I znów księżniczka Anna spadła z konia

To znak, że przybył nasz kolega Maj.

Kalendarz o tym przynajmniej powiada, bowiem za oknem klimaty raczej jesienne, bo chłód, bo rzęsisty deszcz. Ale że deszcz, to dobrze, bo pamiętam, że w zeszłorocznym apokaliptycznym klimatom towarzyszyła złowroga susza... Tymczasem jednak, mimo chłodu, kwiatki, ptaszki... Ach, jak dużo dziś tych ptaszków rankiem spotkałem, jak buszowały po trawnikach, racząc się wiosennymi dżdżowniczkami... Sama radość! Jeśli to wszystko stworzył jakiś bóg, to przyznać muszę, że gdy tworzył ptaki, był w szczególnie dobrym nastroju...

Kwiatki - od stokrotek po śliwy! Kwiatki, ptaszki, nowe łaszki... Mimo tego epidemicznego przyduszenia...

Troszkę oklapł nam ten zarojony szkodnikiem - pracusiem świat. Ta syta część ludzkości znalazła w nim wesołe miasteczko, a tu raptem okazuje się, że jakiś hiszpański koncercik to ledwie eksperyment. Tak się porobiło... A zabawa to przecież najseriozniejszy biznes naszej doby. Tęsknimy za normalnością, czyli za gargantuicznym pożeraniem, spalaniem. Chociaż i tak nie ustajemy, a naszej planetce już od jakiegoś czasu idą bąble nosem, ciągle idą, niestety pełne CO2 i metanu.

Chcemy znów wrócić do zabawy... Walka o przetrwanie to przecież już jakieś odległe czasy, a dziś odleglejsze tereny. Chyba że ktoś lubi, ale wtedy mężczyźni płci obojga, przy wsparciu sponsorów, idą sobie gdzieś w resztki dzikości, żeby je upokarzać rakami, nartkami... Ot, żeby zrobić kupę w najdziwniejszym miejscu. Tu byłem! (Taki to sport - jak Scott dotarł do Bieguna Południowego, to znalazł namiocik Amundsena, z liścikiem, a dookoła było nasrane i nalane... Przedstawiciel imperium, miał być, w razie czego, posłańcem... I po części nim się stał - nie przeżył, ale dla głupiej propagandy był jak znalazł, wystarczyło tylko przemilczeć pewne błędy i nieudolności...)

Ale już nie miejsce na ironię. To w końcu maj... Nawet jest troszkę jak dawniej, po kapryśnym kwietniu, od jakiego się odzwyczailiśmy; chłodnawy, ale już zazieleniony maj. Tylko patrzeć, jak wrócą jerzyki... Zawsze za nimi tęsknię... Są takie nieziemskie, albo ziemskie, ale nad wyraz oszczędnie...

Zatem maj, zainaugurowany przez upadek księżniczki Anny, który został udokumentowany w tekście Agnieszki Osieckiej.

Cudna piosenka, wiosenna, lekka, jazzowa... Muzyka Jan Ptaszyn Wróblewski... A to z niezapomnianego koncertu "Zielono mi" - to był chyba najcudowniejszy moment w historii tego festiwalu, już nie do powtórzenia... Wszyscy wtedy dali tam z siebie co najlepsze... Także i cudowna Ewa Bem, właścicielka bardzo szczególnego głosu... To wykonanie z "Zielono mi" z 1997 roku było chyba najlepsze...

I niech do Was mrugnie los!! Tylko żebyście po tych uśmiechach byli potem fajni, czuli i odpowiedzialni, bo z takiej wiosny wykluć się może całkiem nowe życie, cudze, nie wasze, żeby było jasne!:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce