Wielka woda

Ze zwichnietą, tylko szczęśliwie zwichniętą nogą z bieli idę w zieloności...

Koffie, to dla Ciebie... Z dziwnych czasów, kiedy jeszcze Maryla miała sens...:)) 

Tekst: Agnieszka Osiecka:


Komentarze

  1. Tamte czasy dla mnie zupełnie smarkate. Ale szczęśliwe. Pamietam rok 1997, wtedy zaczynałem mieć przeczucia i pierwsze obawy. Wtedy dokonywała się pierwsza ze świadomych dekonstrukcji mojego świata... A mimo wszystko to były takie błogie czasy. Oglądało się w domu Opole, chyba było podzielone na te części, że jednego dnia była piosenka współczesna, drugiego dnia studyjna czy aktorska - może mylę z Sopotem? Ale w zasadzie poza strażnikiem teksasu nie było innych atrakcji. Więc koncerty w jedynej jeszcze wtedy profesjonalnej telewizji, a nie robionej w garażu - były prawdziwym rarytasem...

    Co za czasy. Teraz mam kolegów urodzonych w 1998 roku dla których lata 90. są prehistorią. Bosh - toż sam jestem dziadem - nie mówiąc już o Maryli, która żali się na słabą - litości - emeryturę i łapie każdą chałturę. Nie mówiąc o plejadzie gwiazd polskiej sceny z tamtego występu...

    Dziś wszyscy mamy plus 23 lata!!! Co za koszmar! Dziś już nie ma tego świata! Dziś jest już bez znaczenia co się sobą reprezentuje. Wszystko jest w wielkim tyglu - może to dobrze, może niedobrze?

    Dziś jesteśmy podzieleni piekielnie - wszedłem na wiki na Magdę, a tam na każdym kroku jakieś sugestie, że jest resortowa, że ojciec i stryj byli komunistycznymi zbrodniarzami co za szczujnia!

    A przed życiowymi mądrościami to nie wiem czy ktoś się uchował! Ale tak, zgadzam się potrzeba mi wielkiej wody...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tak mniej więcej dekadę wcześniej miałem podobne przeżycia... Dlatego między innymi tak kocham "Never Let Me Down" Bowiego:))

    W 97 i okolicznych latach byłem naprawdę szczęśliwym gościem. Te dziewięćdziesiąte lata w ogóle były jakieś takie szczęsne... Przecież to już miał być ostatni rozdział historii... Ależ ja miałem wtedy męską przygodę... Kurwa.

    Kolega rocznik 98... Ale ludzie są bezczelni:))

    Kochany, starzejemy się:))
    Ale na przekór, dość tych życiowych mądrości

    Łapie się Maryla, aż żal... Mój Franek mówi:" Kurskie gwiaździdła sylwestrowe... Szkoda, że to grono Maryli...


    Ale jakoś udajmy, że nie wszystko słyszymy... I pędźmy tam, gdzie muzyka gra...

    I jeśli miłość jest... Pojadę dalej Osiecką:

    Na krajów nędzę i smutek, na okazałość państw,
    policję, kłamstwo i nudę, potęgę małych draństw.
    Na nocny serca ból, że człowiek żył ja pies,
    ratunkiem miłość bywa.
    Jeżeli miłość jest, jeżeli miłość jest...



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja im dalej w las tym mi się coraz bardziej wydaje, że to były czasy jednak mroczne. Nie odbierałem ich tak kiedy te lata dziewięćdziesiąte trwały ale z perspektywy minionej dekady - to były takie mimo wszystko przaśne czasy. Wpadła mi w ręce kiedyś książeczka z produktami reklamowanymi w tamtych czasach, potem jakaś z fotografiami postmodernistycznej architektury lat 90-tych. Jakie to wszystko było straszne, takie swojskie ale zbijane na kolanie. Widać że tak nieumiejętnie, niby bardzo pro zachodnio ale wciąż na wschodzie. Nawet gejowskie anonse z Adama, na dyskretne spotkania pod lasem, lub w drugiej kabinie na parterze przy dworcu itd. wydają się straszne... Ja żyjąc w moim dziecięcym świecie tego nie widziałem - ale nie była to dekada dająca nadzieje, tylko raczej były to czasy walki o przetrwanie... Wcale nie łatwe raczej pełne desperacji

      Usuń
    2. Im dalej w las, tym więcej kleszczy... Te czasy były strasznie trudne, tu, w Polsce - jednym zawalił się świat, inni zaczynali robić fortuny, te, z których dzisiejsze dzieciaki czerpią nieraz garściami. Schadzki pod lasem, na dworcu - ale i dziś się na takie ksiuty umawiają, bo jak ktoś lubi... (Ale były też pikantne anonse w "Kurierze Polskim" - nic, tylko rzucać szkołę!!):-) Ja zaczynałem jeszcze w latach osiemdziesiątych, to była dopiero przaśność... Architektura - jak idę rano po bułki, to mijam koszmarek tamtych lat 90 tych - dziś to bawi. Zresztą wokół koszmarku trwa afera, bo my tak mieszkamy na obrzeżach Twierdzy Kraków, i ktoś tam kiedyś wypierdolił poaustriackie cegły... Miłośnicy historii nie mogą tego przeboleć... A ojciec mojego kolegi ma w pobliżu działkę z pomidorkami, i każdej wiosny, jak kopie, to - jak mówi - zawsze, kurwa, wykopuje jakiegoś Austriaka. Jego ziemia ciągle rodzi kawałki cegieł z tamtych zaborczych czasów...
      Ja tamte dziewięćdziesiąte lata oglądałem z trochę innej perspektywy, bo wtedy głównie przebywałem w Islandii albo w Norwegii, więc byłem obserwatorem z daleka, wpadającym tu sporadycznie... Pod lasem to ja mieszkałem, koło Steinkjer... Koffie, jak się jest podjaranym młodzieńcem, to przecież wiesz, że świat jest cudowny... Ja często miałem wtedy jedne portki na dupie. I w domu miałem tylko stary, długi stół, i kuchenkę... I pełno fajnych ludzi tam zasiadało, na te niekończące się letnie noce... I wcale mi to nie przeszkadzało, żeby być dziadem w bogatym kraju... Dzisiaj kocham tego chłopaka, którym byłem wtedy. I kutas stał niemal nieprzerwanie... Nie powiem na lata 90te złego słowa.
      Ale oglądaliśmy ostatnio z Frankiem dokument o Andrzeju Zausze... Ach, świat, który się już dawno temu odkleił, a przez moją mamę kiedyś mi bliski...Film z początku lat 90, Kraków, zdjęcie z jadącego samochodu przez al. Krasińskiego... Jaki syf - jęknąłem... - Zakałużone szare krzywizny. Po prawej kamienica, gdzie do dziś mieszka mężczyzna, a wtedy chłopak, przez którego przepłakałem najwięcej nocy... Przy takich rzeczach nikną wszelkie straszliwości z anonsów z Adama....:))

      Usuń
    3. Ja lata 90-te zacząłem postrzegać inaczej właśnie w chwili w której mogłem je sobie odtworzyć na YT lub innych archiwalnych nagraniach wideo. I wtedy czar mojego dzieciństwa prysł. Mój mały bezpieczny świat okazał się koszmarem dla wielu innych ludzi w tym sporej części moich bliskich...

      Usuń
  3. Ale Ty miałeś swój bezpieczny mały świat. Ja miałem swoje szczęśliwe momenty i przy okazji zwiedziłem wtedy pół świata za jakieś śmieszne pieniądze...
    Wiesz, moja babka, matka mojej matki, najbezpieczniej czuła się w czasie okupacji hitlerowskiej... Żyła w dostatku, gdy kawałek dalej ludzie zdychali z głodu... Tak się to w tym życiu pierdoli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwiedzenie połowy świata za śmieszne pieniądze to jest marzenie nieosiągalne...
      Choć znam takie osoby i często są bardzo rozczarowane swoim życiem... Ale to nie żadna reguła - tylko osobniki z mojej pojebanej rodziny...

      Usuń
  4. Zależy pewnie, czego się od życia oczekuje. Ja się nigdy niewiele spodziewałem, więc i nie jestem zbytnio rozczarowany. To sprawa chybiona, to syf, z paroma przyjemnościami... Na drugi raz bym się nie pisał.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce

Klaus Mann. Ucieczka na Północ