August Strindberg. Listy miłosne i nienawistne

Widziałem wielu niezwykłych ludzi, od Hebbla po Brahmsa i Wagnera, ale takiego człowieka jak twój mąż nie spotkałem nigdy! Taki człowiek stworzony jest do piedestału, a nie do małżeństwa. - Tymi słowy zwrócił się do swej córki Fridy radca cesarskiego dworu i redaktor naczelny "Wiener Zeitung" Friedrich Uhl... Sam uroczy rozwodnik, wielce przywiązany do swej byłej żony, piszący do niej codziennie listy. Przypatrywał się, w jaką to przygodę wpakowała się jego córka, co po religijnie zdziczałych szkółkach wybrała się, oswobodzona, zachęcona przez ojca do zajmowania się krytyką teatralną, w świat, zdziczały na inny, wesoły sposób! Berlin. Jak dziś tak i wtedy, sto przeszło lat temu, wspaniały. Wówczas z rozpijaczoną bohemą z Augustem Strindbergiem na czele, który wyniósł się do Niemiec z mocnym postanowieniem: żadnego więcej małżeństwa, żadnych kobiet, szczególnie tych wyzwolonych. No, a jeżeli już, to młoda, biodrzasta, piersiasta; najlepiej ekssłużąca... I trafiła się - młoda, rozłożysta, z cyckiem, tyle że daleko jej było do ekssłużącej. Owa Frida... Jakaż to potulna gąska uderzyłaby do Strindberga? On był skazany na te tzw. wyzwolone, z ambicjami, ciekawskie... Taka była też Frida Uhl, ciekawa życia i zafascynowana genialnym pisarzem, nie pozostającym obojętnym wobec jej wdzięków... "Czy chciałby Pan mieć ze mną romans, Auguście Strindbergu"? Naturalnie August przystał na propozycję, co skończyło się krótkotrwałym małżeństwem, a przy okazji Frida dołączyła do obszernej, liczącej setki, setki, grupy adresatów jego listów... Jak powiada Jan Balbierz, Strindberg to werbalna furia każąca zapełniać tysiące i tysiące kartek słowami. Pewnego rodzaju szaleństwo, istny gmach malowniczego, twórczego szaleństwa, biorąc pod uwagę rozmach zainteresowań tego człowieka pióra. Wśród jego pism jest i mnóstwo listów. Jego epistolograficzny dorobek obejmuje, jak szacują, około piętnaście tysięcy tekstów, z których większość dotrwała do naszych czasów. (Łącznie ukazały się 22 tomy listów pisarza: Strindbergs brev, Bonniers, Stockholm 1948 - 2001.) To głównie, jak mówił Strindberg, listy handlowe, ale są w nich również te z uczuciami, przyjemne i wredne, miłosne i nienawistne, do kobiet swego życia... Janusz B. Roszkowski, zainteresowany szczególnie tymi małżeńskimi historiami Augusta, być może sam z jakimiś niezbyt fortunnymi doświadczeniami z tego obszaru życia (w gruncie rzeczy wdzięczni mu byli zawsze mężczyźni, że wywalił trochę prawd o życiu małżeńskim, wtedy, gdy o brudach zwykle się milczało, a także - abstrahując od wszystkich tych kuriozalnych rzeczy, jakie wypisywał o kobietach - jego głos doceniały co rozumniejsze panie, pojmujące, że i pozycja mężczyzn w ówczesnych realiach była nader często paskudna) wybrał i przetłumaczył trochę tych pism narzeczonego, małżonka i rozwodnika... Tak, do piedestału to on się istotnie nadawał. Doskonale wiedział, jaka jest jego waga, nawet wtedy, gdy świat nie dysponował jeszcze odpowiednią szalą, by się o tym przekonać. Nawet jego głupstwa przyciągają. Ma w sobie jakiś magnetyzm. Pozwala się ze sobą zaprzyjaźnić, a właściwie to zarzuca sieć, wiąże... Zdaje się, że tłumacz pism z tomu "Listy miłosne i nienawistne", w ostatnim mieszkaniu Augusta, przemienionym w muzeum, zrobił rzecz raczej zabronioną - położył się cichaczem na jego łóżku, tym już ostatnim w jego życiu. Muszę powiedzieć, że sam tam, przy Drottninggatan, miałem ochotę na coś podobnego. Ale się jednak nie ośmieliłem - patrzyłem tylko z nabożeństwem na wszystko, niczego nie dotykając. Może tylko otarłem się o framugę, przy której pozował kiedyś do zdjęcia, na którym jakoś tak zawsze mi się w swej pozie kojarzy z Rotmistrzem z "Ojca" - mocarz, lew, pokonany jednak w sztuce, doprowadzony do obłędu przez kobietę... Przyjaciel Strindberg. Niezawodny, bo dla żywych zza nieprzekraczalnej granicy. Wydaje się, że z tym człowiekiem najlepiej jeszcze mogło się układać na dystans, choć i to nie zawsze. Jakaś drobna nieostrożność, jakiś żart niewinny czy niewinna krytyka mogły wywołać istne piekło... Wyjść za Strindberga? Tego nie życzyłbym nawet najgorszemu wrogowi. Przyjaźń? To była też niebezpieczna sprawa. Mógł uderzyć z furią... Mówiło się, że jego niegdysiejszy przyjaciel, pisarz Gustaf af Geijerstam, umarł przedwcześnie, po tym jak go Strindberg zjechał w "Czarnych chorągwiach" - taki mord w druku... Niekiedy drobiazgi sprawiały, że ten podejrzliwiec obrażał się, naburmuszał, wściekał, jakby całkiem pozbawiony dystansu do samego siebie... Na okładce wyboru "Listy miłosne i nienawistne" widnieje litografia Edvarda Muncha z 1896 roku. To bardzo często powielany portret Augusta Strindberga, którego ogarnęła wściekłość, gdy zobaczył tę pracę. Uznał, że Munch jest wredny i złośliwy. Po pierwsze - nie każdy zwraca na to uwagę - w podpisie jest błąd. Najprawdopodobniej to niezamierzona pomyłka, zwykłe zjedzenie litery. Tak czy owak jest to podobizna kogoś, kto nazywa się A. Stindberg... To oczywiście rozzłościło Strindberga, przekonanego, że Munch z pełną premedytacją zjadł "r", czyniąc w ten sposób niewybredną aluzję do jego postury i przy okazji charakteru... Stin... Brzmi jak "stinn", co po norwesku i szwedzku znaczy: gruby, napchany... A po drugie - obramowanie tego bardzo dobrego dziełka stanowią linie, które w pewnym momencie przemieniają się w gołą babę... Oto Strindberg otoczony babskim zygzakiem. W koktajlu miłości i nienawiści. Samoodnawiająca się bomba. Jakby inni ludzie byli takimi workami treningowymi dla jego emocji. Żony, przyjaciele... Nikt nie mógł przewidzieć, kiedy spadnie na niego burza... W czasach paryskich pogrążający się w kryzysie alchemik, laboratoryjny poszukiwacz złota, czyniący swe eksperymenty nie byle gdzie, bo na Sorbonie, klepał biedę, przestał troszczyć się o wygląd i o zimowej porze okrywał się jakimś letnim paletkiem. Wtedy Knut Hamsun zaapelował do skandynawskiej społeczności we Francji, by wspomogła finansowo szwedzkiego pisarza. Udało się zebrać sporą sumkę. Hamsun oczywiście został przez Strindberga obsobaczony, że ten próbuje jego kosztem zdobyć sobie jakiś poklask. Ale to też nie przeszkodziło Strindbergowi, by do tego samego Hamsuna pisać potem delikatne skargi, że biedny musi biegać co chwilę na pocztę, by odbierać nadsyłane pieniądze... Znużona zarzutami i wybuchami męża Frida tak o nim napisała: "Ten sam człowiek, który uczył mnie modlić się do kwiatów, ten sam człowiek wdeptuje mnie w błoto w dzikiej nienawiści, żeby uwolnić się ode mnie i od codzienności. I to jest najwyższy nakaz, wynikający z wewnętrznego przymusu. Ten sam człowiek, który drżał przed piorunem, chował się przed burzą, który nie może patrzeć na lustro w jasnym pokoju i nie znosi własnego wizerunku - ten sam człowiek wychodzi w świat i rzuca mu wyzwanie, głoduje i marznie. Nic innego nie potrafi".

Człowiek szuka szczęścia. Raczej mu się nie chce myśleć, że to może drogo kosztować... Bo jak myśli, to... Krystyna Wazówna u Strindberga wyzywa Totta: - Tchórzu!... Nie masz odwagi przyjąć życia w męce za chwilę szczęścia... August nie chciał być tchórzem i próbował szczęścia, które pukało od czasu do czasu w jego okienko... Te, co pukały też były odważne i jeszcze na dodatek domagające się swoich praw... Strindberg dość proste czynił porównania. Stawiał bezlitośnie znak równości między emancypantkami a kurwami, zapijaczonymi wywłokami rzygającymi i lejącymi po bramach... (Najwyraźniej uważał, że w pewnych obszarach mężczyzna wypada jednak lepiej, w każdym razie nie zawsze musi się wybebeszać, bo gdy na przykład idzie się odlać w bramie...:)

Najgorzej, gdy ludzie schodzą się, by przy sobie majstrować. Zawsze któraś ze stron musi zacząć wierzgać. Kiedyś było prościej, żelazne zasady, ostre podziały ról. Człowiek był trochę takim schwytanym słoniem, który po pewnym czasie przestaje się miotać i przyjmuje swój los... Strindberg trochę tak chciał pętać, reżyserować, tworzyć dla wszystkiego dekoracje według własnego uznania, chciał budować szczęście według własnej recepty. Tyle że pragnienia rozminęły się z rzeczywistością. Słonie jednak zapragnęły jakiegoś szerszego wybiegu. Także te płci odmiennej. Strindbergowi nie przytrafiła się odpowiednia partnerka. Nie wiadomo nawet, czy gdziekolwiek istniała istota z odpowiednio wytrzymałego materiału na żonę dla Strindberga... Zawsze przecież istniało ryzyko, że człowiek mógł stać się jego konkurentem, a także zdradziecką szują, złodziejem pieniędzy i myśli etc, etc... Byli pisarze, co mieli swoje heroiczne kobiety, bez których może nawet nie zdołaliby przetrwać zbyt długo... Wielki Dostojewski bez Ani? Hamsun bez Marii? Tomasz Mann bez Katii?... Strindberg jawi się na ich tle jak mocarz w swej szarpaninie z pod pewnymi względami nieprzychylnym losem. Życiowy bałagan podsycał jego furię, jakby samo życie potrzebowało go w charakterze medium, by za jego pośrednictwem, w ekshibicjonistycznym podnieceniu opisać nie zawsze elegancką i czystą podszewkę... Ktoś się musiał poświęcić. Strindberg zresztą lubił przedstawiać siebie jako kozła ofiarnego. No tak, w pewnym sensie byłby może zupełnie kimś innym, być może nawet zapomnianym, gdyby nie Siri, Frida i Harriet...

Tomasz Mann w eseju o małżeństwie pisał w 1925 roku, iż równouprawnienie kobiet i kulturowe dyferencjacje uczyniły znacznie trudniejszym wytrwanie w nierozerwalnym do końca życia węźle małżeńskim, co właściwie możliwe jest tylko przy patriarchalnej prostocie duszy, zmysłów, nerwów. "Do tego, aby żyć w szczęśliwym stadle małżeńskim, trzeba być obecnie o wiele bardziej tolerancyjnym, dyplomatycznym, delikatnym, czułym, troskliwym, opanowanym i posiadać o wiele większą sztukę życia, niż było to konieczne w prymitywnych czasach. Nie ulega wątpliwości, że wszystko to prowadzi do wyjątkowego wzrostu rozdrażnienia, nawet jeśli osobne sypialnie i inne zainteresowania redukują liczbę powodów do starcia. Mimo to nutka nieokreślonego zniecierpliwienia drży w głosie małżonków, nawet w towarzystwie - oznaka tego, że w każdej chwili może dojść do hańbiącej eksplozji nawarstwionej masy irytacji. Nawet powierzchowna obserwacja większości małżeństw przywodzi na myśl Strindbergowskie reminiscencje, piekielne reminiscencje. Wniosek, że dziewięćdziesiąt procent wszystkich małżeństw jest nieszczęśliwych, nasuwa się sam". Strindbergowskie spięcia były i u Manna, jednak nieporozumienia nigdy nie trwały długo. Mann miał szczęście. Ale był Czarodziejem, co jakoś łagodziło jego wewnętrzne zawiłości. Katia była taka wyrozumiała, także i wobec jego problematycznej seksualności, tak że nawet udało się zrobić gromadkę dzieci, poorientowanych potem erotycznie na wszystkie strony...To był taki ironiczny patriarcha, który siadał razem z żoną i dziatwą, by czytać Biblię, tyle że napisaną przez siebie, tak że wszyscy pokładali się ze śmiechu... Człowiek zawsze przyjmuje jakąś rolę, i najlepiej, żeby to była jego decyzja, niewymuszona. Katia przyjęła rolę szefowej swego rodzaju przedsiębiorstwa... Tomasz Mann lubił anegdotę Kleista o Janie Sebastianie Bachu, który był tak przyzwyczajony do tego, że żona załatwiała za niego wszystkie życiowe sprawy, iż pytany o zalecenia dotyczące jej pogrzebu, odpowiedział, szlochając: "Spytajcie mojej żony!"... Mann miał ten komfort, że mógł nawet nie pamiętać, w jakim banku leżą jego pieniądze... 

Tak, właściwie Frida Uhl chciała być taką szefową przedsiębiorstwa. Była istotnie Strindbergiem zafascynowana, ale wzbudziła tylko podejrzenia, gniew, zazdrość... Więc ustąpiła, chociaż bliscy zarzucali jej, że z Augustem obchodziła się nieumiejętnie... Ich córka miała do matki żal... Gdy podrosła, tuż przed  pierwszą wojną światową pojechała do Szwecji, by uczyć się języka. Chciała z oryginalnych tekstów poznać swego ojca. Matce nie mogła wybaczyć jej "okrucieństwa". Kerstin po nieudanym małżeństwie znów opuściła Austrię i w 1925 roku osiadła na stałe w ojczyźnie ojca. W czasie drugiej wojny pomagała uchodźcom. Zmarła w 1956 roku w szpitalu dla obłąkanych...

"Listy miłosne i nienawistne" to takie trzy historie małżeńskie. Korespondencja Strindberga z komentarzem i objaśnieniami tłumacza. Trochę jak powieść. O niemal całym jego życiu, tym prywatnym. Spotykamy go tu już jako dwudziestolatka, i towarzyszymy właściwie aż po kres jego życia, a nawet wybiegamy nieco dalej... W 1869 roku baronówna Siri von Essen przyjechała z rodzinnej Finlandii do Sztokholmu i po raz pierwszy poszła do Teatru Dramatycznego. Grali "Marię Stuart" Bjørnstjerne Bjørnsona. Pewnie nawet w trakcie przedstawienia nie zwróciła szczególnej uwagi na młodzieńca, który w epizodycznej roli parlamentariusza pojawił się na scenie jak huragan, wykrzyknął jedenaście słów, i zniknął. Nikt nie wiedział, kim jest ów młodzian, bo jego nazwisko nie figurowało na afiszach. A to był sam August Strindberg!... Wtedy jeszcze Siri nie wiedziała, że za jakiś czas, gdy będzie już mężatką, wpadnie huraganem i do jej życia... Siri marzyła o teatrze... Jak tu nie wierzyć w znaki... Splot pewnych wydarzeń sprawił, że drogi baronowej Wrangel i Strindberga się ponownie skrzyżowały. Jakież to osobliwe - Siri i baron Wrangel uwili swoje gniazdko dokładnie w tym mieszkaniu, w którym kiedyś żył Strindberg i gdzie przecierpiał wszystkie burze dojrzewania. Siri, w nudnym stadle, zamknięta jakby w bombonierce, czytuje jednoaktówki owego Strindberga. "W Rzymie", "Hermione", "Wolnomyśliciel"... Wzrusza się do łez. Chce żaru prawdy i wolności... Wreszcie rozwija się romans, tak chce przypadek. Mąż zainteresowany inną chce ją właściwe wypchnąć ze swego życia. Potem jeszcze umiera ich dziecko, zatem jakby okowy się definitywnie rozluźniają. Wszystko jest takie obiecujące, z całym tym erotyzmem ukrytym w gazach, tasiemkach, haftkach, halkach, gaciach, kalesonach, majtadałach... (Zawsze mi się przypomina przy tej okazji Jerzy Waldorff, który o ówczesnej kobiecie mówił, że była jak kolumna, przy której niemało trzeba było się natrudzić - cóż to było za erotyczne wyzwanie dla mężczyzny, który niczym robotnik musiał przystępować do prawdziwie ciężkiej rozbiórkowej pracy... Ileż to warstw trzeba było pokonać, by napotkać wreszcie tkwiący w środku budzący pożądanie żywy organizm...) Miłe początki piekła... Ta część listów to źródło, z którego wypłynęła "Spowiedź szaleńca", owa niedyskretna powieść, która wstrząsnęła ówczesną Europą! Pyszny skandal. Procesy. Strindberg, co wywala swoje brudy, by wykarmić pisklęta... (Później Frida przeczytała w tajemnicy tę książkę i zastanawiała się czy i ją August tak obsmaruje, jak obsmarował Siri.) Śliczna miłość przerodziła się w życie z gadem chcącym okraść, ośmieszyć, stała się nadto babraniną w jakiejś, jak to się wyraził, lesbijskiej menażerii... 

Potem Berlin. Wspominana już Frida. A przy okazji jeszcze na boku nieco tajemniczy romans z Dagny Juel. Dagny, panna z bohemy, która rychło w jego oczach stała się zachlaną zdzirą i padliną. Strasznie mu zalazła za skórę, ale dlaczego tak naprawdę, tego nie dowiemy się nigdy... Dość, że ona i jej Przybyszewski dali pożywkę do wariackich podejrzeń... Stanisław Przybyszewski vel Polska zdradził kamrata. Strindberg żalił się Bengtowi Lidforssowi: "Ponieważ Polska uwielbia jej menstruacje i jest od niej tak zależny, że poświęca swego męskiego druha na rzecz zachlanej zdziry, stanowi tym samym śmiertelne niebezpieczeństwo". To już tylko krok, by Przybysz stał się mordercą z "Inferna"... Niemcy, Francja, Austria, cały ten okres dał życie wspomnianej powieści, do której zasiadł w Lund, też piekielnym dlań wówczas... Prof. Antoni Kępiński uznał "Inferno" za doskonały przykład twórczości schizofrenicznej. Świetnie skonstruowane, podobnie zresztą jak "Spowiedź szaleńca", dzieło...

Wreszcie znów Sztokholm. I Norweżka Harriet Bosse. Młoda aktorka, do której Bóg się uśmiechnął. Strindberg zapragnął ją poznać bliżej. Dziewczyna była oszołomiona. To tak jakby dziś jakaś fanka dostała zaproszenie na kolację od swego estradowego idola. Absolutne uwielbienie i zgoda na wszystko. Chciał mieć z nią dziecko. Ona jak w transie odpowiedziała: "Tak"... Chciał być cudownym ojcem i kochającym mężem. Pragnął, by Harriet pogodziła go na nowo "z ludźmi i z kobietami". Znów przygotował scenę, dla nowego życia. Tyle że Herriet nie pragnęła złotej klatki... Potem życie jej dopiekło i pożałowała trochę, że jednak odrzuciła opiekuńcze skrzydła... Ale ten związek był dość udany. Małżeństwo się rozpadło, ale pozostała przyjaźń. I jako wybitna aktorka z dramatami Strindberga, niektórymi napisanymi specjalnie z myślą o niej, zżyta była aż do końca swej kariery... Rozstawszy się ze Strindbergiem wyszła za kolegę z teatru, aktora Gunnara Wingårda... Los chciał, że obu mężczyzn jej życia śmierć zabrała w tym samym 1912 roku. Strindberg umarł na raka, Wingård popełnił samobójstwo... Ten 1912 był takim żałobnym rokiem w kręgu Strindberga, bo wtedy też w katastrofie kolejowej zginęła jego córka Greta, a także zmarła Siri... Strindberg zdążył jeszcze posłać do Finlandii wieniec dla swej pierwszej żony, którą chyba kochał najbardziej. Na szarfie nie było żadnego napisu, a sam wieniec tworzyły białe kwiaty, jakby symbol niewinności... Rok wcześniej, gdy sprzedał prawa do swych "Pism zebranych", na stole w jego domu znalazła się kupa pieniędzy. O, aż drżał z podniecenia. Cztery stosy po sześć tysięcy ówczesnych koron. Majątek! Wezwał wszystkie dzieci z pierwszego małżeństwa: Karin, Gretę, Hansa. Podzielił kasę. I czwarty stos kazał przekazać... Siri. Wreszcie się wypłacił...

Hans też umarł wcześnie, w 1917. Długo pożyła Karin, która swe życie poświęciła na rozprawienie się ze "Spowiedzią szaleńca", w niezbyt przekonujący jednak sposób. Zmarła w 1973, mając 93 lata. Harriet Bosse zmarła w Oslo w 1961. A córka Harriet i Augusta, Anna - Maria, adresatka pięknych "Bajek", dożyła aż 105 lat i odeszła w 2007 roku... Długowieczny owoc jednej z gorących miłości Strindberga, co niestety palić umiały tylko jak rozwścieczony wulkan...

Tak więc skoro powędrowałem wcześniej na powrót do "Czerwonego pokoju" i wspomniałem rocznicowo Dagny, postanowiłem na moment pozostać jeszcze w Strindbergowskich klimatach i przypomnieć o listach, miłosnych i nienawistnych...

August Strindberg, Listy miłosne i nienawistne, ANAGRAM, Warszawa 1998



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce