Andrzej Zaucha i Alicja Majewska - Sunrise Sunset (1991)

Szalejcie aorty, ja idę na korty... Może nie tak dosłownie, bo rakietę tenisową to ja miałem w ręce ostatnio ze dwadzieścia lat temu, ale pogapić się lubię i często jak wracam z przejażdżki rowerowej, to przystaję przy kortach, które mam dwa kroki od domu, żeby się trochę pogapić, gdy ktoś gra... Oczywiście zerkam też na Wimbledon. Cudowne tradycje, obowiązkowa biała elegancja zawodników i zawodniczek, wytworni widzowie, smaczne truskawki... Zawsze przy okazji tenisistów przypomina mi się stary Tomasz Mann, który razu pewnego podziwiał marzycielsko gracza z Argentyny, a w szczególności jego nogi: Ach, te nogi cudowne, kto by nie chciał ich dotykać... Piękni, sprawni panowie, sprawne też panie, choć może nie takie piękne, w tych okolicznościach dalekie bowiem od zjawiskowości... Można bzdurzyć i dziwaczyć w sytuacjach bawialniano - ulicznych, jednak pełne młodości korty, boiska, lekkoatletyczne stadiony z całą stanowczością rozstrzygają, która płeć jest tak naprawdę ową płcią piękną... To zupełnie zrozumiałe, że sport w męskim wydaniu budzi jednak większe emocje i zainteresowanie. Szalenie istotną cechą jest wszak widowiskowość.

Zatem korty dziś... Także muzycznie można się na nie przenieść... To już trzydzieści lat! Od tamtego występu. I wkrótce, jesienią, minie tyle samo lat od tragicznej śmierci Andrzeja Zauchy i jego przyjaciółki. Jak to powiedział  Jan Nowicki, Zaucha zginął taką przedwojenną śmiercią - silne emocje, chorobliwie zazdrosny mąż, broń palna... Wszystko to się wydarzyło w Krakowie, na parkingu przy Włóczków (dziś już go nie ma - stoi tam hotel), tuż po spektaklu "Pan Twardowski" w teatrze STU, w którym pan Andrzej występował... Szokująca to była wiadomość, która prędko rozeszła się po mieście. Pamiętam, jakby to było wczoraj...

Nagle wszystko w życiu biorą diabli. A Andrzej Zaucha artystycznie był w niezłym momencie, udanie realizując się nie tylko jako wokalista, ale także jako aktor, i też w życiu osobistym jakoś tak wychodzący powoli na prostą po stracie żony... Bardzo utalentowany, pełen entuzjazmu muzyczny samouk, lubiany, choć niektórzy się czepiali, że w latach osiemdziesiątych poszedł w nazbyt lekki repertuar... Potrafił zaśpiewać wszystko... Ktoś słusznie zauważył, że ten, co zdolny, wystarczy, że wyjdzie i zaśpiewa - nie potrzeba do tego laserów i epileptycznych mrugań... 

Biały dzień, na kortach, ot tak, na świeżym powietrzu, na wietrze, malownicza chwila, co już sobie uleciała, choć uprzejmie zarejestrowana dla potomnych. Można więc cofnąć się o trzy dekady. Alicja Majewska, niezapomniany i uroczy Andrzej Zaucha w utworze "Sunrise Sunset" ze "Skrzypka na dachu"...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce