Zagajewski
Nie jest to przypadkowy obrazek. Planty. Spod ręki Wyspiańskiego. Zagajewski mówił, że nie jest zbyt oryginalny, krakowskie Planty bowiem lubił, a zwłaszcza ten odcinek między Filharmonią a Wawelem, ten właśnie, sportretowany kiedyś przez mojego ukochanego Wyspiańskiego...
Z wielu powodów mam emocjonalny stosunek do tego miejsca, w tym miasteczku, tak zwykle niefotogenicznym...
Rozpacze, smutki, ale i podniecenia, schadzki i obłapki szczeniackie... Tam się ciągnie swoje smutki, strachy, tęsknoty i miłości... To istotnie drogie miejsce.
Miejsca Zagajewskiego, co umarł w Dniu Poezji... Lwów, Kraków, Paryż, potem znów Kraków... Lubił w Krakowie te miejsca, gdzie się przyroda spotyka z miastem, ale po wygodnicku, żeby było blisko Centrum. A zatem Planty, Błonia... Zapewniał, że nigdy nie był na Kurdwanowie, i słabo znał Nową Hutę...
Sprawiał wrażenie jakiegoś takiego chłodnego zarozumialca. Ale to tylko pozory...
Lubił ptaki: drozdy, kosy, jerzyki...
Jaka to radość, gdy na majowym niebie pojawia się ten spóźnialski zwiastun wiosny, jerzyk... Przylatują na krótko, ale z takim impetem i hałasem, że aż budzą podziw... Chciałoby się mieć ich wesołość na dłużej, ale one skąpią z tą swoją wesołością - ledwie sierpień, a one już na odlocie...
Jak myślę Zagajewski, to pierwsza myśl moja - ulica Długa... W Krakowie, brzydkim, niefotogenicznym, kochanym... Żłobiona tramwajami. Kiedyś tam było aż pięć linii. Dziś jest chyba tylko jedna. To brzydka ulica, choć dziś z lepszym makijażem, i lepszym torowiskiem. Z rzadko dostrzeganym minarecikiem u zbiegu z ulicą Pędzichów... Pieszo chyba w życiu nie pokonałem jej w całości. Jestem dla niej przechodniem częściowym... Długa to Wydawnictwo Literackie, księgarnia "Pod Globusem" - dziś pomniejszona, chyba na rzecz jakiegoś banku - dziwić się nie ma co, bo świat hołocieje na potęgę... I pierogi szwedzkie u Svenssona... Mały odcinek przeze mnie w całości pokonany jedynie tramwajem... Do babci tamtędy jeździłem, i na te swoje studia, i trochę do roboty... Pamiętam taki mrok. Paskudna, szara ulica, gdzie co kawałek na murach ktoś napisał kredą dużą literę G ze strzałką wskazująca na dół. Nie wiem, o co chodziło? O gaz? Ale te litery "G" były pięknie kredą wykaligrafowane... Ktoś miał ładny charakter pisma, tak wnioskowałem po tej starannie wypisanej literce i towarzyszącej jej raz za razem strzałce... Krótka, nieprzebyta w całości piechotą Długa...
Naprzeciwko tego minaretu jest przychodnia, z przykrą historią, ledwie powojenną... Kto chce, może sobie gdzieś poczytać.
Mały Kraków, stary Kraków, gdzie nawet Długa jest krótka... Spotkanie przedmieść z miastem... Przy sąsiedniej ulicy, równoległej Krowoderskiej, mieszkał kiedyś Wyspiański... Za jego czasów to w ogóle stamtąd było blisko do łąk, do chwastów, i widać było Kopiec Kościuszki z niebieskiej pracowni...
Długa, Zagajewskiego, też trochę moja, jakoś tak jednak obojętnie mijana, brzydka, z niepachnącą perfumerią, z węglem rosnącym u piwnicznych okienek jesienią, jeszcze bardziej dziwna w białych letnich upałach... Warta niejednego wiersza... Droga ku wsi, droga ku miastu...
Krakowskie adresy Zagajewskiego. Między innymi to Urzędnicza. Jakże mi bliska. Mnie się kojarzy z cudownymi pierogami ruskimi i najlepszym barszczykiem na świecie, i to nie dlatego, że przed laty moja mama prowadziła tam maleńką pierogarnię, bo to nie jej zasługa, ale tych bab, które gotowały tam te wszystkie zupy, lepiły pierogi i robiły najcudowniejsze gołąbki z ryżem i pieczarkami... I mieszkał tam też cudowny kocurek Maciek, który z wielkim talentem polował na wróble, czym się lubił przechwalać... Po szkole chodziłem tam do mamy na obiady, na Urzędniczą, a Maciek dosiadał mi się do talerza... Teraz robi to nasza Kryśka, która uwielbia spożywać ze mną posiłki - to kawałeczek mięska nabije sobie na pazurek, to łapkę w sosie zamoczy; siada przede mną, gada to swoje nia - nia... Aż Franek jest zazdrosny - Popatrz - do mnie nie przylezie. - To mnie wzrusza, bo mi tego Maćka z Urzędniczej przypomina... Jakoś mnie te zwierzaki lubią. I - o dziwo - dzieci, mimo że sam dzieci nie lubię...
Poezja wywołuje jakieś duchy. A śmierć poety wywołuje je grupowo. W miejscu poety i w miejscu mieszkańca owego miejsca... Może i też poety... Ale ja mam odwagę tylko tłumaczyć... No bo jakby co, to nie ja, to on, ona...:)
Planty. Jakże cudnie też o nich opowiadał kiedyś Jarosław Iwaszkiewicz. Ileż tam cieni potrafi towarzyszyć spacerowiczowi. Jesiennie. Ale są jeszcze i te piękniejsze cienie, wiosenne...
Tak pisał kiedyś Iwaszkiewicz: Kto nie był w maju w Krakowie, ten nie wie, co to jest maj. Liście i kwiaty powpinane wszędzie w tej starej architekturze działają upajająco. Ja nie rozumiem, jak można być krakowskim studentem, jak można się tutaj uczyć, w tym pejzażu, w tej naturze... A właściwie mówiąc, tylko w Krakowie można w pełni zrozumieć, jak mogła się narodzić Lilka Pawlikowska...
Dziwne, brzydkie, piękne, niefotogeniczne miasto... Pełne poetów. Choć też już pustoszeje...
W końcu, cholera, przejdę tę całą Długą, od Nowego Kleparza, gdzie kiedyś podkrakowska wieś stawiała pierwsze kroki ku miastu, aż pod Globus i Wydawnictwo... Długa, choć krótka, w większości oglądana przeze mnie zza szyb tramwajowych...
Takie pierwsze rzeczy przyszły mi na myśl, gdy się dowiedziałem, że los postanowił odebrać nam i Adama Zagajewskiego...
Poniżej wiersz, taki po latach na czasie...
ADAM ZAGAJEWSKI
KLĘSKA
Naprawdę potrafimy żyć dopiero w klęsce.
Przyjaźnie pogłębiają się,
miłość czujnie podnosi głowę.
Nawet rzeczy stają się czyste.
Jerzyki tańczą w powietrzu
zadomowione w otchłani.
Drżą liście topoli,
tylko wiatr jest nieruchomy.
Ciemne sylwetki wrogów odcinają się
od jasnego tła nadziei. Rośnie męstwo.
Oni, mówimy o nich, my - o sobie,
ty o mnie. Gorzka herbata smakuje
jak biblijne przepowiednie. Oby
nie zaskoczyło nas zwycięstwo.
Adam Zagajewski, który proponował nam też, byśmy spróbowali opiewać okaleczony świat...
Komentarze
Prześlij komentarz