Per Olov Enquist (1934 - 2020)

Aż by się chciało pójść do teatru, na cokolwiek, byle trochę poklaskać razem z publisią, gdy zapada kurtyna, gdy kłaniają się aktorzy wdzięczni za kulturalną cierpliwość, zachwyty i ofiarność u kasowego okienka...
Tu taka zajawka z przeszłości nieodległej. Przy okazji smutnej wiadomości, która napłynęła ze Szwecji informując nas, że Per Olov Enquist to już też przeszłość, definitywna, choć jeszcze nieodległa.

Nie tak dawno temu go tu wspomniałem, tuż po tym, jak umarł Max von Sydow, który wspaniale u Jana Troella zagrał Knuta Hamsuna. Scenariusz do "Hamsuna" napisał właśnie  Per Olov Enquist.

Pisarz, co sobie lubił trochę popsychologizować. Może nie  taki najwybitniejszy, ale jednak znaczący. Ot - kawał historii szwedzkiej literatury! Jednak!

Był synem rolnika. Studiował w Uppsali historię literatury. Zadebiutował powieścią "Kryształowe oko", w której opisał chorą psychicznie kobietę, zmuszoną po kuracji uczyć się na nowo życia w wariactwie o nazwie społeczeństwo...

Rozgłos przyniosła mu "Piąta zima magnetyzera" (1964), w której zmagają się irracjonalności z racjonalnościami. Piękny film Mortena Henriksena powstał według tej książki w 1999 roku, nakręcony w uroczych sceneriach norweskiego Røros.

Jednak poza Szwecją Enquist to przede wszystkim dramaturg, który wziął na swój warsztat trochę znanych, pomnikowych postaci. Stał się takim odbrązawiaczem. Rozprawiał się z mitami, przywracając odlanym w brązie jakąś autentyczność... Zresztą w ten sposób zwracał uwagę na brak autentyczności u ludzi w ogóle. Wielkości być może wydały się tylko atrakcyjniejsze dla sceny...
"Noc trybad" to rzecz o Strindbergu i jego małżeństwie z Siri i jej relacjach z Marie David ("lesbijska menażeria", w której znalazły się jego dzieci) - ciekawa historia, pełna pretensji do całego świata; brud, który Strindberg wywlókł kiedyś na światło dzienne w swej twórczości, bulwersując purytańską Europę; bolesna świadomość, że życia  nie da się wyreżyserować, choć Strindberg próbował robić to do końca. -- "Z życia glist" to z kolei rzecz o Hansie Christiane Andersenie - jakże malowniczo pokręconym człowieku, tu ukazanym w jego relacjach z małżeństwem Heibergów... -- No i "Twórcy obrazów" - sztuka, którą kiedyś bardzo polubiłem. Początki filmu, narodziny nowej sztuki, legendy światowego kina. Victor Sjöström, filmowiec i aktor, którego zdążył pięknie uwiecznić i Ingmar Bergman, powierzając mu główną rolę w arcydziele "Tam, gdzie rosną poziomki"; Tora Teje - legenda skandynawskiego kina... No i Selma Lagerlöf, pomnikowa pisarka - jak ktoś powiedział - taka szwedzka Orzeszkowa - związana z raczkującym szwedzkim kinem... Aktorka skłania pisarkę do zwierzeń... Selma staje się ludzka, szczera. Stara panna, pierwsza kobieta, której dali Nobla, której nie lubił Knut Hamsun, co też dostał Nobla i grymasił, że będzie musiał siedzieć na obiedzie obok owej panny starej... Kółko, którym zainteresował się Enquist... (Jak Lagerlöf dali tego Nobla, to Strindberg zwątpił, on, co tak liczył na tę nagrodę w swych wiecznych, wręcz groteskowych problemach pieniężnych - było po ptokach!!)... Olga Tokarczuk, poprzez odmęty czasu, złożyła hołd tej pierwszej Noblistce, 110 lat później... Należała jej się ta nagroda, przynajmniej taka osłoda tego bolesnego życia... U Enquista Selma na powrót stała się dziewczynką, której "bydlak zniszczył życie, zanim zapił się na śmierć". Sama potem piła, pociągała z piersiówki jak się patrzy. Mówiła o ojcu, którego potem tak pięknie opisywała, mówiła też o tęsknotach, o tym jak by się chciała gzić jak szympansica... Selma wyznała, że piękno, które tworzy artysta, bierze się z brudów. To dotyczy i jej, ale też i Strindberga czy Andersena. Wszystko to ból. A tworzenie to zaklinanie bólu, tłumaczy pisarka aktorce, która życie zdaje się znać jedynie od strony dupy - takie odwieczne #Me Too... Perły rodzą się bowiem z bólu. Bo to przecież uwierające ziarno pisku, to bolesny punkt, który otacza się czarownym pięknem...

Per Olov Enquist...

 Legendy, zaczarowane Røros, Lagerlöf (kochana przeze mnie za jej "Jerozolimę", "Tętniące serce", "Göstę Berlinga", "Cudowną podróż"...), Strindberg nieszczęsny, Hamsun zaskakująco neurotyczny... A przy okazji Hamsuna Ernest przypomniał mi o "Pelle Zwycięzcy", filmie według prozy Martina Andersena - Nexø, do którego scenariusz pisał m. in. zmarły niedawno Per Olov Enquist.

Jak co roku i w tym strasznym roku kończą się jakieś epoki...

No, a tu ta wspomniana na wstępie zajawka. W roli Selmy Anna Seniuk... Choć bardziej w pamięci utkwiła mi inna Anna w roli szwedzkiej noblistki - dwie dekady temu, Kazimierz Kutz, Stary Teatr w Krakowie, w roli Selmy Lagerlöf cudowna Anna Polony...

Tak, ale obie Anny są absolutnie wspaniałe!!

A Per Olov Enquist umarł chwilę temu... Świat zaś dalej się jakoś kręci. Wokół własnej osi i dookoła słońca - tak mi kiedyś mówili. To w każdym razie nas dziś obowiązuje, z czym jednak nie do końca zgadza się stareńka astrologia...

Komentarze

  1. Nie wiedziałam, że zmarł Enquist. W mediach mówią o śmierci Barbary Rosiek, a o tym o wiele od niej lepszym pisarzu szwedzkim milczą... Czytałam kiedyś jego „Piątą zimę magnetyzera”.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce