicy (a nawet jak goście wyjdą z twojego domu po imieninach, razem z całym swoim wesołym, hałaśliwym rauszem, wszystko przez moment wydaje się jakieś inne, nierzeczywiste...) Pamiętam, jak włamywałem się do mieszkania babci, która, jak się okazało, leżała sobie spokojnie w łóżku, całkiem już martwa... Nie napalone w piecu, na stole niedopita herbata z plasterkiem cytryny... Zwyczajność jakoś przedziwnie odmieniona, odkryta w nietypowy sposób, bo trzeba było się dostać do tej zastygłej i chłodnej przestrzeni, tak dobrze wcześniej znanej, do której zwykle docierało się drzwiami, nie przez wybite okno. (Żadnej innej cytryny w herbacie, konkretnej cytryny w konkretnej herbacie, nie zapamiętałem tak dobrze.)
Najdziwniejsze jest to, że w pamięci najchętniej i najczytelniej zapisują się drobiazgi. Zapachy. Pogoda. Temperatura. Światło. To, co chwytają te proste zmysły.
Dla mnie najszczególniejszym wspomnieniem pozostała pewna noc koło Oppdal w Norwegii... To już była jesień, tuż po lecie spędzonym na najpółnocniejszych krańcach naszego kunsztownie wyrzeźbionego i jeszcze silącego się na jakąś żałosną arogancję kontynentu. Ostatnie szczeniackie wakacje - można powiedzieć... Zabawiliśmy tam zbyt długo, i trzeba było gnać na południe, do obowiązków. Zatrzymałem się za Oppdal, bo już mnie sen łamał. Przyjaciel spał jak anioł. Wyszedłem na fajkę. Zimno, wilgoć, zaskakująca noc, obok szum rzeki. Nic, spokój, żywego ducha na drodze. Zwykły postój w przydrożnej zatoczce. Ale niezwykłe emocje, choć chyba odczytane po czasie... Do przeszłości dorabia się różne legendy, jak do snów, ale w końcu przecież przeszłość jest snem, jak zapewnia Aksel Sandemose... Teraz sobie wyobrażam, że chciałbym, by zaskoczyło mnie wtedy wschodzące słońce, żebym zamienił się w kamień, tak naprawdę, jak troll... Rok później wszystko stało na głowie... Tylko psy zatrzymały mnie po tej stronie niepojętego. Zwykła litość nad udomowieniem, nad bezradnym czworonożnym życiem.

Przeszłość; coraz więcej do wywołania. Ale to, co się wywołuje, to tylko strzępy, wyrywkowość, migawkowość, wyrwanie z kontekstu... Choć początki powracają coraz bardziej natarczywe, z biegiem lat, z biegiem dni... Ingmar Bergam z tej sytuacji potrafił zrobić sztukę, pisząc na starość "Niedzielne dziecko"... To cudowne i przerażające zarazem, bo co mają zrobić nieboraki bez talentu?

Zaglądanie do nieczynnej szkoły... Nie byłbym sobą, gdybym przy okazji nie znalazł czegoś skandynawskiego. W video do piosenki "Remember Me" jest i taka szkoła, nieczynna już...

Coś zostaje - morze, kwiaty, zapachy... To dość, by w jakichś strzępkach nas zachować, w pamięci, by się z tym poszamotać...

Kantor też chyba nie wychodził poza strzępy...

A tu Eivør Pálsdóttir. Z Wysp Owczych. Ze swoją wzruszającą sztuką.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce