Islandia

Tak skoro już zahaczyłem o ziemskie poezje, to przy okazji Aðalsteina Ásberga Sigurðssona przypomniały mi się islandzkie opuszczenia. Tak dla kontrastu do radości z ostatniej notki wkleję coś bardziej ponurego... Fotograf Nökkvi Elíasson postanowił swego czasu udokumentować tę narastającą z czasem pustkę... Na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci Islandia przeżywa bardzo wielkie zmiany, przez co sukcesywnie pustoszeją farmy, a nawet całe osiedla. Wyspa usiana jest niesamowitością pustki, ale nie tylko tej pustki interioru, gdzie żyją duchy, trolle, elfy i gdzie niegdyś plątali się wywołańcy, tylko pustki po - powiedzmy - odwołanym zasiedleniu. Stara Islandia nieubłaganie odchodzi w przeszłość, pełna humoru, naiwna i przesycona wręcz literaturą, w swej swoistej zabytkowości osobna - bez przesadnych pomników i rozfantazjowanej architektury... Urok szczególny, też i bieda, której echa pobrzmiewają dziś w tradycyjnych specjałach kuchennych, obśmiana nieco serdecznie przez noblistę Halldóra Laxnessa...

Swego czasu Indriði G. Þorsteinsson (1926 - 2000) napisał piękną, poruszającą powieść o tych zmianach, wtedy na tle lat powojennych i ówczesnego kryzysu. Pewne formy życia okazały się już nie do utrzymania. Odwieczne tradycje musiały ulec rozpadowi, życie zostało zmuszone do odnalezienia nowego rytmu... Kurczące się stada owiec, ostatecznie zapadające klamki w domach, w których gościć już miała tylko cisza... Znikająca Islandia, z farmerami, twardzielami, śmigłymi łyżwiarzami... Także i syn wspomnianego pisarza, słynny na całym świecie Arnaldur Indriðason, autor poczytnych kryminałów, z pewną tęsknotą wraca też mimochodem do tamtej Islandii, która gdzieś tkwi w ciszy opustoszałych domów... Hula wicher, niszczy przyroda dorobek poprzednich pokoleń, o ile nie został przez jakich troskliwych pamiętających zadbany, przemieniony na letnisko. Przyroda zrobi wszystko, jeśli dać jej swobodę, by zatrzeć po człowieku wszelki ślad... Gdy już nie zostanie kamień na kamieniu, i gdy uleci gdzieś hen ostatni arkusz falistej blachy, i dla duchów nie stanie przestrzeni...

"Eyðibýli" (Opuszczone farmy) i "Hús eru aldrei ein" (Domy nigdy nie są same) - albumy Nökkvego Elíassona ozdobione poezją Aðalsteina Ásberga Sigurðssona utrwalają te miejsca, gdzie duchy mają gdzie postraszyć... Scenerie jak z filmów grozy, w czerni i bieli... Kiedyś Peter Høeg zauważył, że szczególnie osobliwe i w jakiś sposób dziwne i niepokojące są miejsca opuszczone przez ludzi - nieużywane kościoły, stare fabryki, hale... Człowiek nieswojo się czuje, gdy robi się pusto - każdy tego doświadcza, chyba. Weźmy chociażby sytuację, kiedy kończy się przyjęcie i wszyscy goście wychodzą - zostają tylko talerze, resztki jedzenia, kieliszki i cisza, przez którą znana przestrzeń nagle staje się obca... W takiej pustce ciągle jest coś żywego. Jak po umarłych, ta Tischnerowska żywa nieobecność...

Puste domy, puste osady, jak choćby Djúpavík na północy, resztki po hałaśliwych śledziowych czasach. Stary "Suðurland"- wbity w brzeg statek, który służył kiedyś za robotniczy hotel dla mężczyzn, dziś przeżarty już korozją... Ryba kiedyś rządziła - jak to pisał Laxness - rozprawiało się o niej wszędzie, po domach, po zagrodach, na łąkach, nad strumykiem, na pokojach pastora; ryba malowała pstrokato domy, dawała pieniądze na szkołę i stroiła dziewczęta w kolorowe sukienki... Albo Hesteyri w niesamowitym, wyludnionym dziś Hornstrandir - pewną grozę tej atrakcyjnej turystycznie (dla tych, co lubią się trochę pomęczyć) pustaci wykorzystała w swym horrorze "Pamiętam cię" Yrsa Sigurðardóttir... Echa rolniczej, owczarskiej i rybackiej Islandii... Dziś ucieka się do innych zajęć... Hallgrímur Helgason w powieści "Kobieta w 1000०C" pisze trochę złośliwie, że dziś w Islandii pracują jeszcze tylko rybacy i obcokrajowcy... Reszta przepierdziela czas na niekończących się konferencjach zapijanych hektolitrami kawy... 

Wśród wierszy Aðalsteina jest Islandia, taka właśnie z łyżwiarzami... Islandia, ĺsland - czyli kraina lodu. Prastare księgi wierzyć nam każą, że nazwę tę wymyślił wiking Flóki Vilgerðarson, który pierwszy popłynął na wyspę celowo, aby ją wypróbować. Dobrze do swej ekspedycji przygotowany przezimował w Vatnsfjörður, a wiosną wybrał się na górską wycieczkę i w trakcie swego rekonesansu dotarł do kolejnej zatoki, szerokiej, którą dziś zwiemy ĺsafjarðardjúp, po której wodach pływało mnóstwo lodu... A zatem: ĺsland...

Choć Islandia jest ognista i ma dużo ciepłej wody, jest także lodową krainą, z olbrzymim lodowcem Vatnajökull na czele... Przyszło nam żyć w czasach, które ten lód, drogocenny lód gubią. Serce mi pęka, gdy o tym myślę, gdy myślę o tym, jak Północ w znanej nam postaci ginie... To dla nas niepomyślne wieści. Za jakiś czas nasz, ludzki świat, w znanej nam postaci będzie ginąć, podejrzewam, że w nieprawdopodobnym zgiełku i w tragicznej rzezi... Ale życie jakoś przetrwa. Bo i nie jeden kataklizm przetrzymało... Ziemia się zmienia, chora dziś na raka, któremu na imię człowiek. Kolejny epizod w jej trudnych dziejach. To, co się dzieje, dzieje się w ciszy, mimo łoskotu cielących się coraz gwałtowniej lodowców i szumu wartkich strumieni, syku płomieni coraz mocniej pustoszących lasy... Wszystko to odpowiedź między innymi na nasze lekkomyślne, krótkowzroczne zachowania, zgodnie z nieubłaganymi prawami fizyki... Po prostu zmiany. Bez skargi... Natura non contristatur.

Jest jeszcze inny wymiar islandzkich lodowców - baśniowy. Przez wieki w Islandczykach budziły te lodowe czapy trwogę; lepiej było się na nie nie zapuszczać. Tam mieszkało wszelkie licho. Pierwszy Islandczyk, który poważył się podeptać trochę wielki Vatnajökull, pojawił się dopiero w osiemnastym wieku - był to poeta i przyrodnik Eggert Ólafsson, autor monumentalnej, napisanej pierwotnie po duńsku pracy "Reise igiennem Island" (1772). Zuchwały był to poeta, bo nie tylko ośmielił się zajrzeć do lodowych piekieł, zerknął bowiem i do ognistych wrót tychże, stając się pierwszym zdobywcą wulkanu Hekla...

Ogień nie zagaśnie. Ale jak trwać bez lodu? Gdzie podzieją się istoty z baśni? Jak opowiadać o nich dzieciom? Cóż podzieje się, gdy Golfsztrom ustanie? Jakaż huśtawka się rozbuja? Czym będzie Islandia, gdy odpłyną ryby i nie wrócą już maskonury?



Aðalsteinn Ásberg Sigurðsson
"Islandia"

Tamtej surowej zimy

pola przemieniły się w lodowiska,

tak że mogłeś śmigać na łyżwach

pomiędzy farmami.

 

Przez całe pochmurne dni

bawiliśmy się

na niebieskawo - zielonych lustrach

tworząc ekspresowe pociągi

z naszych sanek.

 

Gdy wracaliśmy do domu

w uchylonych drzwiczkach

czarnego pieca

buzował ogień

a spływające zeń ciepło

odmrażało

palce u naszych dłoni i stóp.


Aromat kakao

lutowa ciemność

z wolna schnąca odzież.


Mieliśmy wielką

przewspaniałą "islandię"

tamtej surowej zimy.

               przełożył Kiljan Halldórsson

Nökkvi Elíasson, Aðalsteinn Ásberg Sigurðsson, "Eyðibýli", Reykjavík 2004.

Tychże "Hús eru aldrei ein", Reykjavík 2011.

Indridi G. Thorsteinsson, "Ziemia i synowie" Poznań 1973.


a tu jeszcze link do zdjęć artysty:
Nökkvi

Komentarze

  1. Ale pociągi i nawiązanie do pociągów dla Islandczyka musiało być conajmniej egzotyczne....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale to jest też jak aromat kakao - też to mało islandzki napój, albo kawa, pita tam na potęgę... Też to taka egzotyka w domu i w zagrodzie... Pociąg - fantastyka, gdzieś tam zasłyszane wieści... Mam kolegę, który wychowywał się na islandzkiej farmie w Zachodnich Fiordach - on do lat swej dojrzałości nigdy nie widział na pzrykład jesieni z opadającymi liśćmi z drzew, czytał o tym, ale nigdy tego nie widział... Wokół ledwie jakieś krzewinki, borówkowe krzaczki - Jezu, ile w Islandii jest jagód - w życiu nigdy nigdzie nie widziałem takiej jagodzianej obfitości... I jak się potem doda te jagody do domowej roboty skyru... Lepsze niż seks!!... No i ten fantastyczny pociąg... W końcu na niebieskawo - zielonych lustrach... Magia islandzkiej zimy, z tęsknotami za światem... Mój kolega się ucieszył, kiedy jako student ruszył w świat, i zobaczył wreszcie jesień, w tym tę naszą, złotą, polską... Był zachwycony!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarze się nie publikują!!!

      Usuń
    2. No szlag to pożera komentarze! KurKur eh!
      Pytałem o drzewa i ich status w Islandii. Czy już wyspiarze doszli do porozumienia czy były to rośliny występujące na wyspie przed inwazja ludzką, czy może był ten ląd goły z powodu klimatu niezbyt miłego dla wzrostu lasów? No i co z polityką zalesiania Islandii? Przecież władze taką prowadzą więc aż dziw, że kolega nigdy nie zobaczył jesiennej żółci czy czerwieni...

      Usuń
  3. Powiadają, że mężczyzna powinien wybudować dom, spłodzić syna i zasadzić drzewo. Domu nie zamierzam budować, bo nie lubię zajmować się bzdurami i mam mieszkanko w sam raz na dwa chłopy i zwierzaka; syna nie spłodzę, bo się boję kobiet bez majtek; ale za to drzew posadziłem setki, i to właśnie na Islandii... Moją łapką sadzone drzewa tam rosną, także...
    Co do islandzkich lasów to jest taki dowcip: Co ma zrobić człowiek, jeśli zabłądzi w islandzkim lesie? Odpowiedź jest tylko jedna: Powinien natychmiast wstać!
    Pierwotnie na Islandii rosły lasy, tak że pierwsi Wikingowie natknęli się tam za zalesione tereny, choć laski te były niewielkie, sękate, wysmagane wichrami. Za sprawą człowieka szybko znikły.
    Od jakiegoś czasu zalesia się Islandię - wierzby, iglaki... Ale to wszystko są maleńkości... Prawdziwe rosłe drzewa były i są w Akureyri w założonym przez pewną duńską panią ogrodzie botanicznym. Do niedawna był tam jedyny islandzki las z prawdziwego zdarzenia.
    Mój kolega jest jeszcze starszy ode mnie, dorastał na przełomie lat 60 i 70, w innym świecie, nie za wiele się ruszał poza swoją okolicę, a tam po dziś dzień drzew jak na lekarstwo, chociaż i na jego rodzinnej farmie, w latach 90, posadziłem trochę drzewek. Wyrosły z tego małe zarośla. I taka prawdziwą jesień, z kolorowymi lasami wysokopiennymi zobaczył dopiero na kontynencie. Chodziło mu po prostu o wielkie drzewa, nie o samą zmianę kolorów, bo jesienią i Islandia staje się wielce kolorowa, ale bardziej tak przygruntowo...:))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce

Klaus Mann. Ucieczka na Północ