...and don't tell me what to do

Zaduszki dziś. Więc o zmarłych wypada wspomnieć... Mnie dziś Klaus Nomi przyszedł na myśl. Znowu jakoś te Niemcy, cholera... Od dawna już nie ma Klausa, od 1983 roku. Był jedną z pierwszych sławnych postaci, którą zabił straszący wtedy upiór o nazwie AIDS. Każda epoka ma jakieś swoje nieoswojone potwory. Dziś też mamy takiego potwora, który zbiera swoje żniwo. Nie znaczy to jednak, że ten, co zabił Kalusa, ustąpił... Tyle że to już potwór oswojony, o którym mało się teraz gada...

Klaus miał cudowny głos i pławił się w dość osobliwej estetyce - można powiedzieć - rozciągającej się od Berlina po Tokio... (polityki nie należy w to mieszać)... A ta wielka mucha pod szyją, to pamiątka po Davidzie Bowie... David lubił ludzkie osobliwości i dlatego bardzo chciał wystąpić z Klausem. Tak się akurat złożyło, że w 1979 roku Nomi występował w Nowym Jorku, Bowie więc zaraz użył swej magii, by przyciągnąć do siebie ciekawego artystę i jego chłopaków... Ich występ w "Saturday Night Live" przeszedł do historii... Uwielbiam ich, gdy robią razem numery Bowiego: "The Man Who Sold the World", "TVC15", i "Boys Keep Swinging"... Pamiętam, że po raz pierwszy widziałem ten materiał wtedy właśnie, gdy w 1983 roku zakochiwałem się w Davidzie... Wtedy odkryłem, że mężczyzna niekoniecznie musi chodzić w spodniach... Chodziły mi po szczeniackich plecach ciarki!

A skoro już tu wywołuję duchy, w tym ducha Klausa, to chce mi się przywołać numer, który fantastycznie pasowałby dziś do buntowniczej atmosfery ulic polskich miast, miast w kraju zaniedbanym nieco przez jego mieszkańców, obywateli...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce