Jeszcze kamień na kamieniu

Ale gdyby ten deszcz...
Podobno jeszcze w zielone gramy. Ale bez tego deszczu nie pogramy za długo...

W sumie bardziej przeraża mnie susza. Bo wirus - jeśli mnie weźmie, to może zadusi, trudno. Ja nigdy do życia nie odnosiłem się z entuzjazmem, więc rozstanie z nim nie będzie dla mnie czymś szczególnie rozpaczliwym.

Milionerzy zachęcają mnie do pozostania w domu. Emerytowane aktorki chcą, bym się naraz zajął sensem życia...

Naturalnie, ja zająć się mogę... Ale co z półświatkiem? Bo nie ma żadnych średnich klas, nie ma w ogóle żadnych klas. Jest tylko ostatnie ogniwo - szczyt łańcucha pokarmowego - krok niżej zaczyna się zaś już tylko półświatek... Ja wiem, zwykliśmy tym mianem nazywać środowisko bandytów, prostytutek, handlarzy narkotykami... Ale to jest tylko przerysowanie. Bo ogólnie jesteś tylko wtedy, jeśli potrafisz przynieść w zębach ratę swego zadłużenia... Oczywiście są sformatowane ciuchy, knajpy, tanie linie lotnicze, kanapy - takie paliatywy... Ale reguły rządzą tam jak w półświatku, i design podobny... Tam i tu, w średniej klasie - o, ty pocieszeń mowo!!! - z wyrozumiałością patrzy się na rozbój, gwałt, mordobicie, bez litości natomiast traktuje się niewypłacalność.

W internecie w swych domowych pieleszach wyją piosenkarki, skaczą piłkarzyki, jakiś dureń spuszcza wodę w kiblu motocyklem... Wirusologiczne ciekawostki... Echa zamkniętego Chińczykiem wesołego miasteczka... Chińska groteska świeci niby to odrodzonym Wuhanem... Czy można jednak wierzyć notorycznym kłamcom? Będziemy nadal kochać tę satrapię? Tę ohydną dyktaturę, której głębokim fundamentem jest zbrodnia, z której zrobiliśmy sobie kiedyś śmietnik i halę fabryczną, dzięki czemu przez lata zacierała ona sobie okrwawione ręce... My, śliczni, pożal się Boże ekologiczni, nonszlanccy Amerykanie żyjący życiem, w którym najdrobniejszy nawet badziew to rzecz made in China, łącznie z niewidzialnym syfem, którego rozwieźli nam noworoczni imprezowicze, miłośnicy cywet, nietoperzy, niedźwiedziej żółci, tygrysich penisów i żabiego tłuszczu... Wystarczy teraz, że pierdną, a twój tatuś, twój dziadziuś nie będzie miał tej czy innej tableteczki na swoją lekkomyślną długowieczność.

Mam siedzieć w domu. W przyszłym tygodniu mam się nawet opatulać maseczkami. Kupiłem pięć w aptece, za dwie dychy... Innej hienie dałem jeszcze 12 złotych za kawałek bawełny z gumką od majtek.

To taki wstępniak... Emerytowana artystka może mnie zachęcać do zastanawiania się nad sensem życia, choć ja akurat na przekór wolę oglądać "Przyjaciół". I się głupio śmiać. Chociaż oczywiście ja mam ten prawie że emerycki komfort. (Ostatnio nawet poczułem się dość staro, gdy stałem w kolejce na pocztę. Za mną ulokował się młody kark, do którego raptem przyczepiła się staruszka - Pan nie ma prawa tu stać, bo jest rozporządzenie!! - zaskrzeczała. Rzeczywiście - kolejka była dość geriatryczna i uzmysłowiłem sobie, że ustawiłem się w niej w porze zarezerwowanej dla seniorów 65 +. Myślałem zarozumiale, że i do mnie przyczepi się owa zadziorna emerytka, ale chyba ocaliła mnie dwutygodniowa siwa broda, bowiem pod moim adresem zastrzeżeń żadnych nie zgłosiła. Byłem więc jak wśród swoich z tą jakże przedwczesną siwizną, którą życie zafundowało mi już dekadę temu, niemal z dnia na dzień!!) I śmierci też się nie boję. Bardziej martwi mnie życie w suszy... (Ach, ta śmierć, kiedyś przyszła do mnie na pogawędkę... Potem, odchodząc, przeniknęła przez drzwi i głośno zakaszlała na klatce schodowej. Aż się zdumiony uniosłem na łokciach...)

Na życiowe refleksje to właśnie trzeba mieć komfort. Nawet skromny, jak Castorp w Davos pod wielbłądzią sierścią. Albo jak Schopenhauer, co uległ szantażowi ojca (nie ma się co dziwić - szantaż to jedyna metoda wychowawcza), w wyniku czego pojechał zwiedzać świat i kopulować... W jego czasach byli jeszcze galernicy. Przekonał się, że życie to rzecz chybiona, gdy zobaczył, jak bardzo ludzie cierpią w swym pustym życiu. Porzucił więc kobiety, wino i śpiew... Postanowił pomyśleć, ale nie jako idiota i gołodupiec. Miał dość rozumu, by było go stać na rezygnację z biografii. Ostatnie trzydzieści lat jego życia to Frankfurt, filozofia i spojrzenie wieczności, którym obdarowywały go jego ukochane pudle, zawsze o imieniu Atma... Był na szczycie pokarmowego łańcucha... Reszta myśli o pieniądzach na nędzarski sposób... Jakiego sensu ma się doszukiwać gość, któremu właśnie rypie się dorobek życia, jakiego sensu ma poszukiwać ktoś, kto właśnie wylądował na bezrobociu, z przychówkiem i niespłaconym kredytem?...

Chińczyk kłamał, a my nie chcieliśmy przerywać sobie zabawy... Będzie źle... Odbudowa zawsze trwa długo... Będziemy biedniejsi. I wielu na tym straci. Bo przecież ci zubożali nie pobiegną tuż po pandemii do restauracji, nie kupią biletów do kina, teatru, nie będą supłać grosza na nową książkę ani nawet na kolejny absurdalny ciuch...

Co dalej?

Kiedyś Chińczyk budował mury. Może my teraz przed nim tak się powinniśmy schować i wziąć się do roboty... Nie wiem...

Latem, omawiając książkę "Wyspa" Sigríður Hagalín Björnsdóttir, zachęcałem do jej lektury kończąc rzecz zdaniem: Pomyślcie o katastrofie, która jest tuż obok...  Pisarka wymyśliła swoją katastrofę, na specyficznym gruncie, pokazując, jak nagłe załamanie budzi upiory - rasizm, przemoc, chęć do niecnych politycznych eksperymentów; jak raptem kłania się Darwin, jak multikulti bierze w łeb... Nawet nie przypuszczałem, że będąca obok katastrofa była aż tak blisko. Nie sądziłem, że jej doczekam. Miałem jedynie pewność co do kierunku, z którego nadejdzie...

Kaszląca śmierć...

Gdyby choć deszcz. Ale na to się nie zanosi. Tak głoszą synoptycy.

Tam w tle jest Piotr. I napis Koniec Epoki... W tamtej epoce łatwiej było się wyróżnić. Tamta epoka ceniła jeszcze jakość... I jeszcze my byliśmy skądś, mimo wszystko...

A dziś chowam twarz, maseczką, może i made in China...

Wirus i korniki, i jeszcze ta susza... Gdyby choć deszcz...

Nie ma tego, co już było... Jeszcze bardziej niż wtedy...

Nieodżałowana Anna Szałapak. Tutejsza, z krakowskiej ulicy Mazowieckiej, wychowana w kulcie Wyspiańskiego, co kiedyś, niedaleko miał swoją umajoną krowoderską florą niebieską pracownię...

Komentarze

  1. Na twarz taniej było majtki kupić, zamiast te dwanaście zeta hienie dawać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż nachodzi chęć zanucić: Dalej, młodzi Słowianie, dalej, Grecy, Hiszpanie, młody Chińczyk do marszu powstaje.
    No i powstał pośród hipokryzji "biznesu" i chrzanienia o demokracji. To nic, że zamordyzm, tanio wyprodukować, drogo sprzedać. Technologia idzie do przodu, zmieniają się narzędzia, ale natura "strzyżenia owieczek" pozostaje ta sama.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce