Duży Książę (13)

 Jakże miło znaleźć się znów w rustykalnych luksusach domu Luki - pomyślał Książę, nalewając sobie koniaku do kryształowego kieliszka. Zerknął znów na portret Baldura, jakoś dziwnie odmieniający się w zależności od pory dnia... - Oj, bratku, coś mi podpowiada, że ty rzeczywiście wymykasz się z tych ramek nocami, by coś nabroić w okolicy - powiedział głośno, co usłyszała wchodząca właśnie do biblioteki lady Dunghill: - Z kimże tak rozprawiasz? - zawołała rzucając niedbale na fotel kapelusz zdobny w jakieś papuzie pióra.

- Zwykłem rozmawiać z dziełami sztuki. To w gruncie rzeczy najwdzięczniejsi rozmówcy i towarzysze naszego życia.

- Jakże się cieszę, że jesteś... Wystarczy, że nie widzę cię dzień, a już tęsknię bezgranicznie.

- Moja droga - powiedział Książę i ucałował obie dłonie hałaśliwej lady. - Czy napijesz się czegoś? Chętnie cię obsłużę.

- Będę zachwycona! - krzyknęła rozanielona lady. - Podwójną szkocką, jeśli łaska.

- Istniejący tu wybór pozwala przychylnie odnieść się do twych oczekiwań... Życzysz sobie lodu?

- Wykluczone!

- Moja ty droga mężczyzno... Jakże miewa się szanowny małżonek? - spytał podając jej szklaneczkę z zamówionym trunkiem.

- Celebruje dziś życie, w przyjacielskiej odsłonie. Mnóstwo alkoholu, tłuszczu, tytoniowego dymu, i jedyne kobiety to kelnerki. Cieszy się swymi przyjaciółmi, których naturalnie obdarowuje serdecznymi uszczypliwościami. Gdyby żył Gustav Wied, z pewnością by to opisał. Byłoby, przypuszczam, równie wesoło jak we "Wcielonej złośliwości".

- Nie wątpię. Twój Karol to wspaniały człowiek, tak swoją drogą...

- Ależ naturalnie. Jeden z najlepszych, nienachalnych mych przyjaciół - uzupełniła lady.

- Tak. Człowiek postępuje najrozsądniej, gdy tuż po zawarciu związku małżeńskiego natychmiast o wszystkim zapomina.

- Warto jednak przy okazji pamiętać o majątku!

- Święte słowa! Tak cię piszą, jak im płacisz.

- Ale gdzież to cię poniosło? Tak byłam rozczarowana, gdy nie wybiegłeś, by mnie powitać.

- Byłem z wizytą duszpasterską u tutejszego księdza, a także z gospodarską, na stacji.

- Owocne to przynajmniej?

- Pouczające. Ksiądz ma się dobrze, bo niewiele się zastanawia. A na stacji... Jakże na wyrost niektórych ludzi nazywa się gejami. To w wielu przypadkach pachnie niezłą ironią. Cóż za niedorzeczne słowo, pasujące raczej do kogoś, kto biegnie sobie wesoło przez świat, napycha sobie brzuch, robi pieniądze, i którego uczuciowość to ledwie pornograficzne łaskotki.

- Coś takiego?

- Bardzo lekkomyślnie posługujemy się słowami. To rodzi wiele nieporozumień, moja droga. I tworzy nadto zupełnie niepotrzebne podziały. Tam, gdzie przydają się słowa, zazwyczaj ich brak; tam, gdzie zupełnie są niepotrzebne, napotykamy ich nadmiar. Ale to taka specyfika życia - nie wiedzieć dlaczego, wszystko zdaje się lgnąć ku najbardziej chybotliwym podstawom...

- Ach, jakże ten Baldur przypomina mi Edwarda - zmieniła temat lady.

- Tylko nie zacznij znów lamentować. Ten temat już omówiliśmy.

- Ty zawsze tak po swojemu. Człowieka to drażni, a jednak nie może się on...

- Moja droga - przerwał jej Książę - wszystko, co ludzkie, jest mi najzupełniej obce. Nic nie rozumiem, zatem na zimno wzruszam ramionami. Niechże więc i tak będzie, mówię sobie... Oczywiście że postępowanie Edwarda było niedorzeczne, tak jak niedorzeczną zupełnie rzeczą było powoływanie go na ten świat, choć oczywiście pojmuję, że ten seksualny występek mógł być podyktowany tą waszą nieznośną dumą, do której już tylko z żartobliwością można się odnosić, co i ty sama czynisz, więc chyba żaden to afront... W nim pokładano nadzieję, to od jego uciesznej hydrauliki miało zależeć, że płomień, w waszym wypadku już genetycznej obrazy zostanie podjęty przez kolejne pokolenie... Od pięciuset lat wyzwisko Księżnej Elżbiety tak sobie wzięliście do serca... Swoim samobójstwem - bo tak to chyba należy nazwać - przekreślił te plany definitywnie. Bo, zdaje się, małżeństwo twojego brata już całkowicie zniechęciło do kobiet, co w tym wypadku jest budujące, bo znaczy to ni mniej, ni więcej, że ten wielopokoleniowy gniew jednak wygasa... Jeśli człowiek chce odejść, nie trzeba mu stawać na drodze. Po co powstrzymywać coś, co samo nie chce trwać?... A że to z powodu poezji...

- Wszystko to jest takie straszne. Ale rodzice są ci wdzięczni, że zadbałeś o godne uczczenie jego osoby.

- Ach, kochana moja, oszaleliśmy do tego stopnia, że co rusz domagamy się jakiejś odświętności. Uroczyste klasówki, ceremonialne zakopywanie w ziemi bądź ukrywanie po piwnicach, a w międzyczasie jeszcze nasze zakochania czczone czasem obrączkowaniem, rzucaniem wzniosłych słów na wiatr, wystawnym obiadkiem i morzem alkoholu... Boże drogi - miłość... Ot - świństwo umajone. Ale powiedz, co ciebie przygnało tu w tę niepogodę? Przecież niedługo zamierzam wrócić do stolicy... Wszak remont tej naszej starej pomarańczarni już na ukończeniu... Ma być gotowa w przeddzień rocznicy mojego ślubu. To będzie cudowna przestrzeń, i tam zorganizujemy tę twoją upragnioną aukcję. Ale najpierw przywrócimy budowli życie nastrojowym malarstwem. Ta kompozycja będzie się może trochę kłóciła, ale chcę zarazem powspominać, a jednocześnie porozkoszować się i w ten sposób mym obecnym stanem... Wiesz, że miesiąc miodowy spędziliśmy w norweskim Sørlandet, przeto zawiśnie tam mój upragniony Johan Nielssen: te jego przecudnej urody, po bożemu namalowane nastrojowe pejzaże, rozkoszne żaglowce i melancholijne rybackie łodzie, jakich próżno już szukać... Och, można by się rozwodzić nad ich symboliką... Mniejsza o to... A obok Munch w tej swojej cudownie pogodnej odsłonie, ci jego wspaniali, nadzy, mozaikowi kąpiący się mężczyźni... Nie towarzyszą im kobiety, nie ma bólu i poczucia winy, są tylko oni: goli, odprężeni, szczęśliwi, cieszący się swym towarzystwem, którym wszystko zdaje się sprzyjać, na czele ze słońcem... Oto świat w najulotniejszej, najradośniejszej, najświetlistszej postaci... Kiedyś pewien prawnik i przyjaciel Muncha chciał zorganizować wystawę właśnie z tymi kąpiącymi się mężczyznami. Ale że nagość męska co jakiś czas popada w niełaskę, także i wtedy nie pozwolono mu na te radosne golizny. Prawnik był oburzony! Jak to tak? A gołe baby to wiszą wszędzie i nikt się nie oburza - mało tego - co drugi bałwan gotów jest rozprawiać o nich nawet podczas obiadu!... Dziś na szczęście ten problem nie istnieje... Zatem tak będzie... Ależ się rozgadałem... Co zatem...

- Przecież i mnie się należy odpoczynek. A Luka jest taki cudowny, gościnny w sposób nienachalny...

- O tak, on ceni ludzi, którzy potrafią o siebie zadbać...

- I obiecałam pannie Havant, że pokażę jej owo miejsce nad strumieniem, gdzie słoń zadeptał tego tu Baldura.

- Coś mi podpowiada, że on, podobnie jak jego mitologiczny imiennik, nie umarł tak całkiem... Ale że też te kobiety tak pielgrzymują do tego strumienia...

- Coś mi się zdaje, że masz rację: ten typ tak ma, lubi grozę, tyle że odległą... 

- Więc pewnie dlatego też lubują się w mundurach. Jakże kochają mężczyzn, którzy mordują za granicą albo przynajmniej za płotem..

- Tak, a gdy przystępują do mordobicia tutaj, ja mam co robić - zauważyła lady. - Pannie Havant obiecałam tę wycieczkę jeszcze podczas imprezy charytatywnej u jej siostry. Taka była na swój wyniosły sposób uprzejma, że udostępniła nam swoje ogrody...

- Coś na ten temat pisano w plotkarskich gazecidłach... Ale chyba urobek był niezły?

- No tak, tak... Jeden z ośrodków dla zmaltretowanych matek ma dzięki temu nowe okna i załatany dach... Ale tak, pisano. Ktoś się najwyraźniej naczytał Virginii Woolf, bo w trakcie zabawy przygotowano drobny spektakl, pod koniec którego na prowizorycznej scenie znalazło się mnóstwo luster, tak że widownia porozsadzana na ogrodowych krzesełkach mogła się w nich dokładnie przejrzeć... A wiesz przecież, że człowiek w pewnym wieku nie lubi być zaskakiwany swoją lustrzaną podobizną, szczególnie w jakże bezlitosnym słonecznym świetle... Sama najbardziej lubię lustro we własnej, nastrojowej łazience - włączam odpowiednie oświetlenie i wtedy jeszcze przed namalowaniem sobie twarzy z przodu głowy wydaję się sobie taka brzoskwiniowa...

- Obrastasz puszkiem?... Dojrzewasz, moja droga. Jeszcze troszkę, a sypnie ci się wąsik!

- U nas to wszystko stoi na głowie. Gdy sypie nam się wąs, już bez oporów otoczenie zaczyna nas infantylizować.

- Podły los.

- A pani od wykwintnych ogrodów, wymuszenie uprzejma, poskarżyła się potem komuś przy herbacie, że po tym wszystkim  jej trawniki odżywały przez tydzień. Tydzień! Wyobrażasz sobie?

- Człowiekowi jest przyjemniej, gdy myślą o nim, że jest dobry... Gotów jest nawet poświęcić swój trawnik.

- A ty, widzę, nie próżnujesz. Mam nadzieję, że przy okazji robisz postępy, jeśli idzie o malarskie zlecenie.

- Najpierw muszę się napatrzeć na swój obiekt.

- To ten chłopiec?

- Ależ to dorosły już mężczyzna. Wiesz zatem?

- Naturalnie. Luka mnie we wszystko wtajemniczył. Taka jestem szczęśliwa, że korzystasz z darów życia. Pomyślałam sobie: Wreszcie!... Luka chichotał! Nasz książę ma chłopca!... Opowiedziała mi co nieco i Emma, oczywiście z surową przyganą... Za karę męczy ją teraz panna Havant... A i panna Havant też będzie musiała to odchorować, tak jak odchorowała podróż. Wyobraź sobie, że niemal natychmiast zapadła na chorobę lokomocyjną. Co chwilę musieliśmy przystawać. Z tego powodu nasz szofer postarzał się co najmniej o trzy lata... Ale chciała miejsca słoniowego wypadku, to ma, a że nic nie jest za darmo... Teraz siedzą na strychu dwie sowy, jedna z malowniczą przeszłością, druga, zbyt długo senna, już bez widoków na nią... Doskonałe materiały na przedwczesne zdziwaczenie...

- Powiadasz, że korzystam z życia... Jestem przecież taki szczęśliwy... Żona niemal zawsze daleko, więc gdy wraca, ogarnia mnie radość, tak że gotów jestem jadać z nią jej ulubione - jak by to powiedział Gogol - morskie pająki. A w tak zwanym międzyczasie w radosne przebieżki porywają nas mężczyźni! Jakże uszczęśliwiają nas ludzie, z którymi się nie pobraliśmy. Chyba że ci zaślubieni wpadają tylko na chwilę, taktownie i rozsądnie niczego nie przedłużając...

- Musisz mi go przedstawić.

- Naturalnie...

- Domyślam się, że jest piękny...

- W sam raz na rozkoszne łaskotanie. Ufam, że drogo go sprzedamy!

CDN


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Arne Garborg. Śmierć

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce

Klaus Mann. Ucieczka na Północ